Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 20 października 2024

ZAPRZAŃSTWO JAKICH MAŁO! - Cz. XIV

CZYLI HISTORYCZNA REFLEKSJA JAKO 
MEMENTO DLA WSPÓŁCZESNOŚCI





POWSTANIE i WOJNA
Cz. XIV





 Sejm, na którym 17 grudnia 1650 r. uchwalono podatki na 51 000 armię (36 000 żołnierzy w Koronie i 15 000 na Litwie), dobiegł końca tuż przed Bożym Narodzeniem 23 grudnia. Co prawda do Czehrynia wysłane zostało jeszcze królewskie poselstwo (w skład którego wszedł wojewoda bracławski - Stanisław Lanckoroński i wojewoda kijowski - Adam Kisiel) które przywiozło Chmielnickiemu żądania zaprzestania kontaktów z obcymi dworami i trzymania wojsk zaporoskich "tam gdzie my każemy" nie mogło w żaden sposób załagodzić zbliżającego się konfliktu (a zapewne czytając ów list od króla, Chmielnicki musiał mieć z tego niezły ubaw, wiedząc już że ma pewne poparcie Tatarów, a także Turków, gdyż jeszcze w grudniu 1650 r. przyszedł doń list od sułtana Mehmeda IV, w którym ten otwarcie brał Kozaków w opiekę i wysłał Chmielnickiemu kaftan oraz sztukę złotogłowiu na znak swojej protekcji). Mimo to Chmielnicki oficjalnie w swoim liście do króla "padał czołobitnie pod nogi Jego Królewskiej Mości" wciąż deklarując i zapewniając o swej wierności Rzeczypospolitej. Jednak tak naprawdę w Koronie już nikt nie wierzył w utrzymanie pokoju i nawet opowiadający się za tym do końca Adam Kisiel był przekonany, że jest on niemożliwy do utrzymania. Zaczęło się teraz formowanie oddziałów i zbieranie ochotników (na tym minął cały styczeń i większa część lutego 1651 r.). Chmielnicki wydał rozkaz aby każdy Kozak zgromadził 5 funtów prochu i 5 kul, ale ogólnie rzecz biorąc podchodzono do tego polecenia bardzo swobodnie (prawie nikt tego nie uczynił, a ci, którym się to udało i tak wcześniej czy później przepijali to za łyk okowity lub miodu pitnego), a z raportów donoszono Chmielnickiemu iż: "Koło Dniepru i po wszystkiej Ukrainie nic chłopi nie robią, jeno piją na każdy dzień". Nastroje były oczywiście bardzo wojownicze, wszyscy oczekiwali wojny i wszyscy liczyli na łupy oraz łatwe i szybkie zwycięstwo nad Lachami, chociaż chłopi coraz częściej skarżyli się na Kozaków, iż ci zabierają im co popadnie, mówiąc: "Wolelibyśmy dziesięć razy bardziej Lachów niż Kozaków, gdyż gdybyśmy oddali czynsz, bylibyśmy wolni od danin, a tak nie ma żadnej sprawiedliwości i kto przyjdzie, ten zabiera, co jest pod ręką".

Kłopoty z utrzymaniem posłuszeństwa wśród czerni i kozactwa, nie były jednym problemem Chmielnickiego. Miał on również spore kłopot z własną żoną - Anną, o której nieciekawa opinia krążyła po całym Zaporożu. Często wybuchały między nimi kłótnie, w czasie których Chmielnicki zamykał swą żonę w domu, lub kazał ją pilnować czy aby nikt się do niej nie zbliża. Wieści o tym że żona przyprawia mu rogi, były też zapewne powodem jego postępującego alkoholizmu, gdyż w tym czasie pił już w zasadzie non stop (z niewielkimi przerwami na sen i na porannego kaca, którego ponownie leczył alkoholem). A tymczasem z Krymu ruszyła Orda jako wsparcie dla Kozaków w wojnie z Rzeczpospolitą, ze Stambułu przyszedł list do Chmielnickiego od wielkiego wezyra Meleh Ahmeda paszy potwierdzający turecką "opiekę" nad kozaczyzną, a 15 stycznia 1651 r. król Jan II Kazimierz wydał potrójne wici, nakazujące szlachcie zebranie pospolitego ruszenia. Wojna stała się faktem. Tymczasem kłopotem dla Chmielnickiego okazał się pułkownik bracławski Daniło Neczaj, który na bracławszczyźnie (idąc na czele ok. 30 000 Kozaków) już rozprawiał się z tą szlachtą, która powróciła do swoich majątków. Nie było to na rękę atamanowi, gdyż takie działanie mogło zbyt wcześnie sprowokować wojnę, co przy braku jeszcze posiłków tatarskich, nie było korzystne dla powstania (poza tym Neczaj mógł stanowić osobistą konkurencję dla Chmielnickiego, gdyż był bardzo popularny w wojsku zaporoskim, szczególnie jego otwarta niechęć do Lachów, stawiała go w kontrze do często niejasnych poczynań Chmielnickiego). Przeciwko niemu już w lutym na bracławszczyznę z 12 000 żołnierzy wkroczył hetman polny koronny Marcin Kalinowski, którego wspierał wojewoda bracławski - Stanisław Lanckoroński (miał on z Neczajem osobiste porachunki, gdyż Neczaj z zimną krwią zamordował jego posłów, wysłanych do Chmielnickiego i teraz pragnął się zemścić).




Kozacy Neczaja zdobyli Szarogród i ruszyli pod Bar - potężną twierdzę założoną ponad 100 lat wcześniej przez królową Bonę Sforzę (nazwa Bar wzięła się właśnie od jej włoskiego księstwa Bari). Tam, otrzymawszy wieści o zbliżaniu się oddziałów Kalinowskiego, zawrócił do Krasnego, licząc na co najmniej kilkudniowy odpoczynek, nim Polacy realnie podejdą pod miasto (nocą 20 lutego 1651 r. Neczaj i jego Kozacy urządzili w Krasnym imprezę, połączoną z piciem, tańcami i chędożeniem miejscowych dziewek). Oddziały polskie podeszły pod Krasne jeszcze tej samej nocy 20 lutego. Szybko zlikwidowano straże przednie i konnica pędem wpadła do miasta, pełnego ucztującego kozactwa i lokalnych mieszkańców. Początkowe zaskoczenie szybko jednak minęło i co sprawniejsi Kozacy - a także ludność miejscowa - zaczęli się bronić. Doszło do tego że oddziały Kalinowskiego prawie zostały wyparte z miasta, ale przyszedł im w sukurs rotmistrz Adam Hieronim Kazanowski ze swoim oddziałem, który uderzył z drugiej strony. Nastąpiła rzeź kozactwa w Krasnem. Wielu z nich padło trupem, część uciekła, część zaś schroniła się w dobrze ufortyfikowanym zamku kraśnieńskim. Oblężenie zamku trwało przez dwa kolejne dni, a hetman Kalinowski w tej walce dawał przykłady osobistego męstwa, pokazując żołnierzom że nie tylko potrafi dowodzić, ale również walczyć. Kozacy nie widząc dla siebie szansy na ratunek, postanowili uciec z twierdzy, ale gdy podjęli taką próbę nocą, oddziały polskie szybko zaalarmowane ruszyły na nich i cały pułk bracławski został zlikwidowany. Pozostali musieli wrócić do twierdzy, choć większość z nich była poważnie ranna. Następnego dnia rano gdy Polacy wdarli się na zamek, większość obrońców albo była umierająca, albo ledwie trzymała się na nogach - jak pisał Radziwiłł: "Kiedy nasi wpadli na zamek leżał tam na kobiercu trup Neczaja i siedziało przy nim czterech popów schizmatyckich z bratem zmarłego; wszystkich ścięto szablami. Chytry Chmielnicki chwalił to zdarzenie, gdyż ów przekroczył granice zawartego układu". Kozackie straty w czasie walk w Krasnem obliczył Radziwiłł na jakieś 10 000, choć wydaje się że ta liczba jest znacznie zawyżona.

Po czterech dniach odpoczynku, Kalinowski ruszył dalej, w głąb Ukrainy. Po drodze bez walki opanował Murachwę, Szarogród i Czernijowce, jednak gdy doszedł do silnie umocnionej twierdzy zwanej Ścianą, leżącej nad rzeką Rusawą, mieszkańcy odpowiedzieli ogniem, a także zaczęli w stronę Polaków "wypinać swe zadki". Szturm jaki powzięto na miasto, został odparty, a Kalinowski (nie chcąc tracić przy szturmach kolejnych żołnierzy), rozpoczął pertraktacje z mieszkańcami, co na drugi dzień poskutkowało zapłaceniem przez nich okupu w wysokości 4 000 czerwonych złotych i odstąpieniem od oblężenia Ściany przez hetmana Kalinowskiego. Ten następnie zawrócił do Czernijowiec, skąd 6 marca wysłał oddział na zdobycie Jampola. Twierdza ta padła, gdyż użyto tutaj głównie podstępu, a mianowicie wysłano przodem Wołocha dobrze znanego obrońcom, który twierdził, że został przysłany przez Chmielnickiego i nakazywał im być szczególnie czujnym wobec zbliżających się Polaków. Nocą podjęto szturm, który całkowicie zaskoczył obrońców a miasto szybko zostało opanowane - zdobyto w nim również znaczne łupy (np. w domu jednego greckiego kupca znaleziono 60 000 zł). Jampol spalono, a Kalinowski ruszył teraz na północ, ku Winnicy nad Bohem. Miasto to jednak już wcześniej opanował pułkownik kalnicki - Iwan Bohun (jeden z antybohaterów pierwszej części sienkiewiczowskiej trylogii: "Ogniem i mieczem"). Pierwszy do miasta zbliżył się pułk Lanckorońskiego, a ten podjął szturm z marszu który zakończył się znacznymi stratami. Gdy dotarły główne siły Kalinowskiego (11 marca), miasto nadal się broniło. Zdając sobie jednak sprawę z trudności swego położenia Kozacy postanowili wycofać się (wraz z ludnością miasta) do pobliskiego monasteru, gdzie zamierzano długo się bronić, aż do nadejścia odsieczy Chmielnickiego. Tak też uczyniono, a walki pod monasterem trwały kolejny tydzień (Kozakom w obronie pomagali mieszkańcy Winnicy - którą opuściwszy spalono, okoliczni chłopi, a także kilkudziesięciu szlachciców ruskich). Zaproponowana przez Bohuna zapłata w naturze (gdyż Kozakom brakowało pieniędzy), została przez Kalinowskiego odrzucona, a ten zażądał bezwarunkowej kapitulacji i wydania samego Bohuna w polskie ręce. Walki więc trwały nadal, a wówczas z odsieczą Bohunowi przyszedł pułk humański Jesyfa Głuchego i w starciu pod monasterem Kalinowski został pokonany, musząc się wycofać na południe (pozostawił na miejscu całą artylerię, tabory i rannych). Poszedł do Baru, następnie do Latyczowa i ostatecznie zatrzymał się w Kamieńcu Podolskim nad Dniestrem.




Ta poniesiona porażka stała się powodem nie tylko kłótni wśród dowódców (Kalinowskim i Lanckorońskim), ale także upadku ducha wśród żołnierzy, do czego też znacznie przyczynił się głód - panujący w oddziałach Kalinowskiego po utracie taborów. To też spowodowało, że żołnierze brutalnie rabowali okoliczne wioski w poszukiwaniu prowiantu. Co prawda po drodze znoszono mniejsze oddziały kozackie, ale w niczym nie poprawiło to nastrojów panujących w Kamieńcu Podolskim. Wcześniej, bo 14 lutego 1651 r. do Moskwy ruszyło poselstwo kasztelana sandomierskiego - Stanisława Witowskiego i pisarza litewskiego - Filipa Kazimierza Obuchowicza. Miało ono zawrzeć sojusz z Moskwą wymierzony zarówno przeciwko Turcji i Tatarom, jak również przeciwko Kozakom Chmielnickiego. Car Aleksy jednak stwierdził że taki sojusz będzie możliwy dopiero wówczas, gdy Rzeczpospolita ostatecznie rozprawi się z buntem kozackim na swoich ziemiach. Nie zgodził się też aby wojska polskie uderzyły na Kozaków od wschodu, przechodząc przez ziemie rosyjskie. Znacznie więcej sukcesów odniósł w tym czasie na polu dyplomatycznym chmielnickim, który uzyskał od cara Aleksego zapewnienie że nie wejdzie w sojusz z Rzeczpospolitą, od sułtana że ma jego poparcie i przykazał Tatarom aby wiernie trwali przy Kozakach do końca tej wojny, zapewnienie księcia Jerzego Rakoczego z Siedmiogrodu że uderzy na Kraków od południa, a także podporządkował sobie hospodara Bazylego Lupula po swoim zeszłorocznym wypadzie na Mołdawię. Do Tatarów Chmielnicki pisał: "Przychodźcie wybierać miód z Polski, kiedy my zakurzywszy pod nos Lachom, jak pszczoły z ula wyganiać ich będziemy!" Ale nie dosyć na tym. Chmielnicki bowiem opracowywał wielką akcję dywersyjną, która miała wybuchnąć na tyłach wojsk polskich w sytuacji, gdy te będą zmierzały na Ukrainę. Akcją tą kierować miał pułkownik Stasieńko, a pomoc uzyskać od księcia Rakoczego. W liście do władcy Siedmiogrodu Chmielnicki pisał tak: "Szlachta polska za królem idąc, zostawia bez obrony miasta i wsie swoje. Namówiłem chłopów, aby schwytawszy oręż, z tyłu uderzyli niespodzianie na nieprzygotowanych i zajętych wojną ze mną. Uderz nagle szlakiem Turcji, Siedmiogrodu i Węgier, zdobądź stary gród Wawel, na co dwóch dni wystarczy, a znajdziesz tam bogate łupy". Rakoczy zapewniał Chmielnickiego że tak postąpi, ale ostatecznie nie odważył się na taki krok. Natomiast dywersja Stasieńka wkrótce przyniesie efekty, czego przykładem będzie chociażby bunt Aleksandra Kostki Napierskiego na sądecczyźnie, a także chłopskie powstanie w Wielkopolsce (o tym wkrótce opowiem bardziej szczegółowo).

W kwietniu król polecił hetmanowi Kalinowskiemu wycofać się do Sokala, gdzie miała nastąpić główna koncentracja sił koronnych przed atakiem na Ukrainę. Ten uczynił to 22 kwietnia, ale wkrótce potem pod Kamieniec Podolski podeszli Kozacy pod wodzą Asanda Demki, którzy podjęli szturm na tę dobrze umocnioną twierdzę. Kolejne szturmy nic jednak nie dawały i przynosiły tylko coraz większe straty po stronie kozactwa i ostatecznie - gdy Demka dowiedział się że Kalinowskiego nie ma w twierdzy - zwinął oblężenie i ruszył za nim w pogoń. Dogonił go 12 maja w czasie przeprawy pod Kupczyńcami, gdzie doszło do bitwy. Zakończyła się ona całkowitym zwycięstwem strony polskiej (głównie dzięki znakomitym oddziałom Aleksandra Koniecpolskiego i Marka Sobieskiego - starszego brata przyszłego króla Rzeczpospolitej Jana III Sobieskiego). Zginęło kilku kozackich wodzów, a sporo z nich dostało się do niewoli (nie było wśród nich jednak Demki, który zdążył uciec). Następnie w drodze do Sokala Kalinowski ominął zajęty przez Kozaków Zborów, na zamku w Pomorzanach pozostawił rannych (zniszczył tam też dwie swoje armaty, których nie było sensu dalej ciągnąć) i przybył do Sokala 22 maja, prowadząc ze sobą trochę ponad 6 000 żołnierzy (z 12 000 z jakimi ruszał na początku tej kampanii). Król Jan Kazimierz wyjechał mu na spotkanie, ale w samym obozie było wiele wzajemnej zawiści pomiędzy dowódcami (Kalinowski np. miał zatarg z hetmanem wielkim Mikołajem Potockim, który nie ustąpił nawet w obliczu wojennego zagrożenia). Mimo to rozbudowa armii szła bardzo szybko i sprawnie (można by rzec że wyjątkowo sprawnie), a już w czerwcu 1651 r. król Jan Kazimierz dysponował prawie 70 000 dobrych bitnych żołnierzy (dominowała oczywiście jazda - jak to zawsze u nas było, w tym oczywiście niezwyciężona husaria, jazda pancerna, rajtaria, dragonia i chorągwie polskich Tatarów). Poza tym pod Bobrujskiem na hetman polny litewski Janusz Radziwiłł zgromadził 15 000 żołnierzy, których celem miało być opanowanie Kijowa. Szykowała się wojna, w której Kozacy i cała Ukraina miała zostać wzięta w żelazne kleszcze z dwóch stron. 





PS: Tak na marginesie chciałbym dodać, że obserwując ostatnie wydarzenia dziejące się w kwestii teoretycznego pokoju jaki ma zapaść na Ukrainie (śpieszą się przed wyborami w USA i przed praktycznie pewnym zwycięstwem Donalda Trumpa), w którym o Ukraińcach rozmawiają Amerykanie, Francuzi, Niemcy i Brytyjczycy, natomiast nie ma tam najważniejszego członka, czyli nas, jako że nasz kraj jest nie tylko życiodajną linią pozwalającą w ogóle przetrwać Ukrainie, ale również przyjęliśmy pod swój dach kilka milionów ukraińskich uchodźców, ofiarowaliśmy Ukrainie kilkaset naszych czołgów (o innej broni nawet nie wspominając). Nasz wkład w to że Ukraina może w ogóle dalej istnieć i walczyć jest nieporównywalny z quadem żadnego innego państwa - ŻADNEGO! A mimo to rysuje się na horyzoncie nowe Monachium. Najwidoczniej niczego się w tej tak zwanej starej Europie nie nauczono. Nadal nas się traktuje jak małe dzieci, które nie zasługują na mocarstwowe ambicje, mało tego, którym nie można pozwolić na posiadanie takich ambicji. 

No cóż według mnie sprawa jest prosta na tym całym pajacu żeleńskim już dawno postawiłem krzyżyk. Według mnie powinniśmy na Ukrainie wspierać  propolskie elementy i jednostki (a takowych nie brakuje, podobnie jak chociażby w owym roku 1651 na sejmie uszlachcono kilku Kozaków wiernych Rzeczypospolitej). Wydaje mi się też (choć może to zabrzmieć dosyć dziwnie, a środowiska konfederackie i narodowe zapewne się ze mną nie zgodzą), ale uważam że powinniśmy finansować ukraińską armię. No, może nie całą, ale główne jej elementy, tak bowiem jak od XVI wieku tworzyliśmy rejestr kozacki, tak dziś potrzeba nam stworzyć nowy rejestr kozacki na Ukrainie i polonizować ten kraj poprzez jego kadrę oficerską, a następnie schodząc niżej poprzez zwykłych żołnierzy. Nie można bowiem pozwolić na to, żeby ci ludzie po zakończeniu konfliktu (z traumą jaka bez wątpienia pojawia się w czasie trwania działań wojennych) rozlali się po naszym kraju, bo to doprowadzi do nie tylko ogromnego wzrostu przestępczości, ale przede wszystkim do niestabilności wewnętrznej, a my tego nie potrzebujemy. Rejestr kozacki, nowy rejestr XXI wieku jest więc nam bardzo potrzebny. 


LISOWCZYK



Druga sprawa "polscy wagnerowcy", a raczej oddziały sił szybkiego reagowania, które nie będą bezpośrednio powiązane z naszym państwem, a będą służyć jako siły reagujące (na przykład likwidować wrogów Rzeczpospolitej na Ukrainie i wszędzie w tym rejonie, nawet na Białorusi czy w Rosji), ale zawsze będzie można powiedzieć To nie my, oni nie mają z nami nic wspólnego. I tutaj przychodzą mi na myśl Lisowczycy którzy byli właśnie taką siłą w końcu XVI i w XVII wieku. Siłą, która nie ciągnąc za sobą taborów, jednym wypadem była w stanie zajechać nieprzyjaciela od tyłu, podejść pod Moskwę, czy nad granicę z Iranem i powrócić do Rzeczpospolitej po wykonaniu tych misji (oczywiście ich szlak znamionowały płonące wioski i miasta oraz tysiące trupów, bo byli oni przede wszystkim najemnikami, ale jednocześnie odwalali dla nas w tamtym czasie kawał dobrej roboty). To trzeba stworzyć koniecznie, jako siłą którą będzie można wykorzystywać do "zadań specjalnych", a od której oficjalnie będzie można się odciąć - "Nie, to nie my, my jesteśmy za pokojem", a tam już kilka/kilkanaście trupów wrogów Rzeczpospolitej leży 😉. Wiem że to co piszę nie jest może przyjemne ani fajne (tym bardziej biorąc pod uwagę inne moje tematy, które tworzę na tym blogu), ale przyznam się szczerze że już zaczyna mnie wkurzać to jawne pogardzanie Rzeczpospolitą. Może wreszcie czas oprzytomnieć i przestać marzyć o "europejskim domu" (który coraz częściej przypomina niemiecki obóz koncentracyjny) a w którym mamy być tylko (i to w najlepszym przypadku) odźwiernym, a zacząć wykuwać naszą przyszłość i to nie tylko w Europie, ale również na świecie. Może wreszcie wtedy nabiorą do nas szacunku.


NOWE MONACHIUM
(Z czego te pacany się cieszą?)



CDN.

2 komentarze:

  1. w pełni się zgadzam z tym o czym Pan napisał pod koniec. o " polskiej grupie wagnera". idąc dalej. ukraina jako państwo i ukraińcy jako naród są bardzo niewdzięczni w stosunku do Polski i Polaków. gdyby nie Polska to ukraina już dawno byłaby rosyjska. najlepsze jest to że ukraińcy teraz stawiają na szwabów. na tych co chcieli ukraińcom dać 5 tys. hełmów na początku wojny, a sami niemcy modlili się żeby ukraina jak najszybciej padła. niemcy nadal chcą szybkiego zakończenia wojny bo gospodarka im siada i potrzebują jak najszybciej dogadać się z mordercą i ludobójcą putinem w sprawie taniego gazu i ropy.

    co do europy zachodniej. kiedyś stefan kisielewski powiedział o "francji, ta stara ...urwa", że zdradzała i sprzedawała Polskę. ja rozszerzę te pojęcie. ta "stara ...urwa europa zachodnia". jesteśmy teraz w ue, która miała zabezpieczać interesy wszystkich narodów i państw do niej należących. nie dość że tak nie jest, zabezpieczane są przede wszystkim interesy niemiec, francji i może krajów beneluxu, to jeszcze samozwańcza komisja europejska wymusza na małych i średnich państwach posłuszeństwo. Polska musi albo od środka zniszczyć ue albo opuścić. europa zachodnia ma głęboko gdzieś nie tylko Polskę ale i cały region europy środkowo-wschodniej. zachód miał Polskę w d... podczas rozbiorów, kiedy Polacy walczyli ze śmiertelnym zagrożeniem, z bolszewikami, podczas II wojny św., i jak Polska wpadła w łapy stalina i moskali. piszę o tym ponieważ Polska ma naprawdę wrogów na zachodzie i wschodzie. putin i rosjanie chcą przyłączyć Polskę do swojego ruskiego miru, natomiast zachód chce uraczyć polską ekologizmem, uchodźcami, lgbt+ itp. itd. jedni i drudzy mają ostro nierówno po sufitem, że delikatnie napiszę, bo znacznie gorsze słowa mi się cisną na usta. moim marzeniem jest upadek jednych i drugich. ale najgorsze jest to że i ci z zachodu i ci ze wschodu mają w Polsce mnóstwo pożytecznych idiotów, gównojadów i lizusów. nie mogę oprzeć wrażeniu, że pisząc o zaprzaństwu w wieku XVII w Rzeczpospolitej pisze Pan o dzisiejszych zdrajcach. Obawiam się, że idą ciężkie czasy dla mojej kochanej Ojczyzny Polski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dosłownie przed chwilą przeczytałem, że to właśnie Olaf Scholz doprowadził do wykluczenia Polski z tego kwartetu, obradującego w Berlinie na temat przyszłości Ukrainy.

      Powiem tak, uważam niestety (piszę "niestety" ponieważ jak czytelnicy tego bloga zdążyli się już przekonać, płynie we mnie również niemiecka krew - chociaż po tylu dekadach zapewne niewiele jej tam już zostało) Niemcy są dla nas większym zagrożeniem niż Rosja. Wiem że zabrzmi to dosyć dziwnie, a być może nawet heretycko, ale zauważmy jedną rzecz, że o ile polityka Kremla zawsze była antypolska, i zawsze była skierowana przeciwko istnieniu niepodległego państwa polskiego, to jednak zwykli Rosjanie nie są nastawieni antypolsko (oczywiście dopóty, dopóki nie każę im tego rząd). Natomiast zwykli Niemcy pałają do nas nawet nie tyle nienawiścią bo być może tutaj bym przesadził ale taką czystą pogardą wiem coś o tym bo trochę znam Niemców i wiem jak oni bardzo pięknie potrafią lawirować. Mogą mówić piękne słówka, wmawiać ci nie wiadomo jakie rzeczy, omijać temat aby nie wyjść tylko na rasistów, lub jakiś szowinistów. W rzeczywistości jednak uważają się za "naród panów" a nas mają za "podludzi", może nie w tak radykalnej formie jaka była za Hitlera, ale bezwzględnie nie uważają nas za równych sobie. Czują do nas pogardę i to należy sobie uświadomić. Poza tym państwo niemieckie nie może pozwolić na to, abyśmy zaczęli z nimi konkurować na poziomie politycznym, gospodarczym, nie wspominając nawet o militarnym (bo tutaj akurat nie mają się czym popisać, będąc nadal pod okupacją amerykańską i starając się zrzucić tę zależność. A w tym bardzo pomogłaby Rosja).

      Tak więc podstawa dla nas teraz, to nie dopuścić do tego, aby wybory prezydenckie wygrała opcję antypolska. Wcześniej oczywiście ważne jest zwycięstwo Donalda Trumpa w USA (chodź akurat zdaję sobie sprawę że w jego otoczeniu również są ludzie którzy nie życzą nam dobrze, ale w porównaniu z demokratami to i tak jest niebo do ziemi), i przestać wreszcie wmawiać sobie że Ukraina będzie naszym przyjacielem. Nie będzie, dlatego trzeba stworzyć rejestr i trzeba stworzyć swoją silną formację nowych lisowczyków. Należy też urobić Ukrainę na nowo, stworzyć to państwo tak, aby odpowiadało interesom Rzeczpospolitan. I mieć ogólnie "wyrąbane" na decyzje Berlina czy Brukseli (a po części również Waszyngtonu).

      Usuń