W miesięczniku "Generation Egoist" ukazał się następujący tekst pani Mariny Komissarowej:
"Jestem za tym by kobiety wiązały się z mężczyznami i oddawały im siebie na niepodzielny użytek"
"Im większą
rozkosz przeżywa mężczyzna, tym trwalsza jest jego fiksacja na danej
kobiecie, tym silniejszy jest pociąg do niej, a uzależnienie bardziej
nieuchronne. Bez żadnej wątpliwości to samo odnosi się do kobiet, do ich
rozkoszy, fiksacji i popędów. Co się nam podoba, to chcielibyśmy mieć przy sobie. Szczególnie dotyczy to ukochanych osób.
Poprą mnie feministki, gdy powiem, że miłość kobiety do mężczyzny jest jej dobrowolną niewolą. Najbardziej zradykalizowane sawantki, z gatunku tych, które dla ideologii zmieniły nawet orientację seksualną, będą się jeszcze bardziej cieszyć, bo pomyślą, że potępiam niewolę, mężczyzn i związki heteroseksualne. Wprost przeciwnie - jestem natchnioną propagatorką tego wszystkiego.
Jestem za tym, żeby kobiety wiązały się z mężczyznami jak najmocniej i koniecznie oddawały im siebie na niepodzielny użytek. Pięć i pół tysiąca lat temu na Ziemi królował złoty wiek matriarchatu. Dopiero potem mężczyźni i kobiety zaczęli się między sobą kłócić, walczyć o władzę. Ostatnia matriarchalna królowa, Medea, została sromotnie wygnana z Aten, otruła się i otruła swoje potomstwo, gdyż sądziła, że patriarchalny król Tezeusz sprowadzi na świat jakieś paskudztwo. I właśnie z tego powodu zalecam wszystkim kobietom uległość wobec mężczyzn.
Poprą mnie feministki, gdy powiem, że miłość kobiety do mężczyzny jest jej dobrowolną niewolą. Najbardziej zradykalizowane sawantki, z gatunku tych, które dla ideologii zmieniły nawet orientację seksualną, będą się jeszcze bardziej cieszyć, bo pomyślą, że potępiam niewolę, mężczyzn i związki heteroseksualne. Wprost przeciwnie - jestem natchnioną propagatorką tego wszystkiego.
Jestem za tym, żeby kobiety wiązały się z mężczyznami jak najmocniej i koniecznie oddawały im siebie na niepodzielny użytek. Pięć i pół tysiąca lat temu na Ziemi królował złoty wiek matriarchatu. Dopiero potem mężczyźni i kobiety zaczęli się między sobą kłócić, walczyć o władzę. Ostatnia matriarchalna królowa, Medea, została sromotnie wygnana z Aten, otruła się i otruła swoje potomstwo, gdyż sądziła, że patriarchalny król Tezeusz sprowadzi na świat jakieś paskudztwo. I właśnie z tego powodu zalecam wszystkim kobietom uległość wobec mężczyzn.
Tak właśnie sobie poczynały starożytne kapłanki wysoko rozwiniętych
cywilizacji. I mogły sobie na to pozwolić, ponieważ, w przeciwieństwie
do współczesnych pań, absolutnie nie czuły w tym ujmy dla siebie. To my mamy frustracje, fiksacje i Freuda. Kapłanki matriarchalne,
wierzcie mi na słowo, miały zupełnie uregulowany seksualizm. Ich krew
szumiała, kiedy trzeba było, oczy się mąciły, serce biło itd. A teraz, Czytelniku bez różnicy płci, powiedz szczerze i uczciwie, bo i
tak nikt nie słyszy: czy choć raz w życiu doświadczyłeś takiego stanu? A
jeśli akurat tak, to co w takiej chwili miałeś ochotę zrobić?
Mężczyzna np. doprowadzony do ekstremalnego poziomu pożądania ma ochotę
zgwałcić kobietę, a najlepiej udusić, żeby nic nie przeszkadzało w
rozkoszy. To oczywiście ideał, dlatego że współcześni mężczyźni
zasadniczo nie są zdolni do odczuwania pożądania na takim poziomie.
Inaczej ma się rzecz z kobietą. Nie może ona zgwałcić mężczyzny, a już
wcale nie ma powodów, dla których miałaby go dusić. Podniecona kobieta u
szczytu swojego seksualizmu zaczyna... dogadzać mężczyźnie. Ekstremum
jest zawsze takie samo: to, co zrobiła mądra Kleopatra, która kazała
swoim niewolnikom zanieść ją i położyć u stóp Cezara, by mogła jego nogi
obsypać pocałunkami. Co się dalej stało z cesarzem, to wiemy (choć
Cezar miał opinię człowieka o podejrzanej orientacji).
Równie trudno mnie, jak i wam, wyobrazić sobie zdrowego psychicznie mężczyznę, który by udusił ukochaną, jak też poczytalną kobietę, ściągającą zdumionemu dżentelmenowi mokasyny i skarpety, jednakże proponuję nie spuszczać oka z tych ekstremalnych przypadków, żebyśmy mieli jasność, kto komu powinien służyć.
Równie trudno mnie, jak i wam, wyobrazić sobie zdrowego psychicznie mężczyznę, który by udusił ukochaną, jak też poczytalną kobietę, ściągającą zdumionemu dżentelmenowi mokasyny i skarpety, jednakże proponuję nie spuszczać oka z tych ekstremalnych przypadków, żebyśmy mieli jasność, kto komu powinien służyć.
Podejrzewam, że mniej przykre jest dla współczesnego człowieka
wyobrażenie sobie gwałciciela, niż kobiety, która traci resztki honoru.
Honor to dla damy bardzo ważna rzecz. A zwłaszcza dla takiej, w której
poza honorem nie ma nic więcej godnego uwagi. Dziś kobiety żyją przeciętnie siedemdziesiąt lat, z których w najlepszym
razie gdzieś przez dwadzieścia są obiektem męskiego zainteresowania.
Panie z wyższych sfer spędzają te wspaniałe dwadzieścia lat na pewnym
dystansie od polityki i pracy zawodowej, w dumnym oddaleniu od mężczyzn,
zakładając, że ich niezależny styl życia i tajemniczy wygląd wywoła u
płci przeciwnej nieprzezwyciężone pożądanie i nieszczęśnicy zaczną
błagać o litość.
KOBIETA FATALNA
Musimy uczciwie przyznać, że kapłankami to my nie jesteśmy. Mniej się znamy na czarach i mężczyźni nie patrzą na nas wzrokiem pokornego sługi. Na dobitek żadna z nas nie ma takiej ilości niewolników, jak Kleopatra.
Jednakże te nasze nader istotne braki nie są jeszcze powodem do
przybierania niezależnej pozy lisa z bajki Ezopa, La Fontaine’a i
Kryłowa. Ów lis, zamiast posłużyć się swym przysłowiowym sprytem, wolał
dumnie opuścić winnicę. O ile ktoś pomyśli, że apeluję do pań o aktywność, to się myli.
Aktywność kobiety mija się z celem, gdyż prawie zawsze, jeśli mężczyzna
jest bierny, to rzecz go nie interesuje.
Sądzicie, że Kleopatra wykazała się aktywnością? Przyniesiono ptaszynę
zawiniętą w jedwabny kobierzec i rzucono na podłogę przed Cezarem.
Myślicie, że uczepiła się jego stóp? Ani nawet się nie poruszyła w swoim
tobołku. Chcesz, to mnie odwiń, a nie chcesz, to zostaw tak bodaj na
kilka dni.
Kiedy nieszczęśnicę odwinięto, też pozostała nieruchoma, tylko oczy jej
błyszczały zza zasłony rzęs. Nawet wtedy, kiedy cisza stała się
nieznośnie idiotyczna, Kleopatra nie podpełzła do stóp cesarza, w
przeciwnym razie Cezar, nie daj Jowiszu, z zaskoczenia kopnąłby ją i
przewrotne plany Kleopatry spełzłyby na niczym. Nic z tych rzeczy. Po
prostu sobie leżała pokornie, z czułością oczekując, aż najjaśniejszy
sandał raczy zbliżyć się do jej ust.
Tak Kleopatra dała Cezarowi do zrozumienia, co następuje: jestem twoja i
rób ze mną, co chcesz. Chcesz, to bierz, a nie chcesz, to idź w swoją
stronę. Inna sprawa, jak długo rzeczywiście by wytrzymała. Patetycznie
zakładano, że miała umrzeć z nieodwzajemnionej miłości, ale coś mi się
zdaje, że takich kobiet mężczyźni tak łatwo nie rzucają.
Przypuszczam, że większość Czytelniczek mnie nie zrozumie. Ten świat
opiera się na stereotypach, jak na barkach Atlantów. A stereotypem
kobiety fatalnej nie jest nimfetka, drżąca pod krzakiem ze wzruszenia i
chłodu. Kobieta fatalna nie drży - jej świetne ciało jest otulone
futrami. Ciało kobiety fatalnej wcale zresztą nie musi być świetne. Nikt nigdy
nie odważy się opowiadać, jak wygląda kobieta fatalna bez futra,
ponieważ obnażanie się nawet nie przychodzi jej na myśl. A tym bardziej
wobec mężczyzny. Portret kobiety fatalnej to wspomniany wyżej dumny
profil i długi papieros z filtrem, z którego popiół spada trochę
rzadziej, niż kolejna męska ofiara pada trupem. Jednakże taka wizja wampa jest dziedzictwem Srebrnego Wieku, kiedy to
Piękna Pani nic nie miała do roboty poza siedzeniem i paleniem.
Mężczyźni może i lubili wtedy tarzać się u damskich stóp, ale raczej nie
obrażali ich seksem; Don Kichot uważał, że nie może proponować Dulcynei
tego, co było w sam raz dla Sancho Pansy.
Istnieje znacznie potężniejszy archetyp kobiety fatalnej, a jest nim
syrena. Dla nieoświeconego oka syrena to prawie to samo, co wamp. W tym
miejscu, gdzie u kobiety mieszczą się pragnienia, syrena ma rybi ogon. W
związku z tym tej ostatniej nie pozostaje nic innego, niż topienie
facetów dla rozrywki. W przeciwieństwie do wampa syrena patrzy czule i
przyzywająco, czasem nawet wydaje z siebie syreni śpiew, jednakże im
bardziej mężczyzna się zbliża, tym syrena dalej odpływa.
W istocie rzeczy sprawa syren wygląda o wiele sprytniej. Ja osobiście nie mam cienia wątpliwości, że gdyby współczesna kobieta zrozumiała ten archetyp, jej relacje z mężczyznami natychmiast weszłyby w stadium bezwarunkowej harmonii.
W istocie rzeczy sprawa syren wygląda o wiele sprytniej. Ja osobiście nie mam cienia wątpliwości, że gdyby współczesna kobieta zrozumiała ten archetyp, jej relacje z mężczyznami natychmiast weszłyby w stadium bezwarunkowej harmonii.
KOBIETA - FATAMORGANA
Syreny, rusałki, najady, zwane też nimfami Neptuna, tylko w wyobrażeniach mitologicznych porosły w rybie ogony. Rzeczywistymi ich pierwowzorami były służki w świątyniach Posejdona, o których informuje nas Herodot. Świątynie Posejdona były rozsiane po całym wybrzeżu starożytnej Anatolii. Istnieje legenda, zgodnie z którą te kapłanki posiadały niezwykły urok erotyczny i zdolność do hipnotyzowania mężczyzn.
Lęk żeglarzy przed „syrenami” był tak silny, że gdy mijali brzegi
Anatolii, zawiązywali sobie oczy, aby nie stać się ofiarą ich czarów.
Mężczyzna, który raz się zetknął z taką kobietą, uważany był za
straconego, gdyż potem wciąż od nowa poszukiwał jej miłości.
Hipotezy naukowe o specyficznych falach ultradźwiękowych, pojawiających
się czasem na morzu i doprowadzających ludzi do obłędu, znacznie
bardziej wyglądają na zmyślenie, niż mit o syrenach.
Herodot pisze, iż żeglarze często widzieli na dziobie okrętu wizje pięknych kobiet, które skłaniały ich do skierowania żagli w stronę brzegu. Czasem nawet słyszeli czułe, namiętne głosy, wyliczające rozkosze, którymi mogą zostać obdarzeni. Pokusa była czasem tak silna, że marynarze rzucali się z okrętu w morze, by dostać się wpław do brzegu.
Herodot pisze, iż żeglarze często widzieli na dziobie okrętu wizje pięknych kobiet, które skłaniały ich do skierowania żagli w stronę brzegu. Czasem nawet słyszeli czułe, namiętne głosy, wyliczające rozkosze, którymi mogą zostać obdarzeni. Pokusa była czasem tak silna, że marynarze rzucali się z okrętu w morze, by dostać się wpław do brzegu.
Na pierwszy rzut oka - co może przyjść współczesnej kobiecie z archetypu
syreny? Nie znamy technologii odtworzenia własnego sobowtóra o
melodyjnym głosie, który mógłby wyruszyć na łowy, wyszukując mężczyzn
wartych tego i przyprowadzając ich nam. Poza tym gdyby nawet eteryczny
sobowtór oddzielił się od naszego ciała fizycznego, to nadal jest mocno
wątpliwe, czy na potencjalnej ofierze potrafiłby wywrzeć równie
niezatarte wrażenie, jak piękna syrena.
Co innego, gdy w grę wchodzi miłość. Widząc ukochaną na własne oczy i na
własne uszy słysząc jej głos, mężczyzna może zapomnieć, że od brzegu
dzielą go mile. Pociąg fizyczny o charakterze amoku może wywołać u
mężczyzny (u kobiety zresztą też) tylko obiekt dobrze znany. To zresztą
za mało powiedziane - taki, z którym wiążą się silne przeżycia
seksualne. W ten sposób majtek istotnie mógł dać nurka za syreną do morza jak ryba,
ale tylko w przypadku, gdy przed tygodniem, miesiącem czy rokiem łączył
go z nią w tych stronach wystarczająco wyrazisty związek erotyczny.
W związku z tym jeśli nawet warto odwoływać się do syrenich czarów, to
nie do przepisu na rozdwojenie ani nawet nie do techniki kuszenia, lecz
do sztuki dawania rozkoszy. Im większą rozkosz przeżywa
mężczyzna, tym trwalsza jest jego fiksacja na danej kobiecie, tym
silniejszy jest pociąg do niej, a uzależnienie bardziej nieuchronne. Bez
żadnej wątpliwości to samo odnosi się do kobiet, do ich rozkoszy,
fiksacji i popędów.
Co się tyczy władzy, to w czasach matriarchalnych była podzielona
wyjątkowo mądrze. W dolnej sferze, na poziomie społecznym mężczyzna
służył kobiecie, w sferze fizycznej, na poziomie seksualnym kobieta
służyła mężczyźnie, w sferze astralnej, na poziomie uczuć, emocji role
były wymienne, a w sferze mentalnej kobieta robiła wszystko w kierunku
realizacji twórczego pierwiastka mężczyzny.
Może to dziwne, ale ta struktura do dziś walczy o przetrwanie. Choć
kobiety nie mają niestety władzy politycznej i takie, jakimi są dzisiaj,
nie są do niej zdolne, mężczyźni nadal im służą na poziomie społecznym:
żywią i ubierają swoje żony. Najszlachetniejsi mężczyźni służą kobietom
także na poziomie uczuć: ciągle pragną kochać jeśli nie rzeczywistą
kobietę, to swoje o niej wyobrażenie.
Gorzej rzecz się ma z paniami. Nie tylko prawie nic nie wiedzą o
służeniu sztuce, ale też nie pragną fizycznie podporządkowywać się
mężczyznom.
METODY ZNIEWOLENIA
Cóż takiego zatem robiły ze swoimi żeglarzami syreny, rusałki, najady, ondyny i inne wodne kreatury? Zanim to powiem, chciałabym uspokoić (a może rozczarować) tych, którzy doszli do wniosku, że istnieje jakaś technologia ujarzmiania z zimną krwią. W relacjach seksualnych nikt nie może brać za dużo, nic w zamian nie dając. Zmuszając mężczyznę do rozkoszy, kobieta daje mu możność dawania rozkoszy jej samej. A rozkosz to narkotyk. Niech kto spróbuje o nim zapomnieć, jeśli nic lepszego dotąd mu się nie przytrafiło.
A propos. Ostatnie dane naukowe dowodzą, że potencjał przeżyć orgazmowych wielokrotnie przekracza reakcję na najsilniejsze znane obecnie substancje narkotyczne. Współcześnie syntetyzowane kwasy działają mniej więcej dziesięć razy mocniej od heroiny. Jeśli maksimum możliwej do osiągnięcia przez ludzki mózg rozkoszy orgazmu określimy jako 100%, to reakcja na takie narkotyki wynosi zaledwie 20%.
Trudno sobie nawet wyobrazić 100% przyjemności. Niewątpliwie w sferze takich doznań ma miejsce zmiana świadomości, przemieszczenie czasu i przestrzeni, tak że człowiekowi, który przeżył to doświadczenie, może się zdawać, że przez całą wieczność przebywał w raju. Według tej skali statystyczny orgazm mężczyzny odpowiada zaledwie 3%. Doznania fizyczne, płynące z przeżyć pozaseksualnych, przewyższają tę przyjemność. Większość mężczyzn dożywa sędziwych lat w głębokim przekonaniu, że najostrzejszy „odlot” daje skok wprost z sauny w zaspę albo setka wódki pod korniszonka.
Gdy tylko orgazm twojego mężczyzny przesunie się po skali z rzędu wielkości 3% o parę oczek wyżej, będziesz mu droższa, niż mecz i ryby. Jeśli jego przyjemność dalej będzie rosła, to wkrótce, za przeproszeniem, nie będzie z ciebie schodził. Syreny naturalnie nie myślały o skali rozkoszy, ale za to umiały się z nią obchodzić. I niestety różnica między nimi a współczesnymi kobietami była mniej więcej taka, jak między niebem a ziemią.
Syrenie np. nigdy nie przyszłoby do głowy upokorzenie mężczyzny bodaj gestem ani nawet zwykłe zadraśnięcie jego ambicji. Gdyby syrenie mantry przystosować do pojęć współczesnych, to jedna z nich brzmiałaby tak: "Ambicja mężczyzny to jego penis". Z tego punktu widzenia kobieta, podcinająca mężczyźnie skrzydła, podcina gałąź, na której siedzi. Gałąź się złamie, kot zamoczy łapy, a ryby i tak nie zje.
Jeszcze jedna mantra brzmi mniej więcej tak: "Gdy mężczyźnie brakuje miłości, pragnie on władzy". Poza znaczeniem dosłownym ("zadowolony mężczyzna jada z ręki") ta mantra ma też inne. Gdy mężczyzna prześladował syrenę, odbierała ona to jako pragnienie posiadania jej. Podczas gdy współczesna kobieta w sytuacji tzw. molestowania czuje tylko własną nicość, syrena była przepełniona poczuciem własnej wartości.
Bardziej praktyczne mantry brzmią tak: "Zamiast czekać na deszcz, lepiej stać się nim", "Na morzu fala podąża za falą" i "Ogromna perła rodzi się po pewnym czasie z małego ziarnka w pysku ostrygi". Pierwsza ma na celu przekonanie kobiety o tym, że najefektywniejszy sposób na podniecenie mężczyzny to samej się podniecić. Druga mantra przypomina, że aby zanurzyć się w morzu rozkoszy, kochankowie nie powinni spotykać się zbyt rzadko. Trzecia mantra obiecuje, że rozkosz na pewno z biegiem czasu będzie rosła wprost proporcjonalnie do liczby pocałunków.
Nie chciałabym rozczarować tych Czytelniczek, które oczekiwały, że opowiem im, gdzie mężczyźni mają przyciski. Wszystkie przyciski mężczyzna ma naturalnie, tak samo jak kobieta, w głowie i w sercu. (Ktoś mądry powiedział, że najważniejszym narządem płciowym człowieka jest mózg). Jednakże ciało też nie jest wcale rzeczą tępą i nieczułą."
INNYMI SŁOWY:
Uległość, to prócz serca - najwspanialszy dar, jaki KOBIETA może ofiarować swemu MĘŻCZYŹNIE!
tęsknoty...
OdpowiedzUsuńtaka mnie zaprowadziła na cudną Palnetę Gor.
Pozwolę sobie umieścić link do Pańskiego wpisu na mim dosyć nietypowym forum o tematyce Goreańskiej
Lady Svelge
Bardzo proszę, ale proszę podać link do owego forum - poczytamy.
Usuń