CZYLI JAK TO KRÓL
RZECZYPOSPOLITEJ WŁADYSŁAW IV
PLANOWAŁ ODBUDOWAĆ DAWNE
CHRZEŚCIJAŃSKIE PAŃSTWO
W KONSTANTYNOPOLU
1645 r.
RZECZPOSPOLITA
Cz. II
SEJMY, SEJMIKI, WNIOSKI - VETO!
"ZAPOMNIEĆ WOJNY I POWSTANIA,
JEDYNIE SŁUSZNY SZARPAĆ DZWON
NARODOWEGO BYLE TRWANIA,
W ZGODZIE NA NAMIESTNICZY TRON.
W ZAMIAN W TEJ ZIEMI NAM MOGIŁA,
I PRZODKÓW ŚPIEW, JAK ECHA KIELICH:
ŻE JESZCZE POLSKA WTEDY ŻYŁA, GDY ZA NIĄ GINĘLI"
Przejdźmy więc już bezpośrednio do roku 1645 r. w którym to właśnie narodził się plan wielkiej wojny z Osmanami, zdobycia Konstantynopola i wyzwolenia bałkańskich narodów, jęczących pod turecką niewolą. Nim jednak do tego przejdę, szybki rzut oka na wydarzenia dziejące się na krótko przed tą datą (gdyż one także mają pewien związek z planami króla Władysława odnośnie wojny tureckiej). Rzeczypospolita tego okresu wciąż była potęgą militarną, mogącą samodzielnie odeprzeć kilka najazdów na różnych frontach i co ciekawe, czyniono to przy... minimalnych nakładach finansowych na wojsko (gdyż szlachta bardzo rzadko decydowała się na kilka kolejnych podatków z rzędu). Czy to na północy przeciw Szwedom, czy na wschodzie przeciwko Moskwie, czy też na południu przeciw Turkom i Tatarom, nie było siły zdolnej pokonać Polaków w polu, nic więc dziwnego że Witold Gadowski stwierdził w przenośni iż: "Warto zdać sobie sprawę z faktu, że w naszych żyłach płynie krew wielkiego kraju", a Antoni Macierewicz ostatnio dodał: "Dziś widzimy, jak nakręca się spiralę nienawiści wobec Polski. Nie dajcie się zepchnąć. My naprawdę jesteśmy wielkim, królewskim narodem". Jeśli mieliśmy chwile słabości, jeśli musieliśmy się cofnąć, było to związane nie tyle z siły naszych nieprzyjaciół, ile z naszej wewnętrznej niezgody i wzajemnych niesnasek (przecież w 1673 r. po wielkim zwycięstwie nad Turkami pod Chocimiem, gdzie rozgromiono ich 150 000 armię do nogi, nie odzyskano ponownie krajów naddunajskich, tylko dlatego że hetman wielki litewski Michał Kazimierz Pac, skonfliktowany z hetmanem wielkim koronnym Janem Sobieskim - autorem zwycięstwa, opuścił obóz po bitwie i wrócił ze swoimi oddziałami na Litwę, podobnych przykładów zaniechań lub jawnej niechęci było znacznie więcej).
Po zwycięstwach nad Rosją (pod Smoleńskiem 1632-1634), Turcją Osmańską i Tatarami (pod Sasowym Rogiem i Paniowcami 1633 r.), oraz zmuszenie Szwedów do oddania okupowanych przez nich portów pruskich (1635 r.), długo panował pokój (zakłócany jedynie szybko tłumionymi buntami Kozaków w 1635, 1637 i 1638 r. na Ukrainie). Turcy i Tatarzy siedzieli cicho, bowiem nimb niezwyciężoności tak Rzeczypospolitej, jak i samego króla Władysława IV, długo się utrzymywał, ale z czasem zaczęło się to powoli zmieniać. W marcu 1640 r. Tatarzy uwięzili posła królewskiego Prandotę Dzierzka i dokonali najazdu rabunkowego na Podole i Wołyń, uprowadzając w niewolę 30 000 jasyru. Stało się to możliwe, ponieważ szlachta w poprzednim roku nie uchwaliła żadnych pieniędzy na wojsko kwarciane, będące obroną południowo-wschodnich kresów Rzeczypospolitej. Król Władysław zwołał sejm (19 kwietnia) pod laską Jana Stanisława Jabłonowskiego, na którym rozpaczał nad ową "przeklętą niewiarą" panów-szlachty, która w "truciznę obraca zwyczaje Rzeczypospolitej". Król i kanclerze apelowali że "wojsko należy opłacić", ale szlachta niezbyt się spieszyła do płacenia nowych podatków i wynajdywała wciąż nowe argumenty przeciwko temu. Wreszcie postanowiono że wojsko otrzyma jedną część należności (zaległej), ale obostrzono to dodatkowo ustaleniami poszczególnych sejmików ziemskich (to one miały zadecydować o wysokości wypłaconej należności). Kozakom rejestrowym również nie przyznano jurgieltu, ale po krwawych lekcjach sprzed kilku lat, siedzieli cicho. Sam król był w bardzo ciężkiej sytuacji finansowej (a szlachta nie chciała przyznać królowi specjalnej pensji na pokrycie jego długów), do tego był chory i na sejmie roku 1640 obradował (tak w senacie jak i w izbie poselskiej) z... łóżka.
Rok 1640 obfitował jednak w inne ciekawe wydarzenia, jak choćby wówczas to (1 kwietnia) narodził się następca tronu, dziedzic korony Polski i Litwy - królewicz Zygmunt Kazimierz Waza. Po ciężkim porodzie, który królowa Cecylia Renata znosiła nadzwyczaj dzielnie, otoczona damami dworu, akuszerką odbierającą poród i ukrytym za kotarą medykiem królewskim, który miał wyjść, gdyby pojawiły się komplikacje. Król Władysław w tym czasie przebywał w sąsiedniej komnacie i... przeżywał poród znacznie gorzej, płacząc i jęcząc, co było dość irytujące (i jednocześnie słyszalne w sali, w której rodziła królowa). Wreszcie narodził się zdrowy chłopiec, o czym natychmiast poinformowano monarchę, który radośnie wkroczył do sali porodowej i zwracając się do nowo-narodzonego synka rzekł: "Witaj gościu nowy, gościu pożądany". W całym kraju świętowano narodziny królewskiego dziecka (w Rzeczpospolitej syn panującego monarchy nie stawał się automatycznie następcą tronu, jak w innych krajach - o wszystkim bowiem decydowała szlachta na sejmach i to ona wybierała królów, choć z reguły wybierano synów lub braci poprzednich monarchów). Narodziny królewicza ponownie zbliżyły ze sobą parę królewską, których stosunki pogorszyły się po ich wizycie w kąpielisku w Baden koło Wiednia (o czym pisałem w oddzielnym poście), które to odbyli we wrześniu i październiku 1638 r. Na dworze wiedeńskim, u cesarza Ferdynanda III Habsburga (brata królowej Cecylii Renaty), dała się zauważyć odmienność młodej królowej od pozostałej jej rodziny z Austrii. Jej bratowa, hiszpańska księżniczka i cesarzowa-małżonka Maria Anna Habsburg, była zdziwiona i zaskoczona widząc jak bardzo zmieniła się Cecylia Renata, po swym krótkim pobycie w Polsce.
KRÓL WŁADYSŁAW IV WAZA
KRÓLOWA CECYLIA RENATA HABSBURG
Małżeństwo per procura zostało zawarte w Wiedniu 9 sierpnia 1637 r. Trzy dni później wyruszyła w drogę do swej nowej ojczyzny. Do pierwszego spotkania młodej pary, doszło na zamku w Iłży - 6 września, ale się nie należała do przyjemnych, bowiem król, pragnąc ujrzeć swą przyszłą żonę, przebrał się za dworzanina i informując ją o zbliżającym się spotkaniu z królem, dokładnie się jej przyjrzał, ale... niezbyt mu się spodobała. Cecylia Renata nie rozpoznała w owym dworzaninie swego przyszłego małżonka, ale bardziej bystra była była jedna z jej dam, arcyksiężna Klaudia Florentyna, która dyskretnie poinformowała Cecylię iż oto stoi przed nią sam król. Wówczas to przyszła żona rzuciła się Władysławowi do stóp, ale król był zdegustowany jej urodą i opuścił Iłżę, nie czekając na wyjazd jej orszaku. Ślub odbył się w Warszawie - 12 września 1637 r. Królowa ubrana była w białą suknię, haftowaną złotą nicią oraz ozdobioną perłami, diamentami i bursztynami, sam monarcha prezentował się równie efektownie, jadąc w jasnym stroju i kapeluszu ozdobionym pawim piórem, na białym koniu w otoczeniu swego orszaku. Po uroczystości królowa wsiadła - wraz z damami dworu - do przygotowanej dla niej karety i w otoczeniu rajtarów, dragonów i kozaków, trębaczy, doboszów i paziów, jechała w stronę Zamku Królewskiego. Tam doszło do uczty weselnej, po której bardzo szybko Cecylia Renata zdała sobie sprawę że mieszka w Zamku wraz z... oficjalną królewską kochanką - lwowską mieszczką Jadwigą Łuszkowską. Doszło wówczas do pierwszej kłótni małżeńskiej a Cecylia Renata domagała się aby Władysław odprawił kochankę i zagroziła ze jeśli tego nie uczyni, ona wróci do Wiednia. Król więc odprawił "Jadwisię" - jak pieszczotliwie ją nazywał, do pałacu w Ujazdowie, dokąd często przyjeżdżał, a królowa spędzała noce samotnie na Zamku w Warszawie. Wreszcie wymogła aby król wydał Łuszkowską za mąż, co ten w końcu uczynił, choć ślub był jedynie "zasłoną dymną" bowiem romans w dalszym ciągu się rozwijał. Aby więc zbliżyć króla do siebie, Cecylia Renata zaproponowała mu wyjazd do kąpieliska w Baden.
Tam, szybko ujawniły się nowe maniery Cecylii Renaty, szczególnie rzucające się w oczy niezwykle sztywnemu i skrupulatnie trzymającemu się etykiety otoczeniu cesarza Ferdynanda III. Jej bratowa była zdumiona, pamiętając ją sprzed wyjazdu z Wiednia, jako osobę nieulegającą żadnym emocjom, w stosunku nie tylko do służby, ale również do książąt i szlachty nie wywodzącej się z domu cesarskiego i wzorowo wypełniała wszelkie sztywne funkcje, związane z etykietą dworską. Po roku, spędzonym w Rzeczpospolitej, ta kobieta diametralnie się zmieniła, zażądała na przykład aby przy stole, przy którym siedzieli członkowie rodziny cesarskiej i para królewska, zasiadły również jej damy dworu i zapowiedziała że nie usiądzie, jeśli nie zostaną dostawione dodatkowe krzesła. Zniesmaczenie jej bratowej wywołał również fakt, że kiwnęła głową na przywitanie wchodzącym do sali biesiadnej polskim senatorom, co było nie do pomyślenia na dworze cesarskim, aby cesarz lub ktokolwiek z jego rodziny, choćby odpowiedział ukłonem głowy jakiemukolwiek księciu niższej od siebie rangi. Ale dwór w Warszawie nie przypominał tego w Wiedniu czy w Madrycie, a królowa szybko nauczyła się panujących w jej nowej ojczyźnie swobodnych obyczajów. Król w Rzeczypospolitej był bowiem tylko "Pierwszym wśród Równych", a nie żadnym "bożym pomazańcem" o absolutnej władzy, stąd zupełnie odmienne zwyczaje celebrowane na owych dworach. Ale królowa nie miała problemów z szybkim się ich wyuczeniem i zaakceptowaniem.
Wróćmy jednak do spraw wagi publicznej. W lutym 1640 r. zmarł sułtan Murad IV, na tron wstąpił jego młodszy brat Ibrahim. Wcześniej, w maju 1639 r. zakończyła się długa (prowadzona od 1623 r.) wojna z perskimi Safawidami, zakończyła się ona zdobyciem Bagdadu przez Turków i wyznaczeniem trwałej linii granicznej owych dwóch mocarstw (która tak naprawdę istnieje po dziś dzień, rozgraniczając Iran i Irak). Poza tym zatarg pomiędzy hospodarem mołdawskim Wasylem Lupulem a hospodarem wołoskim Maciejem Besarabą i plany poszukiwania przez jednego z nich pomocy w Rzeczypospolitej, spowodowały że nad Dunajem ponownie zaczęła się gromadzić armia osmańska. To wywołało entuzjazm króla Władysława, który sądził iż dzięki temu będzie mógł przeforsować swoje plany (które kształtowały się od 1633 r. ale ostateczną formę przybiorą dopiero w owym 1645 r.) wielkiej chrześcijańskiej wojny antytureckiej. Sułtan też wysłał do Polski swego szpiega (1641 r.), który przemierzając kraj aż do Gdańska, obserwował teren ewentualnej przyszłej inwazji osmańskiej. Król Władysław, na sejmie (obradującym od 20 sierpnia - 4 października 1641 r.), przekonywał że niebezpieczeństwo osmańskie jest realne i że jeśli by szlachta uchwaliła pieniądze na kilkudziesięciotysięczne wojsko "jeden miesiąc uczyniłby wieczny ojczyźnie pokój", czyli sugerował monarcha, że w przeciągu miesiąca rozniesiono by potęgę osmańską i Turcy musieliby prosić o trwały pokój, nawet na dekady. Szlachta jednak nie chciała nawet słyszeć o wojnie z Turczynem i zajęła się sprawą rad senackich z roku 1638 r. co spowodowało że król publicznie "łzami się zalał" nie mogąc przeboleć utraty tak dogodnej chwili ostatecznego rozgromienia muzułmańskiej potęgi, która rozlała się na trzech kontynentach.
PROROCZE I JAKŻE MĄDRE SŁOWA
HETMANA SOBIESKIEGO:
"DOŚĆ SIŁY MA KORONA, ABY SAMA POTĘGĘ OTTOMAŃSKĄ ROZGROMIĆ, JENO ŻEBY JEJ W TYM NIKT NIE PRZESZKADZAŁ"
GERMAN DEATH CAMPS
NEVER POLISH
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz