Łączna liczba wyświetleń

sobota, 10 października 2020

MEMORIAM - Cz. XIX

 VIRGINES VESTALES i TRZY CIOSY

 
 

 
 

UMIŁOWANY POKÓJ

I ZŁUDNE NADZIEJE

SIEDEMDZIESIĄTYCH LAT

Cz. IV

 
 

 
 
SPARTAKUS ZWYCIĘSKI
 
 
 Po zwycięstwie pod Wezuwiuszem nad siłami propretora - Klaudiusza Glabera, do gladiatorów Spartakusa zaczęli przyłączać się zbiegli od swych panów lokalni niewolnicy, miejscowi zawadiacy, a nawet okoliczni pasterze owiec. Wszyscy oni liczyli na poprawę własnego losu i zdobycie bogatych łupów na możnych panach. Spowodowało to, że już jesienią 73 r. p.n.e. armia niewolnicza liczyła ok. 70 000 ludzi. Co prawda znaczna ich liczba to byli ludzie nieobyci z bronią i nie znający się na walce oraz kobiety, ale i tak spora część z nich nadawała się do walki orężnej. A tymczasem Kwiryci znów zlekceważyli buntownika i cały ten - niezwykle niebezpieczny dla państwa - niewolniczy zryw. Co prawda powierzono kolejne dowództwo pretorowi Publiuszowi Waryniuszowi, ale przydzielono mu zaledwie jeden legion, wsparty niewielkimi kontyngentami posiłkowymi (łącznie siły Waryniusza liczyły ok. 12 000 żołnierzy), zaś sam pretor również nie odznaczał się rozsądkiem. Wiedząc o zupełnej klęsce sił Glabera (w liczbie 3 000 żołnierzy), dodatkowo podzielił on swoje siły na trzy części, licząc na to, że wycofujący się spod Wezuwiusza Spartakus, ze względu na znaczną liczbę zbiegłych doń ludzi, będzie zmuszony poruszać się wolno, co ułatwiłoby atak Rzymian w dowolnym kierunku i w wybranym przez nich momencie. Niestety, ów niewolnik jakim był Spartakus, doskonale zdawał sobie sprawę ze swego położenia - co też przemawia za jego królewskim pochodzeniem (nie ma żadnych dowodów że Spartakus wywodził się z królewskiego rodu, ani że był spokrewniony z dynastią Spartokidów z Bosforu Kimmeryjskiego. Tę informację przekazywali autorzy antyczni, aby tym samym udowodnić że jedynie ktoś wywodzący się ze szlachetnego rodu mógł skutecznie stawić czoła Rzymianom w walce). Wiedział też że odwrót spod góry wystawi go na ataki Rzymian i zmusi jedynie do obrony. Postanowił więc samemu przejść do kontrataku i po kolei zaczaił się na trzy podzielone oddziały Waryniusza. 
 
Najpierw zasadził się na siły (liczące ok. 3 000 legionistów) pod dowództwem niejakiego Furiusza. Uderzył na nie nocą, rozbił i zmusił do ucieczki. Następnie przygotował zasadzkę na dowódcę drugiego oddziału - Kossyniusza. Spartakus początkowo planował uderzyć na niego (i go porwać), gdy ten zatrzymał się w rejonie Salin i zażywał tam kąpieli. Kossyniusz postąpił bardzo nierozważnie, bo nie tylko zlekceważył przeciwnika, ale również zachowywał się tak, jakby wyjechał sobie na odpoczynek, stąd też praktycznie nie miał przy sobie ochrony. Gdy więc Spartakus uderzył i odgłos zbliżającego się nieprzyjaciela dotarł do uszu Rzymianina, ten czym prędzej uszedł stamtąd, wybiegając nagi i mokry prosto z wanny, po czym dosiadł konia i w towarzystwie zaledwie kilku żołnierzy dotarł do swego oddziału. Spartakus zdobył jednak cały jego sprzęt i rzeczy osobiste, a potem ruszył ku niemu i zajął cały jego obóz, likwidując tym samym drugi wydzielony oddział Waryniusza (Kossyniusz poległ w tej walce). Mając już zdecydowaną przewagę liczebną, ruszył teraz Spartakus na niewielkie siły samego Waryniusza, okrążył je i doszczętnie rozbił (grudzień 73 r. p.n.e.), tym samym likwidując drugą już wysłaną przeciwko niemu armię Rzymian. Po tych zwycięstwach w całej Kampanii, Lukanii, Samnium i Apulii zapanowała wielka trwoga. Co bogatsi obywatele uciekali do Rzymu w obawie o własne życie, gdyż ataki na większe majątki Kwirytów należały do głównych praktyk niewolniczej armii Spartakusa. Zrabowane złoto i inne kosztowności, stanowiły jednak własność ogółu i były przeznaczane na zakup uzbrojenia od kupców, którzy nieodłącznie towarzyszyli buntownikom, stale dostarczając im żelazo lub spiż. Dużym problemem był właśnie brak wystarczającej ilości broni dla tak licznej armii niewolniczej, dlatego też dodatkowo uruchomiono własną produkcję potrzebnego sprzętu (w oddziałach Spartakusa było wielu zbiegłych kowali i rzemieślników, którzy doskonale znali się na produkcji broni, zaś potrzebne produkty dostarczali kupcy, którym płacono zrabowanym z okolicznych latyfundiów rzymskim złotem i srebrem).
 
 

 
Znacznie gorzej wyglądała kwestia zaopatrzenia w żywność - szczególnie przy tak wielkiej ilości ludzi, jaka znajdowała się wówczas w szeregach armii Spartakusa. Jedyną możliwością pozyskiwania żywności były ataki na majątki nobilów i ekwitów oraz zabranie stamtąd wszystkiego, co tylko nadawało się do zjedzenia. Zasady jakie wprowadził Spartakus (wszystko wspólne, nawet broń, zakaz posiadania czegokolwiek więcej, niż tego co potrzebne jest do niezbędnej egzystencji) budziły niezadowolenie, tym bardziej że zarówno gladiatorzy jak i zbiegli niewolnicy pałali chęcią zemsty na swych panach i rwali się do mordów, grabieży i gwałtów. Oczywiście licznie do nich dochodziło (nie można było tego uniknąć z wiadomych względów, ale Spartakus starał się przynajmniej ograniczać ataki na drobnych właścicieli - których i tak w tym czasie było już niewielu w Italii - prowadząc swoje wojsko często przez górskie szlaki, lub też trudno dostępnymi drogami, co też stwarzało wiele niebezpieczeństw. Poza tym wódz zbuntowanych niewolników wybierał tereny, na których było wiele latyfundiów, aby tym samym uzupełnić braki w aprowizacji, oraz dać możliwość wyżycia się swym ludziom na wielkich panach), jednak ofiarami padali głównie nobilowie lub ekwici (choć częste był też i ataki na zwykłych chłopów, szczególnie podejmowane na własną rękę przez grupki niezadowolonych niewolników, które czasem odłączały się od głównej armii, aby rabować i gwałcić). Spartakus poprowadził swoich ludzi do Lukanii i Brutium, a tam stanęli na leża zimowe (roku 73/72 p.n.e.) pod Thurioi. Lecz wciąż dołączający nowi niewolnicy, spowodowali że rejon gwałtów tej buntowniczej armii sięgał Cosentii na południu (w czasie zimy oddziały Spartakusa wzrosły do ponad 100 000 ludzi - choć wśród nich nie brakowało też i kobiet z dziećmi oraz kalek nie nadających się do walki orężnej. Tym ludziom też trzeba było zapewnić żywność, a Spartakus - nawet jeśliby chciał, nie mógł ich wypędzić, gdyż tym samym skazałby siebie i swoją armię na brak pomocy ubogiej lokalnej ludności i niewolników, a to byłby początek jego klęski). 
 
 

 
Senat dopiero teraz, z końcem roku przejrzał na oczy i uświadomił sobie że bunt gladiatorów z Kapui nie jest tylko lokalną, mało znaczącą ruchawką, lecz groźnym powstaniem, które może wręcz przerodzić się w nową wojnę w samej Italii i zagrozić Rzymowi w jego bezpośredniej egzystencji. Wiosną (72 r. p.n.e.) powstańcza armia Spartakusa ruszyła spod Thurioi w Brutium na północ do Lukanii. Tam podstępem (nie miał bowiem ani sprzętu oblężniczego ani też żadnego doświadczenia w walkach o miasta), opanował miasto Metapontum. Tam też od razu dała się poznać różnica wynikająca z podejścia niewolników wiejskich i niewolników miejskich do jego buntu. Otóż bowiem jeśli niewolnicy wiejscy często uciekali od swych właścicieli i przyłączali się do armii Spartakusa, o tyle niewolnicy miejscy wprost przeciwnie - pozostawali wierni swym panom i woleli niewolę niż niepewny los ściganego buntownika (zresztą niewolnicy miejscy mieli w głębokiej pogardzie niewolników wiejskich, uważając ich za gorszych od siebie. Trudno się zresztą dziwić, gdyż tamci żyli w bardzo trudnych warunkach, ciężko pracując praktycznie od świtu do zmierzchu, więc nocą jedyne czego pragnęli to było tych parę godzin snu. Natomiast niewolnicy w miastach żyli o wiele wygodniej - jeśli byli własnością możnego i bogatego pana, to nawet ich stroje były lepsze niż ubrania wolnych, choć ubogich Rzymian. Poza tym nie musieli martwić się o jedzenie, gdyż mieli pewną strawę w domu swego właściciela). Warto też w tym miejscu przytoczyć opowieść Tytusa Macciusza Plauta o dwóch niewolnikach w jego dziele pt.: "Mostellaria" ("Strachy"), w którym dokładnie opisuje owe antagonistyczne postawy:


"Grunio - niewolnik zatrudniony w posiadłości wiejskiej.
Tranio - niewolnik w domu pana w Atenach, zaufany młodego panicza.
 
Grunio (przyszedł ze wsi z koszykami po paszę, stoi przed domem i woła do siedzącego w kuchni Traniona) :Ty, może byś tak wyszedł z tej kuchni, gałganie! Bo tam siedzisz wśród rondli i drzesz się tu ze mną. No, wyjdźże z tego domu, zgubo twego pana! Czekaj, ja ci odpłacę - bym tak zdrów był - na wsi! Wyjdź mówię, smrodzie, z kuchni, czemu się ukrywasz? 
 
Tranio (wychodzi): Co za wrzaski wyprawiasz, chorobo, przed domem? Czy myślisz, żeś jest na wsi? Odsuń się od domu. Idź na wieś, idź do diabła, odejdź stąd, od drzwi. (Wali go w gębę) Masz! - Po coś tu przyszedł?
 
Grunio: Oj, po cóż mnie bijesz? 
 
Tranio: Boś jest po to! 
 
Grunio (płaczliwie): Dobrze, - dobrze! Niech no stary wróci! Niech tylko wróci cało ten, co ty go zjadasz!
 
Tranio: Bredzisz, kołku, To nawet nieprawdopodobne! Tak jakby mógł ktoś kogoś zjeść w nieobecności!  

Grunio: Więc ty, miejski elegant, faworyt ulicy, Mnie wsią oczy wycierasz? To stąd myślę, Tranio, że wiesz, iż cię niebawem do żaren oddadzą. Dalibóg, w krótkim czasie powiększysz, mój Tranio, liczbę wiejskich mieszkańców, "w żelaza ubranych"! Teraz, póki ci wolno, pij, rujnuj majątek, psuj panicza naszego, wzorowego chłopca, przez dnie całe i noce - pijcie, lampartujcie, dziewki sobie kupujcie, wyzwalajcie, paście pieczeniarzy, kupujcie najdroższe przysmaki! To ci stary przykazał, gdy w drogę wyruszał? W takim tutaj swe mienie zastanie porządku? Więc to, myślisz, należy do sługi dobrego, mienie pańskie rujnować, psuć syna pańskiego? Bo on, mówię, zepsuty, jeśli tym się para! Co dotychczas wśród całej attyckiej młodzieży nikt nie był tak oszczędny - mówili - i skromny, jak on: teraz jest pierwszy w całkiem innych rzeczach! To jest twoja zasługa i twoje nauki!
 
Tranio: Co ci do mnie, chorobo, i do mego życia? Czy mało na wsi wołów, byś się o nie troszczył? Chce mi się tu pić, kochać i dziewki sprowadzać! Ja moim grzbietem za to, nie twoim, nałożę! 
 
Grunio: O, jaki pewny siebie!
 
Tranio: A niechże cię Jowisz, wszystkie bogi zatracą! A pfuj! Śmierdzisz czosnkiem - Gnoju czysty, ty chamie, koźle, świński chlewie - psim smrodem razem z koźlim! 
 
Grunio: Trudno, cóż poradzić? Nie wszyscy mogą pachnąć olejkiem zamorskim. Jak ty - leżeć przy stole na miejscu dostojnym i takie wyszukane, jak ty, jeść potrawy. Trzymaj sobie te ryby, drób, synogarlice! A ja, niechże się karmię, jak mój los, mym czosnkiem, tyś szczęśliwy - ja biedny. Trudno, niech tak będzie. Mnie niech czeka me dobro, a ciebie zło twoje. 
 
Tranio: A więc ty mi zazdrościsz, jak ja widzę, Grunio, że mnie dobrze, źle tobie. Wszak to jak najsłuszniej: mnie przystoi się kochać, a tobie paść woły. Mnie przystoi żyć pięknie, a tobie w psi sposób. 
 
Grunio: O ty, sito katowskie! Ja wiem, że tak będzie. Bo cię bodźcem zdziurawię, gnając rozpiętego przez ulice - gdy tylko stary tu powróci! 
 
Tranio: Skąd wiesz? Może to ciebie, pierwej niż mnie, spotka? 
 
Grunio: O - nigdym nie zasłużył. Ty - zawsze i teraz!
 
Tranio: Możesz sobie oszczędzić twojego gadania, jeśli nie chcesz oberwać... czegoś potężnego!
 
Grunio: Dacie wykę dla wołów, żebym mógł ją zabrać? Sypcie groszem szubrawcom i róbcie tak dalej, jakeście już zaczęli: pijcie, lampartujcie, żrejcie, pchajcie w swe brzuchy, jadło kiereszujcie!
 
Tranio: Bądź cicho i idź na wieś! Ja do Pireusu iść muszę, ryby kupić, dziś wieczór potrzebne, wykę ci tam ktoś jutro na folwark przyniesie. Co się tak na mnie gapisz? Ty szubieniczniku!
 
Grunio: To będzie twoje imię, ja myślę, niebawem!
 
Tranio: Jak długo jest "tymczasem", nie dbam o "niebawem"! 
 
Grunio: Dobrze, lecz wiedz to jedno, że o wiele szybciej to przychodzi, co przykre, niż to, czego pragniesz!
 
Tranio: Więc mi się nie naprzykrzaj - odsuń się, idź na wieś! Już ja ci się tu dłużej nie dam zatrzymywać! (Odchodzi do portu).

Grunio: Więc poszedł! I nic nie dba o wszystko, com mówił! Bogowie nieśmiertelni! Bądźcie miłościwi! Zrządźcie, niech tu powróci najprędzej nasz stary, od trzech lat nieobecny - nim wszystko przepadnie, i rola, i domostwa, bo jeśli nie wróci - Zostaną resztki ledwie na parę miesięcy. Teraz na wieś odchodzę. A otóż syn pański, złajdaczony! - A dawniej był wzorem młodzieńca!"
 
 

 
Po uzupełnieniu zapasów w Metapontum, Spartakus skierował się następnie ku Tarentowi - dużemu miastu w południowej Italii i zajął je takim samym sposobem jak wcześniej Metapont. To właśnie tam zapewne powstał plan dalszych zbrojnych działań zbuntowanych niewolników, którzy musieli wybrać co dalej zamierzają czynić. Spartakus twierdził że należy iść na północ, w kierunku Alp, a po ich przekorczeniu niewolnicy i gladiatorzy mieli się rozejść do swych rodzinnych krajów. Planowano pierwotnie wspólny marsz do Umbrii i tam rozdzielenie sił: Galowie i Iberowie mieli skierować się na zachód idąc przez Ligurię i omijając góry, natomiast Iliryjczycy, Trakowie i Germanie poszliby na wschód ku kraju Lingonów i dalej ku Karnom i Pannonom. Plan ten jednak nie zyskał akceptacji wśród samych dowódców buntu, do których (prócz Spartkausa) należeli Kriksos z Galii, Celt Gannikus o nieznanym pochodzeniu, oraz Ojnomaos i Kastus - obaj z Galii. Największe zastrzeżenia co do tego planu miał Kriksos, który stwierdził że Rzymianie są słabi i można ich zniszczyć na italskiej ziemi, bez konieczności ucieczki na północ. Spartakus jednak rozsądnie zauważał, że jeśli rebelia ma się powieść, to nie może trwać w nieskończoność i na pewno nie w Italii, gdzie Rzymianie mają stałą bazę rekrutacyjną - również wśród sojuszników. Przecież Italikowie, którzy jeszcze dwadzieścia lat wcześniej toczyli z Rzymem krwawą wojnę domową w Italii, teraz wcale nie palili się do zasilania sił Spartakusa, a wręcz przeciwnie pozostawali wierni Rzymowi. Zapewne miało to związek z przyznaniem im już siedemnaście lat wcześniej obywatelstwa rzymskiego, a także z żywą wciąż pamięcią okrucieństw, jakich dopuszczali się niewolnicy, walczący w czasie wojny domowej pod rzymskimi rozkazami. Nic więc dziwnego, że teraz ci sami ludzie nie zamierzali przykładać ręki do pomocy zbuntowanym niewolnikom - mordercom ich rodzin. Dlatego też Spartakus zdawał sobie sprawę, że wojna w Italii prowadzi do klęski i śmierci wszystkich niewolników zasilających jego szeregi, a jedyną nadzieją na ocalenie było opuszczenie tej "przeklętej italskiej ziemi" i wyjście do swoich ojczyzn, gdzie Rzymianie z pewnością już nie mogiliby ich ścigać.
 
 


Kriksos jednak postawił na swoim i zgromadził wokół siebie 30 000 takich samych zwolenników pozostania w Italii, którzy roili nawet o ataku na Rzym. Wiekszość niewolników którzy poszli za Kriksosem, to byli Germanie, część Galów i ci niewolnicy, którzy urodzili się już na italskiej ziemi w drugim, trzecim lub czwartym pokoleniu i nie znali oraz nie pamiętali swojej ojczyzny. Chcieli też dalej plądrować, gwałcić i zabijać znienawidzonych Rzymian, a poza tym nie odpowiadała im żelazna dyscyplina, wprowadzona przez Spartakusa i zakaz gromadzenia zrabowanych kosztowności. Zresztą Kriksos wystąpił z planem wyzwolenia wszystkich niewolników w Italii i wywłaszczenia majątków zajętych przez nobilitas i ekwitów, a następnie przekazania ich w ręce niewolników i Italików (aby zyskać ich poparcie). Plan był niezwykle ambitny, niestety - nierealny. Kriksos dysponował zbyt małymi siłami aby w ogóle mógł pokusić się o zbliżenie do Rzymu, nie mówiąc już o zajęciu całej Italii i rozpoczęcia realizacji swego planu. Spartakus, Gannikus i Ojnomaos dostrzegali to, czego nie chciał widzieć Kriksos - dłuższe pozostanie w Italii było niemożliwe, tym bardziej że wciąż były duże braki w aprowizacji, a nie można było też liczyć na to, że armia niewolnicza wykarmi się rabunkami zajętych na Kwirytach majątków ziemskich. Jedynym wyjściem było opuszczenie Italii i marsz za Alpy, tylko problem polegał na tym, że nie było wiadomo co potem czynić dalej. Czego mieli szukać niewolnicy urodzeni i wychowani w słonecznej Italii, w zimnych i nieprzystępnych krajach Północy, wśród ludów, które żyły w szałasach i nie znały wszelkich dobrodziejstw grecko-rzymskiej cywilizacji? Było więc oczywiste że ci niewolnicy nie zgodzą się na opuszczenie ziemi swych narodzin tylko po to, by podążać do krajów jakichś dzikich barbarzyńców, z których ręki również mogli zginąć. Nastąpił więc podział i oddział pod dowództwem Kriksosa opuścił główne siły niewolniczej armii Spartakusa.
 
A tymczasem senat wystawił do walki z buntownikami aż dwie armie konsularne. Pierwsza pod wodzą konsula Lucjusza Gelliusza Publikoli (przyjaciela Cycerona) a druga pod dowództwem konsula Gnejusza Korneliusza Lentulusa (przyjaciela Pompejusza). Łącznie siły Republiki liczyły ok. 45 000 żółnierzy, jednak obaj konsulowie nie działali razem, tylko znów podzielili swoje armie i skierowali się: Gelliusz przeciwko Kriksosowi, zaś Lentulus ruszył na Spartakusa. Gdy więc siły Kriksosa udały się do północnej Apulii, podążył za nimi również i Gelliusz, który dopadł niewolników pod górą Garganus. Doszło wówczas do bitwy, jednak nie uczestniczył w niej sam Gelliusz (kto wie, być może obawiał się klęski?), tylko wyznaczył dowódcą pretora Kwintusa Arriusza, a ten wyśmienicie pokierował wojskiem i zadał wielką klęskę buntownikom Kriksosa (sam Kriksos poległ wśród swych towarzyszy), likwidując tym samym całą germańsko-italską odnogę buntu. Spartakus znajdował się wówczas w dość bliskiej odległości od toczącej się bitwy i na wiadomość o ataku armii Gelliusza na Kriksosa, natychmiast pospieszył temu drugiemu z odsieczą, lecz dotarł za późno i zdołał jedynie rozbić dopiero co zwycięskie legiony Gelliusza i Arriusza (uderzył w chwili, gdy Rzymianie w ogóle się tego nie spodziewali, będąc upojeni stosunkowo łatwym zwycięstwem nad Kriksosem). Wielu Rzymian poległo w tej bitwie, a ponad 300 dostało się do niewoli. Ostatecznie Spartakus wyprawił okazały pogrzeb Kriksosowi, oraz urządził swoiste igrzyska na których - jako gladiatorzy - musieli walczyć ze sobą wzięci do niewoli Rzymianie. Raz jeszcze Spartakus okazał się zwycięski i pomimo wystawienia podwójnej armii, znów Kwiryci niczego nie zyskali. Wciąż pozostawała co prawda armia konsula Lentulusa i w niej właśnie upatrywano nadzieje na ostateczne rozbicie sił buntowników.
 
 

 
A tymczasem Spartakus wyruszył na północ, idąc wschodnim pasem Italii ku Alpom. Jego siły liczyły ok. 100 000 ludzi i były tak liczne, że nie zezwalał już na dołączanie doń kolejnych grup zbiegłych niewolników (chyba że byli to ludzie doskonale obeznani z bronią i potrafiący walczyć - lecz takich nie było wielu). Miał zbyt dużo kobiet, dzieci i kalek, a idąc kolumnami, musiał kroczyć powoli i wyglądało to tak, że tył ostatniej kolumny na drugi dzień był dopiero tam, gdzie dnia poprzedniego wyruszał przód kolumny pierwszej. A tymczasem Lentulus, świadom trudności przeciwnika, zaszedł siły Spartakusa w rejonie Picenum. Obie armie przygotowywały się do nieuniknionego starcia, jednak Spartakus postanowił podstępem zwieść armię wroga i umieścił przed swym obozem wbite w ziemię pale, które przypominały wartowników, a dookoła kazał rozpalić ogniska, sam natomiast z większością swych sił opuścił obóz i ruszył na siły Lentulusa, zachodząc je z tyłu i z boku. Armia Spartakusa była uformowana podobnie jak legiony i podzielona na poszczególne centurie. Nie posiadała jednak zbyt wielu włóczni, co oznaczało że siły Spartaka dążyły do jak najszybszego starcia bezpośredniego i próby okrążenia przeciwnika. Okrążenie się co prawda nie udało (w końcu było to zawodowe wojsko, a nie hałastra zebrana po okolicy, jak w przypadku Glabera czy nawet Waryniusza), jednak zaskoczenie i tak było całkowite a Rzymianie poszli w rozsypkę, zaś niewolnicy zdobyli cały rzymski obóz wraz z zaopatrzeniem. Tak oto armia Lentulusa przestała istnieć. Spartakus rozkazał po bitwie spalić nieużyteczny sprzęt wojskowy, zarżnąć zwierzęta juczne i wymordować wszystkich jeńców, gdyż były to przeszkody, które mogły znacznie spowolnić marsz niewolników ku Alpom. Tym samym dawał jednocześnie do zrozumienia, że nie zamierza atakować Rzymu i pragnie jedynie wydostać się z Italii na północ. Jednak w Rzymie i tak wybuchła panika, podobna do tej, którą przed stu czterdziestu laty sprowokował Hannibal, czy też barbarzyńskie armie Cymbrów i Teutonów zaledwie trzydzieści lat wcześniej. Co prawda Rzym był otoczony murem serwiańskim, ale brakowało ludzi do jego obstawienia. W trwodze więc Kwiryci oczekiwali najgorszego.
 
 
 
 
Spartakus jednak nie był przygotowany do ataku na Rzym (nie uczynił tego nawet znacznie lepiej wyposażony i posiadający bardziej wyszkoloną armię - Hannibal, a co dopiero przywódca zgrai zrewoltowanych niewolników), a spalenie sprzętu, pozyskanego w rzymskim obozie Lentulusa było ostatecznym dowodem, iż atak taki w ogóle nie wchodzi w rachubę. Tak więc, gdy Spartakus skierował się w dalszy marsz ku północy, Kwiryci już nie zamierzali mu przeszkadzać, mając nadzieję że ostatecznie opuści on Italię i wszelki słuch po nim zaginie. Jednak prokonsul Galii Przedalpejskiej - Lucjusz Kassjusz - dysponujący dwoma legionami, postanowił zastąpić drogę buntownikom pod miejscowością Mutina w Dolinie Nadpadańskiej. Do kolejnej bitwy doszło więc już w połowie lipca (72 r. p.n.e.) po ok. czterech miesiącach intensywnego marszu Spartakusa na północ. Bitwa tam stoczona, to był kolejny już pogrom rzymskiej armii - dotąd uważanej za niepokonaną, a panika, jaka wybuchła w obozie Rzymian już po bitwie, spowodowała że Spartkaus prawie bez walki opanował samą Mutinę, gdzie niewolnicy uzupełnili brakujące zapasy (głównie żywności i broni) a następnie przygotowali się do dalszej drogi za rzekę Pad, gdzie Spartakus stanął na początku sierpnia. Droga do Alp stała teraz otworem i można było urzeczywistnić plany wyprowadzenia niewolniczych rzesz poza obszar rzymskiego świata i rzymskiej władzy. Jednak właśnie wówczas, już tam nad Padem, nastąpiła zdecydowana zmiana planów, która ostatecznie przywiodła Spartaka do klęski, a jego wojowników do hańbiącej śmierci na krzyżu.
 
 

 
     
CDN. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz