OD OPUSZCZENIA "KOLEBKI"
PO POWSTANIE WIELKIEJ LECHII
"KŁAMSTWO POWTARZANE
TYSIĄC RAZY - STAJE SIĘ PRAWDĄ"
Joseph Goebbels był geniuszem propagandy. Dokładnie wiedział, że jeśli najbardziej niedorzeczne kłamstwo, będzie powtarzać się ludziom do znudzenia, to wreszcie (chcąc, nie chcąc), uwierzą w to, że może ono być prawdziwe. No bo skoro tak mówią, to coś musi być na rzeczy. Ludzie żyją z dnia na dzień i większość z nich ma to gdzieś, jak bardzo są manipulowani i okłamywani przez władze, media, a nawet ... kulturę (mity kulturowe które stają się prawdą, też są elementem manipulacji Ludzkości). Jak bardzo zafałszowana jest historia, to nawet trudno wyrazić słowami - uczymy się mitów i jawnych zmyśleń, które potem (odpowiednio "mobilizowani" - głównie finansowo), archeolodzy, historycy i naukowcy, sprzedają nam jako naukową prawdę historyczną. Ile jest mitów, które uważamy za "objawione prawdy historyczne"? Trudno nawet zliczyć, choć ... może zajmijmy się na początku kilkoma z nich (które na tę chwilę najbardziej utkwiły mi w pamięci).
MANIPULACJA nr. 1
NERON
Jedna z najbardziej łopatologicznych, ale jednocześnie skutecznych efektów zastosowania propagandy historycznej, którą zastąpiono ludziom prawdziwą wiedzę. Kim był rzymski cesarz Lucjusz Domicjusz Ahenobarbus (od czasu adopcji przez cesarza Klaudiusza, zwany również Neronem Klaudiuszem Cezarem Druzusem Germanikusem - a potocznie po prostu Neronem). Tę postać znamy dość dobrze, gdyż zarówno książki (wielka tu rola "Quo Vadis"- Henryka Sienkiewicza), jak i kultura masowa, dobitnie utwierdza nam obraz wielkiego okrutnika, mordercy, podpalacza Rzymu (który kazał podpalić, aby odśpiewać hymn o spaleniu Troi) i tego, który bojąc się konsekwencji swego postępku, wydaje na pastwę wzburzonych Rzymian - chrześcijan, zamęczonych potem na arenie Cyrku Wielkiego i innych tego typu budowli. Doprawdy, można by spytać - a kogóż obchodzi Neron? Kogo interesuje czy podpalił Rzym, czy nie, czy był wielkim okrutnikiem i mordercą, czy może nim nie był? Mamy przecież swoje życie i swoje sprawy - prawda? Tylko że z prawdą historyczną, jest podobnie jak z powiedzeniem Edwarda Burke'a o rozprzestrzenianiu się zła - "dla triumfu zła potrzeba tylko aby dobrzy ludzie nic nie robili".
I tak samo jest w tym przypadku - dla triumfu kłamstwa, potrzeba tylko, aby ludzie je zbagatelizowali, uznając za nieistotne i nieaktualne dla życia ich i ich dzieci. A jaka jest prawda o Neronie? Bez wątpienia był on człowiekiem dość nerwowym, może nawet o skłonnościach sadystycznych (miał rozkazać zamordować matkę - Agrypinę Młodszą, miał kopnąć w brzuch swą ciężarną żonę - Poppeę Sabinę, co spowodowało poronienie i śmierć kobiety, wydawał też liczne wyroki śmierci na senatorów, członków nobilitas i ekwitów), ale o prawdziwym Neronie mówią nam nie tylko informacje, zawarte w księgach starożytnych autorów (którzy w większości wywodzący się ze stanu szlacheckiego, nie darzyli go zbytnią sympatią), ale przede wszystkim relacje, opinie i wydarzenia zwykłych ludzi (którzy oczywiście nie pozostawili po sobie żadnych informacji pisanych) - jak więc je odgadnąć? Systematycznie nam się wmawia (kłamstwo powtarzane tysiąc razy - staje się prawdą), że Neron był powszechnie znienawidzony przez współobywateli po podpaleniu Rzymu, zaś wcześniej uważano go za kogoś w rodzaju błazna, brzdąkającego na kitarze lub lirze i wyśpiewującego jakieś piosneczki (bez wątpienia, ten obraz też zapewne jest prawdziwy, tylko że w pierwszym przypadku dotyczył on chrześcijan, zaś w drugim klasy posiadające - nobilitas i ekwitów, których przedstawiciele uważali takie zachowania za niegodne męża stanu, polityka i cesarza).
