JAK WYGLĄDA "RAJ"
Gdy tylko dusza przebrnie przez "pas chmur", ukazuje jej się widok nieopisanego piękna, mozaikowej, wspaniałej przyrody, połyskujących w słońcu drzew i kamieni, czystych jak lazur rzek - przestrzeń ta jest nieograniczona, nie ma końca. Należy też pamiętać, że tu już poszczególne przekazy są różne, w zależności od tego, co lubiliśmy za życia, co sprawiało nam przyjemność, gdzie lubiliśmy spędzać czas. Może to więc być kraina pełna majestatycznych, piętrzących się do góry zamków (nawet z "lodu"), a może to być po prostu nasza rodzinna okolica, tam gdzie mieszkaliśmy, gdzie się wychowaliśmy, gdzie po prostu czuliśmy się dobrze. Te obrazy są indywidualne i zmieniają się w zależności od miłych wspomnień poszczególnych dusz. Wszystko to ma swoje uzasadnienie - mają przynieść pocieszenie i spokój, spowodować łagodne "zerwanie" więzów ze swym poprzednim życiem. Przepiękne widoki łąk pełnych niezwykle bujnych i kolorowych kwiatów, łagodnie szumiących lasów, górskiego potoku spływającego w dolinę, rozświetlonej słońcem plaży i wód morskich o śnieżnobiałej toni, czy wreszcie widoki domków, szkół, pałaców - to wszystko ma służyć uspokojeniu duszy, oraz spowodować by nie myślała już o swych żyjących bliskich.
Jednak zapoznanie się z owym pięknem trwa bardzo krótko, bowiem prawie natychmiast ukazują nam się nasi Przewodnicy, których zadaniem jest rozwiać wszystkie nasze wątpliwości, dotyczące naszej śmierci i losu naszych żyjących bliskich. Obdarzają nas uczuciem wszechogarniającej Miłości i spokoju, oraz dopomagają na wszystkich szczeblach naszej obecności w owym "Raju", aż do momentu ponownych narodzin. Nie są jednak nachalni, często trzymają się z boku, jeśli widzą, że nie potrzebujemy ich pomocy. To Oni też pierwsi, przyjmują na siebie wyrzuty od niespokojnych dusz, które nadal są "wstrząśnięte własną śmiercią". I choć Przewodnicy także posiadają Wolną Wolę, czynią wszystko byśmy czuli się "Tam", jak w prawdziwym domu. Są oni zawsze obecni przy każdym z naszych powrotów, ale często pokazują się jako ostatni (chyba że nowo przybyła dusza jest szczególnie niespokojna), na początku widzimy zupełnie kogoś innego - naszą Bratnią Duszę.
Kim są "Bratnie Dusze"? To ci, do których za życia zawsze czuliśmy najwięcej miłości, których otaczaliśmy szczególnym uczuciem, a które zawsze nas wspierały. Każdy człowiek miał w swym życiu choć jeden przypadek szczególnej, bezinteresownej życzliwości drugiej osoby (często na przykład z naszymi Bratnimi Duszami łączymy się w pary). Bratnią Duszą może być ktoś, kogo darzyliśmy szczególnym uczuciem za życia, np grubawy wujek, z którym bawiliśmy się - będąc dziećmi, w śnieżną bitwę, lub ukochana mama, która całe życie o nas dbała. To właśnie Bratnia Dusza jest pierwszą, którą widzimy po śmierci na "Tamtym Świecie". Przybywa ona z reguły (w zależności czy tego chcemy, czy nie), w towarzystwie innych członków naszej rodziny, przyjaciół i znajomych, których znaliśmy i kochaliśmy za życia. Pozostałe dusze, ustawiają się zawsze w takiej kolejności, w jakiej my za życia darzyliśmy ich uczuciem. Najpierw więc witają się z nami ci, których kochaliśmy najbardziej, potem ci których bardzo lubiliśmy, następnie ci których darzyliśmy uczuciem przyjaźni, wreszcie ci, których dodatkowo mielibyśmy ochotę ujrzeć, niekoniecznie obdarzając ich jakimś uczuciem. Takie powitanie często jest dla świeżo przybyłej duszy wielkim wydarzeniem - upewnia go bowiem w przekonaniu że nie jest tu sam i może liczyć na pomoc swej zmarłej rodziny i przyjaciół.
Liczba rodziny i przyjaciół oczywiście jest płynna i zmienia się po każdym kolejnym życiu na Ziemi (w zależności od nowo poznanych za życia osób i zawiązanych przyjaźni). Nasz duchowy Przewodnik podczas owego powitania (jak i później w zależności od naszych potrzeb) trzyma się w pewnej od nas odległości, choć jest gotowy by wkroczyć w każdej chwili naszej niepewności i żalu, jaki nadal możemy odczuwać będąc już w tym cudownym świecie. O ile poszczególne dusze, zmieniają się (Bratnia Dusza także żyje wokół nas i inkarnuje razem z nami, a często czynią tak i dusze innych naszych znajomych i rodziny), to nasz duchowy Przewodnik wciąż jest ten sam, wciąż po każdej kolejnej śmierci oczekuje nas i dba o to byśmy "ponownie się zaaklimatyzowali". Co ciekawe, my możemy samoczynnie (posługując się jedynie myślą), kształtować swój wizerunek z jakim najlepiej się czujemy. Nie mamy już bowiem fizycznego ciała, nie mamy twarzy, rąk, nóg - a jednak te "ludzkie" atrybuty dostrzegamy wśród witających nas bliskich - wystarczy że tylko tego zapragniemy. Możemy też przyjąć wizerunek jaki tylko chcemy (np. jednej postaci z naszego poprzedniego żywota). Może to być więc twarz (i "ciało"), młodej pięknej kobiety, a może być twarz wąsatego kowboja z Teksasu - wybór pod tym względem należy do nas i niekoniecznie musi to być "podobizna" z naszego ostatniego życia.
Są jednak dusze, które zaraz po śmierci swego ciała, nie tylko nie czekają "na pogrzeb", ale także nie potrzebują już żadnych powitań w "Zaświatach", są już bowiem na tyle rozwinięte, że same wiedzą dokąd dążyć zaraz po śmierci i...czynią to błyskawicznie, uważając iż jakakolwiek zwłoka w osiągnięciu celu (celem zawsze jest - poprzez samodoskonalenie, czyli inkarnację - powrót do Domu, do Boga na stałe), jest zupełnie niepotrzebna (za ową zwłokę uważają chociażby spotkanie ze swymi bliskimi po śmierci). Są to jednak dusze bardzo rozwinięte, takie - które już praktycznie same mogą stać się Przewodnikami, lub dalej inkarnować, by przyspieszyć osiągnięcie celu. Gdyby "Tam" istniał czas, mogliby więc stwierdzić że: "owe powitania to tylko niepotrzebna strata czasu". Te rozwinięte dusze, kierują się więc od razu do miejsca, do którego trafiają również i te pierwsze (już po powitaniu z rodziną i przyjaciółmi). Kierują się do miejsca będącego czymś w rodzaju "prysznica". Jest to swoiste uzdrawiające "naczynie" - obszar czystej energii. Gdy przez nie przejdziemy, oświetli nas ciepły, jasny promień światła. Jest to właśnie strumień czystej energii, który "obmywa" nas niczym (para wodna), z naszych wszystkich ran i dolegliwości duszy, bolączek, niepewności, utrapień, duchowych rozterek i emocjonalnego cierpienia. W taki oto sposób nasza dusza (a w zasadzie nasza jaźń), oczyszcza się "pod prysznicem", po trudach ciężkiego życia wypełnionego pracą i nauką.
"Mąż z Soloj, krewny i
przyjaciel tego Protogenesa, co to był tu z nami, początkowo żył w
wielkiej rozwiązłości i w krótkim czasie utraciwszy majątek, zmuszony
sytuacją przez jakiś czas prowadził się po łajdacku (...) Nie cofając
się więc przed żadnym haniebnym procederem (...) w krótkim czasie
pozyskał sławę wielkiego łajdaka. Najbardziej zaś zaszkodziła mu pewna
wyrocznia, którą otrzymał od Amfilocha, podobno posłał zapytanie, czy
resztę życia spędzi lepiej, na co dostał odpowiedź, że będzie mu się
wiodło lepiej, gdy umrze. A jakoś wypadek zdarzył, że go to właśnie w
niedługim czasie spotkało. Spadł z pewnej wysokości i skręcił kark (...)
Gdy świadomość opuściła jego
ciało, czuł się na razie jak nurek, który z pokładu statku skoczył w
głębinę (...) Widział (...) że dusze zmarłych wznosiły się ku górze
tworząc ogniste bąble, przed którymi rozstępowało się powietrze, a
następnie bąble te powoli pękały, a dusze z nich wychodziły wygląd mając
ludzki, ale wiotkie były i o niejednakowych ruchach: jedne wznosiły się
z niezwykłą lekkością i mknęły prosto wzwyż, inne zaś jak wrzeciona
wirowały w kółko to w górę, to w dół, na kształt zamąconej w ruchu
spirali, która powoli i ledwie po długim czasie się uspokajała (...)
Wówczas, jak mówił, rozpoznał duszę jednego krewniaka, choć nie z
całkowitą pewnością, jako że tamten zmarł był, gdy on sam był jeszcze
dzieckiem.
Dusza ta zbliżyła się i
przemówiła: "Witaj Thespesiosie". On zdziwiony odrzekł, że się nazywa
nie Thespesios, tylko Aridajos, na to ona: "Tak, przedtem" (...)
Krewniak więc Thespesiosa (gdyż nic nie przeszkadza nazywać dusze
ludzkimi imionami) wszystko mu wyjaśniał (...) Zobaczył, że z innymi
duszami działo się to samo: zbijały się w gromadę jak ptaki i latały
nisko okrążając przepaść (...) Przepaść zaś wyglądała wewnątrz jak
dionizyjskie groty, strojne w zieleń i ubarwione wszelakim kwieciem.
Unosił się z niej łagodny i subtelny powiew, który niósł cudowną woń
pełną rozkoszy (...) Dusze (...) okazywały sobie wzajemnie serdeczność,
tak że całe to miejsce wkoło było pełne bachicznego nastroju, śmiechu,
wszelakiej harmonii i zabawy".
Fragment mojego ulubionego dzieła Plutarcha (z lat 90-tych I wieku naszej ery), pt.: "O odwlekaniu kary przez Bogów".
Niezwykle sugestywnie zobrazował w nim rolę Przewodnika i miejsca
przeznaczenia, do których zdążają poszczególne dusze. Ciekawym faktem
jest również nawiązanie do reinkarnacji - ("Witaj Thespesiosie". On zdziwiony odrzekł, że się nazywa nie Thespesios, tylko Aridajos, na to on: "Tak, przedtem")
To jest jak błyskawiczna szerokopasmowa autostrada, pędzimy naprzód, swobodnie kierując naszą prędkością, choć co ważne, na tym etapie nie możemy się zatrzymać. Widzisz wówczas i inne "pędzące" obok ciebie dusze, jedne blisko ciebie, drugie trochę dalej, inne nad tobą, drugie pod tobą, wszystkie te dusze zmierzają w jednym kierunku. Przypomina to małe rzeczki (a my czujemy się jakbyśmy byli ciągnięci z prądem tej rzeczki), które zmierzają do jednego wspólnego źródła - Oceanu Energii. Przez cały czas podróży, dusza doświadcza nieopisanego relaksu, spokoju i harmonii. Gdy dusza zbliża się do tego "Oceanu Energii", widzi małe, niezwykle jasno świecące plamki, niektóre łączące się w pary, przypominające z oddali winogrona, lub...robaczki świętojańskie. Te plamki, to po prostu inne dusze, które dotarły do swojego miejsca i ponownie spotkały swych najbliższych. Nasza dusza pędzi na spotkanie swojej rodziny i swoich znajomych z poprzedniego życia (opuścili duszę, gdy ta "brała kąpiel"). Na końcu "korytarza", po którym "płyniemy", czekają już nasi najbliżsi. Oto przykład innego mężczyzny, poddanego hipnozie i cofniętego do tego momentu - opowiada on hipnoterapeucie jak to wygląda i co wówczas czuje: "Dociera do mnie znajoma siła umysłów, o jak dobrze. Dołączam do nich - jestem w Domu".
Na tym etapie panuje już Jedność, a raczej świadomość Jedności "wszystkich ze wszystkimi". Tradycja religijna określa nas słowem "Dzieci Bożych", oraz "Braćmi i Siostrami" - tam właśnie dokładnie odczuwamy Jedność między naszymi braćmi i siostrami, tam też czujemy się prawdziwymi dziećmi Boga. Wszelkie wcześniejsze animozje, wszelka niechęć, oraz wszelkie negatywne nastawienie względem tych, których jeszcze do niedawna pamiętaliśmy jako "naszych wrogów", lub sprawców naszego cierpienia - tutaj mija natychmiast. Wyraża się to w bezwarunkowej akceptacji nas takimi, jakimi jesteśmy, nie ma osądzania, nie ma moralizowania, nie ma wywyższania się - widzimy że wszyscy jesteśmy równi względem siebie, że łączy nas uniwersalna więź, będąca jednocześnie Więzią Stwórcy Wszechrzeczy. To jest wspaniały czas zrozumienia tego, co do tej pory poczytywaliśmy u innych za wady. Panuje tam niezwykła Otwartość, Przyjaźń i Miłość - innymi słowy czujemy się tak, jak w...najskrytszych i najszczęśliwszych marzeniach. Po prostu zmierzamy ku Jedności, ku Domowi, choć nie jest to jeszcze powrót do Boga, a jedynie pewien przystanek na tej trasie.
Pomimo tego, że wszystkie dusze odczuwają ze sobą Jedność, przybywamy zawsze do konkretnej, nam przeznaczonej grupy dusz, tych których znaliśmy za życia (a raczej za wielu wcześniejszych żyć). Nie ma dzielenia grup, ani nie ma przechodzenia do innych dusz, nie będących z "naszej paczki". Może się jednak zdarzyć, że dana osoba którą znaliśmy za życia, znajduje się obecnie w innej niż nasza grupie docelowej. Nie możemy tej duszy "odwiedzać", gdyż byłoby to niepotrzebne zakłócanie jej energii. Jeśli jednak chcielibyśmy się z nią skontaktować - nie ma pod tym względem żadnych przeszkód, wystarczy że pomyślimy o danej osobie i jej postać pojawi się w naszym umyśle. W taki też sposób możemy porozmawiać z duszą, nie będącą z naszej grupy. Inną kwestią, są dusze które...już żyją na Ziemi w kolejnych ciałach, a tutaj przebywa jedynie "część" ich duszy, ta, która również witała nas po przejściu przez tunel. Dusze już inkarnujące na Ziemi, łatwo rozpoznać, gdyż nie emanują taką jasnością, ich blask jest pulsacyjny - raz ciemniejszy, raz jaśniejszy, niczym włączony kierunkowskaz. Jest też z nimi w pewien sposób ograniczony kontakt, lecz mimo to, dusze te również potrafią nas odpowiednio powitać i udzielić odpowiedzi na zadane przez nas pytania.
Po ponownym przywitaniu z najbliższymi, znów pojawia się nasz Przewodnik (chrześcijaństwo i islam towarzyszącym nam przez całe życie i po śmierci Przewodników nazywa - "Aniołami Stróżami"). Dotąd nie pojawiał się, tak jakby nie chcąc przeszkadzać w ponownym spotkaniu duszy z jej grupą, teraz jednak ukazuje się, gdyż musi nas odprowadzić do miejsca, gdzie...dokonany zostanie Sąd nad naszym życiem. Ów sąd stanowi "Rada Starszych" (Założyciele), choć ze znanym nam sądem ma to niewiele wspólnego - przede wszystkim nie ma mowy o karze za grzech, ani strachu towarzyszącemu tej myśli. Sąd jest jedynie po to, by podpowiedzieć nam, w którym miejscu mogliśmy lepiej pokierować naszym życiem, oraz co służy naszemu ciągłemu rozwojowi. Cały czas "na procesie" obecny jest nasz Przewodnik, pełniący również rolę naszego adwokata. Proces jest z reguły krótki (opiszę go w kolejnym temacie), po nim powracamy do naszej grupy i cudownego miejsca naszego umiejscowienia na "Tamtym Świecie".
CDN.
Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTo poczucie tzw. miłości jest nie do wyrażenia znanymi mi ludzkimi słowami ,spokój nie wyrażony , tęsknota za tym doznaniem wzrusza mnie bardzo , ale cierpliwie czekam na swoja chwile .
ps. Nic piękniejszego jak odejście z ciała , mnie zawrócono i jestem .
Cudownego Stanu Istnienia