Ale lud, zwykły lud, czy kierował się tymi samymi przesłankami, czy naprawdę nienawidził Nerona? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta i każdemu inteligentnemu człowiekowi, od razu zapali się światełko w głowie, gdy poczyta o pladze uzurpatorów, jaka zapanowała w Imperium Rzymskim po śmierci Nerona w czerwcu 68 r. Nie byłoby to nić dziwnego (uzurpatorzy, którzy ogłaszali się cesarzami, są nieodłącznym pejzażem prawie każdej dekady okresu rzymskiego cesarstwa), gdyby nie fakt, że owi uzurpatorzy, podawali się za ... cudownie ocalonego cesarza Nerona. No jak to? Neron przecież po podpaleniu Rzymu był powszechnie znienawidzoną personą, jak więc jest możliwe, aby ktokolwiek o zdrowych zmysłach podawał się za osobę, która zapisała się tak złą sławą w pamięci Rzymian? A może ... a może było zupełnie na odwrót, plaga pojawiających się w różnych częściach Imperium - "Neronów" (żaden cesarz przed ani po Neronie, nie zanotował takiej liczby uzurpatorów, którzy podawali się za ... cudownie ocalonych), była spowodowana właśnie tym, że cesarz Neron był ... powszechnie kochanym, umiłowanym władcą przez zwykłych Rzymian. To jedynie chrześcijanie i nobilitas, mogli mieć do niego jakieś żale, a ponieważ od IV wieku chrześcijaństwo zyskuje dominującą pozycję, zmienia się podejście do "antychrześcijańskich władców". No cóż historię zawsze piszą zwycięzcy, szkoda że z reguły odbija się to na prawdzie historycznej (nie mówiąc już o tym, że Neron wcale nie podpalił Rzymu, to również element propagandy chrześcijańskiej z późniejszego okresu).
MANIPULACJA nr. 2
PONCJUSZ PIŁAT
To kolejny przykład manipulacji, tym perfidniejszej, że podbudowanej przekazem religijnym i zaciemnionej odległością czasową i często językową. Jak bowiem Biblia przedstawia nam postać Poncjusza Piłata, rzymskiego prefekta prowincji Judei w latach 26 - 36? Jako na wpół filozofa, który roztrząsa moralny aspekt cierpienia człowieka, u którego nie dostrzega żadnej winy, ale zmuszony jest skazać go na śmierć, ponieważ tego żądają zwykli Żydzi i cały Sanhedryn. Piłat, człowiek o dość miłej posturze, przyjazny Żydom i ich kulturze, rozsądny mąż stanu, który daje się przekonać do innych racji, poprzez rozsądną konwersację itd. itp. Jak już mówiłem, człowieka którego nie interesuje prawda (w tym przede wszystkim prawda historyczna), niewiele te kwestie interesują i z reguły "łyka" on wszystko jak mu powiedzą. Zresztą postać Piłata na łamach Biblii jest naprawdę sympatyczna, ten człowiek daje się lubić i to pomimo tego, że skazuje na śmierć Jezusa Chrystusa.
A jak było naprawdę - zapytamy? Postać Piłata, jaka wyłania się z tekstów Józefa Flawiusza i Filona z Aleksandrii, wręcz przeraża. To nie jest żaden tam filozof u władzy, żaden inteligentny moralista, to po prostu bydlak, który upaja się cierpieniem wciąż nowych ludzi (Żydów). Ten człowiek wystawia prawdziwy las krzyży, poza tym do tego stopnia nienawidził Żydów, że publicznie kpił z ich wiary (nie było mowy o żadnym - zmyślonym - uwalnianiu jednego skazańca na święto Paschy, jak w przypadku Barabasza - zresztą sama ta postać też jest zmyślona), a każdego, kto się mu sprzeciwił, skazywał na tortury i śmierć na krzyżu. To był potwór w ludzkiej skórze - zresztą najpewniej został prefektem z polecenia Sejana (wszechwładnego prefekta pretorianów) i był jego człowiekiem, który miał za zadanie zrealizować plan Sejana, doprowadzenia do wybuchu wielkiego żydowskiego powstania w Judei, które ostatecznie rozwiązałoby "kwestię żydowską" (plan ten zostanie zrealizowany dopiero w sto lat później w roku 135, po upadku drugiego powstania, zwanego Powstaniem Szymona Bar-Kochby, po którego stłumieniu zabroniono Żydom przebywać w Jerozolimie, a samo miasto całkowicie zromanizowano i nazwano Colonia Aelia Capitolina. To właśnie od tej daty rozpoczęła się wielka migracja Żydów z Palestyny i ich życie w diasporze, które potrwa aż osiemnaście wieków.
Co zaś się tyczy Piłata, to w 36 r. został on pozbawiony stanowiska i wezwany do Rzymu, przez cesarza Tyberiusza (który sam był wielkim okrutnikiem, lubieżnikiem i dewiantem seksualnym), do którego doszły informacje o poczynaniach Piłata. Jeśli ktoś taki, jak Tyberiusz odwołał swego namiestnika za "bezsensowną rzeź", to znaczy że tamten naprawdę musiał "przegiąć pałę". No ale przecież Biblia mówi nam co innego, dlaczego więc są takie rozbieżności, dlaczego chrześcijanie przedstawili krwawego oprawcę (który przecież skazał Jezusa na śmierć), w pozytywnym świetle. Gdzie jest w tym sens. No właśnie, gdzie tu logika, dlaczego upiększono postać, której upiększać w żadnym wypadku chrześcijanie nie powinni? Odpowiedź jest bardzo prosta i dotyczy okresu ok. 30-40 lat po śmierci Jezusa Chrystusa. Wówczas to jego uczniowie (i uczniowie uczniów), głosili po całej Judei "Dobrą Nowinę", nauczali o życiu i śmierci swego Mistrza, ale tak jakoś ... niewiele wskórali. Jakoś Żydzi nie garnęli się do porzucenia dotychczasowej wiary i przejścia pod sztandar nowej chrystusowej religii.
Pięknie jest to ukazane w czasie pierwszego soboru powszechnego, jaki miał miejsce w Jerozolimie w roku 49 (w szesnaście lat po ukrzyżowaniu Jezusa Chrystusa). Wiemy o nim z dwóch źródeł - z listu, jaki w latach 50-tych I wieku, napisał uczestnik tego soboru - Paweł z Tarsu do chrześcijańskich gmin w Galacji (w Azji Mniejszej), oraz z Dziejów Apostolskich, spisanych (prawdopodobnie) w latach 60-tych, 70-tych lub 80-tych I wieku, które mówią że w Antiochii powstał spór teologiczny, ponieważ "pewni ludzie" (jak podają Dzieje Apostolskie), z Jerozolimy, całkowicie wbrew naukom Pawła z Tarsu, nauczali nawróconych na chrześcijaństwo "pogan", że nie zostaną zbawieni, jeśli nie poddadzą się żydowskiemu rytuałowi obrzezania. Paweł wraz z Barnabą, zaprotestowali przeciwko takiemu nawracaniu. Zwołano więc I Sobór w Jerozolimie, aby wyjaśnić te kwestie. Tam okazało się, że duża część ugrupowania faryzeuszów (którzy teraz stali się chrześcijanami), wręcz żądała, aby każdy nowo-nawrócony poganin, nie tylko dokonał obrzezania, ale wręcz ... przestrzegał zasad Tory i Prawa Mojżeszowego. Rozpoczęła się więc dyskusja, poprzedzona prezentacją argumentów. Pierwszy głos zabrał Piotr (późniejszy św. Piotr), który poparł Pawła i Barnabę w kwestii "taryfy ulgowej" dla pogan, a następnie przemawiali Paweł i Barnaba. Na końcu głos zabrał Jakub (spokrewniony z Jezusem - najprawdopodobniej był Jego bratem), który zaproponował rozwiązanie polubowne, które głosiło że nowo-nawróceni poganie, nie muszą poddawać się obrzezaniu, lecz mają przestrzegać innych żydowskich zwyczajów, związanych z nieprzyjmowaniem określonych pokarmów w pewne dni i wstrzymywaniem się od stosunków seksualnych (też w określone dni).
Dzieje Apostolskie mówią o tym, że dzięki Jakubowi udało się osiągnąć powszechny kompromis i wszyscy z obecnych zaakceptowali jego ustalenia. Niestety, co innego wyłania się z listu Pawła z Tarsu, który był bezpośrednim uczestnikiem tego zgromadzenia. W liście do Galatów, Paweł prezentuje uczestników soboru, nie jako natchnionych przez Ducha Św. charyzmatyków, lecz jako mizerne, słabe i podatne na ciosy ludzkie persony, targane własnymi namiętnościami. Paweł ma misję, tą misją jest przekazywanie "Dobrej Nowiny" jak największej liczbie ludzi, a tymczasem jakieś nawiedzone "indywidua" z Jerozolimy, niweczył mu plan. Paweł pisze wręcz: "(Bóg) który mnie sobie obrał zanim się urodziłem i powołał przez łaskę swoją, żeby objawić mi Syna swego, abym go zwiastował między poganami". Czyli Paweł chciał prowadzić misję ewangelizacyjną wśród pogan, podobnie jak czynił to Mistrz - Jezus Chrystus, nie nakazując, ani nie stawiając barier przed przyszłymi wyznawcami, natomiast skleryczała rada soborowa, złożona z różnej masy "elementów" (jak pisze Paweł), owe zamierzenia z góry torpeduje.
PAWEŁ Z TARSU
Podobnie jak dawni faryzeusze (którzy teraz stali się chrześcijanami, ale nadal przestrzegali dawnych zasad swej religii), myślało ogromnie wielu nawróconych na chrześcijaństwo Żydów z Jerozolimy i innych miast Judei. Dlatego też Paweł (który sam pisze, że na soborze uzyskał wsparcie od "osobowości (...) cieszących się szczególnym poważaniem", wśród których byli uczniowie Jezusa Piotr i Jan oraz Jakub - brat Jezusa. Podzielono więc (na owym soborze), terytorium misyjne pomiędzy owych pięciu mężczyzn - Paweł z Barnabą mieli pójść "do pogan, a Piotr, Jan i Jakub (Jakub stał wówczas na czele chrześcijańskiego Kościoła Jerozolimskiego) "do obrzezanych". W liście Pawła z Tarsu nie ma nawet wzmianki o jakimkolwiek kompromisie, wprost przeciwnie, wręcz oskarża on Żydów, pisząc o: "fałszywych braci, którzy po kryjomu zostali wprowadzeni i potajemnie weszli, aby wyszpiegować naszą wolność, którą mamy w Chrystusie".
Jaki z tego morał i co to ma wspólnego z Poncjuszem Piłatem. Otóż moi mili, zarówno św. Piotr, jak i św. Jan bardzo szybko ponoszą całkowitą klęskę w swym dziele nawracania "obrzezanych", a Jakub zostaje (w 62 r. ) ukamienowany, strącony z wierzy jerozolimskiej i na koniec ... dobity pałką. Okazuje się że Żydzi nie są skorzy przyjmować nową religię i jednocześnie dopuszczać nierespektowanie ich dotychczasowych religijnych praw i nakazów, przez nowych "pogańskich" chrześcijan. Zatem Żydzi są straceni dla chrześcijaństwa, a nowa religia (aby istnieć), musi pozyskiwać wciąż kolejnych wiernych. Skoro Żydzi nie garną się do nauki o Chrystusie, któż pozostaje? Właśnie - poganie, tylko oni mogą dopomóc w błyskawicznym rozprzestrzenieniu się chrześcijaństwa w całym Imperium. No ale, jak przekonać pogan (w tym Rzymian), skoro będziemy głosili że ich namiestnik to był kawał drania? Przecież nikt nie lubi czytać o sobie, własnym narodzie i swoich reprezentantach w samych negatywnych barwach. Stąd należy "podrasować" postać rzymskiego namiestnika, pokazać go w lepszym świetle (nawet wymyślić zupełnie inny obraz człowieka - wszystko dla sprawy). I tak właśnie zrobiono - efekt, można przeczytać w Biblii.
MANIPULACJA nr. 3
"KAMPANIA OSIEMNASTU DNI"
I jako ostatni (gdyż już zbyt długo rozpisuję się nie w temacie), przykład manipulacji i triumfu propagandy, nad prawdą historyczną, zaprezentuję: "kampanię osiemnastu dni". To hitlerowskie powiedzenie (użyte przez Hitlera 19 września 1939 r. w Gdańsku - "Pokonaliśmy Polaków w niespełna osiemnaście dni"), miało odnosić się do ataku Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 r. i owym "spacerkiem", jakim przeszedł Wehrmacht podczas wojny z Polską. Natychmiast radio i prasa III Rzeszy, podchwyciła temat, delektując słuchaczy i czytelników informacjami oraz zdjęciami z pobytu Hitlera wśród niemieckich żołnierzy po zakończonej "kampanii" w Polsce, oraz obrazki z kapitulacji Warszawy, Modlina, a także z walk na Westerplatte, gdzie niemiecka propaganda "informowała" swoich obywateli o "warowni Polaków (...) naszpikowanej wszelką bronią". W rzeczywistości przez siedem dni, opór ponad 3400 żołnierzy niemieckich (wspartych przez pancernik Schleswig-Holstein i lotnictwo), stawiało 225 żołnierzy Wojska Polskiego, posiadających zaledwie 4 młodzieże, 2 działka przeciwpancerne oraz kilkanaście ckm-ów i rkm-ów. Major Henryk Sucharski (przeżywający depresję), zamierzał się poddać już drugiego dnia wojny, ale kapitan Franciszek Dąbrowski zabronił kapitulacji, grożąc nawet bronią w przypadku wydania takiego rozkazu przez Sucharskiego. W konsekwencji polska placówka na Westerplatte, broniła się od wczesnych godzin rannych 1 września do 7 września (straty niemieckie były coraz większe, dlatego też Niemcy myśleli że Westerplatte to taka Linia Maginota, potężnie ufortyfikowana i zaopatrzona w ogromne ilości broni). Skapitulowano, ponieważ brakowało już amunicji i było wielu rannych, których nie było czym operować).
"WALKA DO SAMEGO KOŃCA? A GDZIE JEST KONIEC, GDZIE JEST GRANICA?"
"GRANICA JEST TUTAJ - NA WESTERPLATTE"
"KIEDY SIĘ WYPEŁNIŁY DNI I PRZYSZŁO ZGINĄĆ LATEM, PROSTO DO NIEBA CZWÓRKAMI SZLI ŻOŁNIERZE Z WESTERPLATTE"
Tak samo było w całej Polsce, na linii frontu. Wszędzie Wojsko Polskie stawiało Niemcom silny opór, lecz po kilku lub kilkunastu dniach, musiało ustępować, cofając się na Wschód (z obawy przed okrążeniem, lub ze względu na dysproporcję w czołgach i lotnictwie (i to pomimo faktu, że polskie czołgi były lepsze i nowocześniejsze od najlepszych niemieckich Panzerkampf-ów IV, podobnie było w lotnictwie, nasze "Łosie" był w 1939 r. najnowocześniejszymi samolotami Europy, ale diabeł tkwił w ilości - Niemcy górowali pod względem ilościowym. Ale nastrój w polskim dowództwie był dość dobry, szczególnie gdy po dotarciu do linii Wisły i Sanu, impet niemieckiego blitzkriegu zaczął wyraźnie słabnąc, a wojna przybierała charakter pozycyjny (zresztą jeszcze 16 września planowano dwie wielkie kontruderzenia, pierwsze w kierunku Lwowa i Małopolski, które miało odciąć niemieckie dywizje, walczące pod miastem i zamknąć je w kotle, drugie w kierunku walczącej Warszawy, z takim samym zadaniem). Prawdziwa klęska nastąpiła jednak dopiero po 17 września, gdy od tyłu, ciosem w plecy zaatakowali nas Sowieci. Ale pomimo tego, gdy już jakakolwiek obrona stawała się zbyteczną i z góry przegraną (jako że dwa potężne mocarstwa, rzuciły swe armie przeciwko osamotnionej Polsce), walczono dalej.
Warszawa skapitulowała dopiero 28 września. Twierdza w Modlinie 29 - września, Wilno - 19 września, Lwów i Grodno - 22 września, a Hel - 2 października. Pomimo tych kapitulacji, ani Wojsko Polskie, jako takie, ani też polskie władze nie podpisały kapitulacji całego kraju - walczono więc dalej. 5 września pod Kockiem, Samodzielna Grupa Operacyjna "Polesie" gen. Franciszka Kleeberga (18 000 ludzi), odniosła zwycięstwo nad XIV Korpusem Zmotoryzowanym (30 000 ludzi), jednak ze względu na dramatyczną sytuację militarną całego kraju, dnia następnego gen. Kleeberg (po wygłoszeniu mowy do żołnierzy), poddał się pokonanym przez siebie Niemcom. Ale walczono dalej. Major Henryk Dobrzański ps. "Hubal, ze 110 pułku ułanów, stworzył "Oddział Wydzielony Wojska Polskiego", który walczył z Niemcami na Kielecczyźnie aż do czerwca 1940 r. Poza tym istniała inna forma oporu - Polskie Państwo Podziemne, unikatowy w dziejach świat twór, który posiadał swoje siły zbrojne - Armia Krajowa, sądy, szkolnictwo, administrację - wszystko realnie działające w ramach okupacyjnej niemieckiej, zbrodniczej rzeczywistości. Armia Krajowa doprowadziła do wybuchu powstania w Warszawie - 1 sierpnia 1944 r. które trwało do 2 października i skończyło się zniszczeniem przez Niemców całej Warszawy (przedwojennego "Paryża Północy") i wysiedleniem mieszkańców do obozów.
MAJOR "HUBAL"
Polacy walczyli więc niepodzielnie od 1 września 1939 r. do 8 maja 1945 r. A niemieckie władze okupacyjne musiały niejednokrotnie mieć się na baczności, gdyż w biały dzień wykonywano na polskich ulicach (szczególnie w Warszawie), wyroki śmierci na najbardziej zajadłych nazistowskich zbrodniarzy, mających na swych rękach krew niewinnych ludzi. Stosowano też i inne formy "przypominania" o oporze, jak golenie głów kobietom (Polkom), które zawierały związki z Niemcami, malowanie znaków Polski Walczącej, akcje dywersyjne, wysadzanie pociągów wypełnionych niemieckimi żołnierzami lub ronią dla frontu wschodniego i wiele innych. Polska wystawiła czwartą co do wielkości armię w koalicji antyhitlerowskiej (po ZSRS, USA i Wlk. Brytanii). Tak więc określenie "Kampania osiemnastu dni", miało służyć jedynie podbudowaniu niemieckiego spokoju, które każdego dnia mącone było przez dywersyjne działania Armii Krajowej i innych polskich organizacji podziemnych.
"ZŁÓŻCIE BROŃ POLACY"
"MYŚLISZ ŻE TO ZROBIMY? - NIGDY SIĘ NIE PODDAMY!"
W KOLEJNYM POŚCIE WRACAM JUŻ DO OPISYWANEGO TEMATU!
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz