CZYLI SOWIECKA AGRESJA NA POLSKĘ
17 WRZEŚNIA 1939 r.
"Panie Przewodniczący!
Panie i Panowie Senatorowie!
To wielki zaszczyt dla mnie wystąpić tutaj, w twierdzy polskiej demokracji.
Dziękuję państwu za zaproszenie. Szczególnie jestem wdzięczny za to, że zaproszono mnie,
abym wystąpił właśnie dziś, 15 września. Jutro wylatuję z Polski. Moim zdaniem, były
człowiek radziecki ma prawo witać świt 17 września wszędzie, tylko nie w centrum Warszawy.
Nie potrafiłbym tego dnia patrzeć Polakom w oczy. W roku 1939 mój kraj, w zmowie z Hitlerem, zadał niespodziewany,
zdradziecki cios w plecy broczącej krwią Polsce. Mój kraj wystąpił jako sojusznik Hitlera,
jako współuczestnik i inspirator jego krwawych zbrodni. To prawda, że pierwszy na Polskę napadł Hitler. Ale stało się to
możliwe tylko dlatego, że Stalin zrobił wszystko, co można, a nawet więcej, aby odrodzić
niemiecką potęgę militarną. Po pierwszej wojnie światowej Niemcy w myśl Traktatu Wersalskiego
zostały rozbrojone. Traktat był grabieżczy, podły i niesprawiedliwy. Zasiewał ziarna
drugiej wojny światowej. Popychał Niemcy do rewanżu. Ale jednocześnie był na rękę Związkowi
Radzieckiemu. Traktat zabraniał Niemcom posiadania i budowy czołgów, bombowców, okrętów
podwodnych i wielu innych rodzajów nowoczesnego uzbrojenia. W tej sytuacji Związek Radziecki
mógł się tylko cieszyć.
Po zwycięskiej wojnie Francja wybiera doktrynę stricte obronną. Wznosi
na rubieżach coś w rodzaju Muru Chińskiego, nie zamierza wychodzić poza swoje granice.
Wielka Brytania leży na wyspach, jej główną troską jest utrzymanie kolonii. Tak więc
na kontynencie europejskim nie pozostała żadna wielka armia, poza Armią Czerwoną. W tych warunkach Stalin proponuje rządowi niemieckiemu, by w tajemnicy,
naruszając Traktat Wersalski, Związek Radziecki rozpoczął szkolenie niemieckich czołgistów
w Kazaniu, lotników - w Lipiecku, specjalistów od broni chemicznej - w Saratowie i Wolsku.
I zaczyna ich szkolić. Główny trzon armii niemieckiej, która w latach 1939-1940 zmiażdżyła
Europę, został stworzony w Związku Radzieckim. Ziarno drugiej wojny światowej zasiano
w Wersalu, ale wzeszło ono w tajnych radzieckich cieplarniach. Poza przygotowaniem niemieckiej kadry dowódczej, w Związku Radzieckim
stworzono doskonałe warunki do rozwoju niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Niemieccy
konstruktorzy samolotów pracowali pod Moskwą. Konstruktorzy okrętów podwodnych i czołgów
- w Leningradzie.
Rodzi się pytanie: jaki interes miał w tym Stalin? Po co były Stalinowi
potrzebne silne, agresywne Niemcy? Przeciw komu odradzał Stalin niemiecką potęgę militarną?
Jasne, że nie przeciwko sobie. A więc? Odpowiedź: przeciw całej reszcie Europy. Jednak nawet i to nie wystarczało do rozpętania drugiej wojny światowej.
W Niemczech nie ma ropy naftowej, nie ma rud żelaza, nie ma wielu rodzajów surowców
strategicznych, bez których nie sposób walczyć, po prostu nie sposób żyć. Embargo byłoby
dla Niemiec wyrokiem śmierci. Gdyby Francja, Wielka Brytania i Związek Radziecki zablokowały
Niemcy, to III Rzesza długo by się nie utrzymała. Hitler i jego generałowie byli tego
świadomi. Stalin powinien był oświadczyć jasno i wyraźnie: jeżeli Hitler zaatakuje któregoś
z sąsiadów, to nie otrzyma radzieckiej ropy i radzieckiego zboża. Przy takim stanowisku
Związku Radzieckiego druga wojna światowa po prostu nie mogłaby wybuchnąć. Ale Stalin dokonał wręcz przeciwnego posunięcia. Oznajmił Hitlerowi:
wojuj, niczego się nie obawiaj, embarga nie będzie, dam ci wszystko, czego potrzeba
do prowadzenia wojny. To jest istota moskiewskiego paktu Ribbentrop-Mołotow. To jest
istota podziału Polski.
Szatańska gra Stalina na tym się jednak nie kończy. 19 sierpnia 1939
roku przeprowadzono najbardziej błyskotliwą i zręczną kombinację w całej historii ludzkości.
Stalin powiadomił Hitlera o gotowości podzielenia Polski. To prowadziło automatycznie
do wojny europejskiej, a w konsekwencji także światowej. Stalin to rozumiał. Hitler
nie. 1 września 1939 roku Hitler, działając zgodnie z umową, rozpoczął wojnę przeciwko
Polsce, a Stalin ... do wojny nie przystąpił. Innymi słowy, dwaj zbrodniarze dogadali się, że wspólnie dokonają
mordu. Jeden zadał cios siekierą, a drugi nie. Dlatego cała wina za rozpętanie drugiej
wojny światowej spadła na hitlerowskie Niemcy.
3 września 1939, w odpowiedzi na niemiecką agresję przeciw Polsce,
Wielka Brytania i Francja wypowiedziały wojnę Niemcom. Niemcy już w trzecim dniu walk
toczyły wojnę na dwa fronty, to jest znalazły się w sytuacji, w której nie mogły wygrać.
Za plecami Europy stała Ameryka. To sprawiało, że Niemcy były w tej wojnie skazane na
porażkę. Pakt o rozbiorze Polski podpisano nie w Berlinie, ale w Moskwie.
Hitler przy podpisywaniu nie był obecny - Stalin był. Jednak nikt jakoś nie uznał Stalina
za agresora, nikt jemu wojny nie wypowiedział. Hitler natychmiast zwrócił się do Stalina: umówiliśmy się, że będziemy
razem walczyć przeciwko Polsce, więc przystępuj do wojny! (Czyli - niech i ciebie cały
świat uważa za agresora!) Na to 5 września 1939 roku rząd radziecki odpowiedział uprzejmą
odmową.
I dopiero 17 września, kiedy świat był już przekonany, że agresorem są Niemcy,
i tylko Niemcy, Związek Radziecki zadał niespodziewany cios w plecy państwu polskiemu.
Rezultat: połowa Polski dla Hitlera, połowa dla Stalina, zgodnie z układem. Dzięki temu
Hitler na wieki zapisał się na kartach historii jako sprawca wojny i agresor, a Stalin
- jako przywódca neutralnego państwa, który troszczył się jedynie o umocnienie własnych
granic. Wmanewrowany przez Stalina Hitler wplątał się w wojnę, którą przegrał jeszcze
przed pierwszym wystrzałem. Stalin zaś poszczuł na siebie swych wrogów i odskoczył,
zachowując wizerunek tego, który ma na względzie tylko pokój i powszechne bezpieczeństwo. Plan Stalina, genialny w zamyśle i wykonaniu, to szczyt politycznej,
militarnej i dyplomatycznej przewrotności. Tak pięknie i prosto nikt nikogo nigdy nie
wywiódł w pole. Warzyli piwo we dwójkę, a winien wszystkiemu jest tylko Hitler.
Ale to jeszcze nie koniec. 19 sierpnia 1939 roku Stalin podjął decyzję,
że podpisze z Niemcami "pakt o nieagresji". Tego samego dnia podjął też inną decyzję:
o rozpoczęciu tajnej mobilizacji Armii Czerwonej. Była to niepohamowana, lawinowa rozbudowa
potęgi militarnej. Rankiem 1 września 1939 roku na IV nadzwyczajnym posiedzeniu Rady
Najwyższej ZSRR uchwalono ustawę wprowadzającą powszechny obowiązek służby wojskowej.
Już 2 września setki tysięcy młodych mężczyzn, wśród nich także mojego ojca, powołano
do wojska. Teraz tłumaczy się nam, dlaczego tę ustawę uchwalono właśnie 1 września 1939
roku: tego dnia bowiem rozpoczęła się druga wojna światowa.
Ale dziwna rzecz: rankiem 1939 roku nikt w Polsce nie wiedział, że
wybuchła druga wojna światowa. Świt, mgła, odgłosy wystrzałów. Może to ćwiczenia. Może
prowokacja. A jeśli nawet wojna, to polsko-niemiecka. Skąd ktoś miał wiedzieć, że to
druga wojna światowa? Nawet Hitler 1 września 1939 roku nie wiedział, że rozpoczęła
się druga wojna światowa. W tym momencie planował jedynie zmiażdżenie Polski. Po dwóch
dniach Anglia i Francja wypowiedziały Niemcom wojnę. Była to dla Hitlera bardzo niemiła,
szokująca niespodzianka. Nie spodziewał się czegoś takiego. I od 3 września zaczęła
się dla niego "dziwna" wojna na froncie zachodnim. Ale bynajmniej jeszcze nie wojna
światowa. A u nas, w Radzie Najwyższej ZSRR, bladym świtem 1 września 1939 już wiedzieli,
że rozpoczęła się druga wojna światowa, i dlatego zebrali się na nadzwyczajnym posiedzeniu
i natychmiast uchwalili odpowiednią ustawę.
Z odległych kresów ZSRR droga do Moskwy jest długa i uciążliwa. Podróż
niekiedy trwa 10-12 dni. Żeby ustawę można było przegłosować 1 września, zawiadomienie
o nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Najwyższej rozesłano ... 19 sierpnia. A więc 19 sierpnia
1939 roku ktoś w Moskwie już wiedział, że za parę tygodni zacznie się druga wojna światowa
i potrzebna będzie nowa ustawa. Dziwny zbieg okoliczności. Stalin wyciąga do Hitlera przyjacielską
dłoń: przysyłaj Ribbentropa do Moskwy, podpiszemy pakt o nieagresji. I tego samego dnia
wydaje rozkaz o zwołaniu deputowanych Rady Najwyższej, żeby ci w chwili wybuchu drugiej
wojny światowej już siedzieli na Kremlu i zgodnie głosowali. Jeszcze jeden zbieg okoliczności. Tego samego dnia, 19 sierpnia 1939
roku, w Związku Radzieckim rozpoczęto tajne formowanie co najmniej stu nowych dywizji.
Robiono to jeszcze przed oficjalnym uchwaleniem nowej ustawy, jeszcze zanim delegaci
zebrali się w Moskwie.
Dzień później rozpoczyna się masowy pobór do Armii Czerwonej. Dzięki
nowej ustawie zdołano, nie ogłaszając mobilizacji i nie strasząc sąsiadów, zwiększyć
liczebność Armii Czerwonej z 1 miliona (wiosną 1939 roku) do 5,5 miliona (wiosną 1941
roku). Oprócz tego ustawa pozwalała przeszkolić 18 milionów rezerwistów, aby w każdym
momencie można było uzupełnić armię dowolną liczbą żołnierzy. Stalin powołał do Armii Czerwonej od razu kilka roczników, właściwie
- wszystkich młodych mężczyzn. Tok jego rozumowania nie pozostawiał cienia wątpliwości:
ponieważ służba w wojsku trwa dwa lata, Związek Radziecki do września 1941 roku musi
przystąpić do wielkiej wojny. W przeciwnym wypadku po tej dacie miliony młodych ludzi
trzeba będzie rozpuścić do domu, rozwiązać wszystkie te armie, korpusy powietrznodesantowe
i zmechanizowane, dywizje pancerne, lotnicze i inne, a wówczas praktycznie nie będzie
kogo powołać do armii. Utrzymywać takiej armii w czasie pokoju nie można. Armia niczego
nie produkuje, zużywa natomiast wszystko, co wytwarza kraj. Przyznaje to również Ministerstwo
Obrony obecnej Rosji na łamach swego oficjalnego organu: "Na utrzymywanie armii, pozostającej
w gotowości bojowej, w innych celach niż wojna nie może sobie pozwolić żadne państwo:
gospodarka nie wytrzymuje przeciążenia, a w zmobilizowanej armii z powodu bezczynności
zaczyna się rozkład". ("Wojenno-istoriczeskij żurnał", nr 3/1999, s. 10.)
Decyzja o przystąpieniu do wielkiej wojny zapadła na Kremlu w sierpniu
1939 roku. Ustalono termin: najpóźniej lato 1941 roku. Podział Polski, tak jak rozumiał
go Stalin, był tylko prologiem do wielkiej wojny - i potrzaskiem dla Hitlera. Hitler chciał dostać połowę Polski, a tymczasem wplątał się w wojnę
z całym światem. Opowiadano nam i nadal się opowiada, że od 1 września 1939 roku wojna
dla wszystkich jej uczestników miała charakter imperialistyczny. Otwórzmy zszywkę gazety
"Prawda" z jesieni 1939 roku: "imperialiści gryzą się jak psy", "pornograficzne widowisko,
trupie śmietnisko Europy, gdzie szakale szarpią się wzajem". W swoich książkach przytaczałem
wiele takich cytatów. To właśnie wtedy ukształtował się stosunek do drugiej wojny światowej
i nigdy się później nie zmienił. "Winowajcami wojny byli nie tylko imperialiści Niemiec,
ale i całego świata". Wydrukowano to w dzienniku "Krasnaja zwiezda", oficjalnym organie
Ministerstwa Obrony ZSRR, 24 września 1985 roku, w kulminacyjnym momencie Gorbaczowowskiej
głasnosti i pierestrojki.
Na trupim śmietnisku Europy szakale szarpały się nawzajem do 22 czerwca
1941 roku. Ale po tym dniu wszystko się zmieniło. Niemcy "zdradziecko, bez wypowiedzenia
wojny" napadły na Związek Radziecki. Od tego momentu zaczęła się Wielka Wojna Ojczyźniana.
22 czerwca 1941 roku uważa się za datę przystąpienia Związku Radzieckiego do drugiej
wojny światowej. I mówi się nam, że od tego momentu charakter wojny uległ zmianie: nadal
była wojną imperialistyczną i zaborczą w odniesieniu do wszystkich krajów świata, ale
sprawiedliwą i wyzwoleńczą dla Związku Radzieckiego. Oto dlaczego nadal piszemy nazwę drugiej wojny światowej - wbrew
zasadom rosyjskiej ortografii - małymi literami, a naszą Wielką Ojczyźnianą - wielkimi:
szanować należy tylko nasze ofiary, tylko my prowadziliśmy wojnę sprawiedliwą. Nikt
inny na szacunek nie zasługuje.
Zwróćmy uwagę na kuriozalny brak logiki: ideolodzy komunistyczni
mówią, że Wielka Ojczyźniana była częścią drugiej wojny światowej. Ale jednocześnie
każą drugą światową pisać małą literą, a jej część składową - wielką. Uczono mnie od dzieciństwa, że mam uczestników Wielkiej Ojczyźnianej
kochać, szanować, okazywać im cześć. I kiedyś - miałem osiem lat - zadałem nauczycielce
pytanie: a czy Hitler był uczestnikiem Wielkiej Ojczyźnianej, czy nie? Nauczycielka chwyciła mnie za prawe ucho, wykręciła je, jak się obraca
klucz w zamku, i powlokła mnie do dyrektora. Natychmiast do gabinetu zleciało się z dziesięcioro nauczycieli.
Wybuchł straszliwy skandal. Skuliłem się, zwinąłem w kłębuszek, a oni wrzeszczą. I nagle
dostrzegłem w obozie wroga zbawienne dla mnie sprzeczności. Wrzeszczą nie na mnie, ale
kłócą się między sobą, i to coraz bardziej zażarcie. Kiedy sytuacja w gabinecie dyrektora
wyraźnie dojrzała do rękoczynów, wyślizgnąłem się cichutko i nikt mnie już później tam
nie zawołał. Wówczas niczego nie rozumiałem: o co się sprzeczają?
Zrozumienie przyszło po wielu latach. Moje pytanie wzburzyło wszystkich
nauczycieli. Ale jedni wściekli się dlatego, że ośmieliłem się przypuścić, iż Hitler
był uczestnikiem Wielkiej Ojczyźnianej, inni zaś wściekli się dlatego, że ośmieliłem
się przypuścić, iż nie brał udziału w Wielkiej Ojczyźnianej. I pożarli się. Nie wiem, jak się zakończyły te uczone dysputy. Później jeden z nauczycieli
powiedział mi, że tego pytania nie wolno zadawać. A wtedy nasunęło mi się inne: dlaczego? Teraz już wiem. Dlatego, że każda odpowiedź prowadzi w ślepą uliczkę. Przypuśćmy, że Hitler i wszyscy hitlerowcy nie byli uczestnikami
Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Wówczas okaże się, co następuje: Armia Czerwona walczy,
na przykład, pod Stalingradem, ale hitlerowców pod Stalingradem nie ma, jako że nie
uczestniczą w tej wojnie. Wynika z tego, że walczyliśmy, sami, bez przeciwnika. Albo
może my walczyliśmy na jednej wojnie, a hitlerowcy na innej? Teraz załóżmy, że Hitler i hitlerowcy byli uczestnikami Wielkiej
Ojczyźnianej. To jeszcze gorzej.
Wyobraźmy sobie obwieszczenie: "Wczoraj w Berlinie popełnił samobójstwo
największy złoczyńca wszystkich czasów i narodów, potwór w ludzkim ciele, uczestnik
Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, Adolf Hitler. Albo: "W Norymberdze powieszono jednego z głównych uczestników Wielkiej
Wojny Ojczyźnianej, Joachima von Ribbentropa". Tragedią mojego życia jest to, że strasznie lubię zadawać pytania,
których zadawać nie wolno. Już samo pytanie o uczestników Wielkiej Ojczyźnianej pociąga
za sobą mnóstwo kolejnych pytań. Czy Stany Zjednoczone Ameryki są uczestnikami Wielkiej
Ojczyźnianej, czy nie? Amerykanie bombardują Drezno - to druga wojna światowa. Następnie
zrujnowane miasto zajmują radzieccy żołnierze-wyzwoliciele. I to jest Wielka Ojczyźniana.
Łatwo było zdobyć Drezno - były w nim same ruiny. A więc, jak mamy oceniać: czy Amerykanie
nam pomogli, czy nie pomogli? Albo z innej strony: żołnierze radzieccy ściskają żołnierzy amerykańskich
w Torgau nad Łabą. Razem Niemców bili, razem za zwycięstwo wódkę pili. Tyle że my walczyliśmy
w Wielkiej Ojczyźnianej, a oni w niej nie brali udziału.
Albo taki obraz: z połtawskiego węzła lotnisk startują amerykańskie
bombowce strategiczne B-17 i lecą bombardować Niemcy. Ich start osłaniają radzieckie
myśliwce i towarzyszą im do granic swojego zasięgu. W tym samym czasie z Anglii startuje
druga fala amerykańskich bombowców. Po zrzuceniu bomb na niemieckie miasta i zakłady
przemysłowe bombowce te lądują na lotniskach w Połtawie. Czekają tam radzieckie myśliwce
i osłaniają lądowanie Amerykanów. Jak to zakwalifikować? Otóż, nasze myśliwce walczą w Wielkiej Ojczyźnianej, a amerykańskie
bombowce przyleciały z innej wojny. A może inaczej: wczoraj były w Anglii, na drugiej
wojnie światowej, dziś przyleciały na Wielką Ojczyźnianą, a jutro znów odlecą na drugą
światową. Jeżeli jednak uznamy Amerykę za uczestnika Wielkiej Ojczyźnianej,
to wpiszmy tutaj i Anglię. I wszystkich sojuszników Ameryki. I przeciwników. Okaże się
wtedy, że wojna między Ameryką i Japonią na Pacyfiku to również Wielka Ojczyźniana.
A może ci amerykańscy lotnicy, którzy walczą przeciw Niemcom i Włochom, są z Wielkiej
Ojczyźnianej, ci zaś, którzy walczą przeciw Japonii - nie są?
A czy uczestnikami Wielkiej Ojczyźnianej były Litwa, Łotwa i Estonia?
Wszystkich, którzy w tych krajach występowali w obronie własnej ojczyzny, Armia Czerwona
i NKWD bezlitośnie mordowały. Później zaś na pół wieku kraje te znalazły się pod radziecką
okupacją. Gdyby Związek Radziecki nie zgnił, pozostawałyby w niewoli po wieczne czasy.
Jak narody tych krajów miały rozumieć termin Wielka Ojczyźniana, skoro w rezultacie
tejże utraciły swoją ojczyznę? A Bułgaria? Czy była uczestnikiem Wielkiej Ojczyźnianej? Jeżeli nie,
to dlaczego tam wleźliśmy? Przecież nie wyrządziła nam krzywdy. Dlaczego narzuciliśmy
w Bułgarii i w całej okupowanej Europie swoje ohydne porządki? Czy to też była forma
wyzwalania? Weźmy Ukrainę. Tam wojna przybrała potworne rozmiary. Zginęło mnóstwo
ludzi, również takich, którzy w niczym nie zawinili. Ale naród ukraiński, który tak
kocha śpiewać, jakoś nie ułożył żadnej pieśni o tak zwanej Wielkiej Ojczyźnianej. O
jakiej ojczyźnie mieli śpiewać? O tej, która w urodzajnych latach trzydziestych sztucznie
wywołała głód i unicestwiła w czasie pokoju więcej ludzi, niż ich poległo we wszystkich
krajach świata podczas całej pierwszej wojny światowej? Albo o tej, która pod przewodem
Żukowa i Berii zamierzała wywieźć wszystkich Ukraińców na Syberię?
A Polska? Czy była uczestnikiem Wielkiej Ojczyźnianej? Z jednej strony,
polskie dywizje, korpusy i armie wraz z radzieckimi dywizjami, korpusami i armiami szturmowały
Berlin według jednego planu, w jednym szyku bojowym, ramię w ramię. Czyż mogło być tak, że Rosjanie szturmują Berlin w jednej wojnie,
a Polacy w jednym z nimi w szyku szturmują ten sam Berlin, ale w innej wojnie? Z drugiej
strony, 17 września 1939 roku Armia Czerwona zadała cios w plecy krwawiącej Polsce.
Jak to rozumieć? Czy wówczas zaczęła się dla Polski Wielka Wojna Ojczyźniana, czy był
to na razie wyzwolicielski marsz Armii Czerwonej? Armia Czerwona wzięła do niewoli setki
tysięcy polskich żołnierzy i 15 tysięcy oficerów. Oficerów wybito do nogi, a żołnierze
wylądowali w radzieckich obozach koncentracyjnych. Jak to nazwać? Wielka Ojczyźniana,
czy niezbyt wielka?
Nikt nie potrafi określić nie tylko uczestników Wielkiej Ojczyźnianej,
ale i jej ram czasowych. 14 czerwca 1941 roku w "Prawdzie" opublikowano komunikat TASS o tym,
że Związek Radziecki nie zamierza napadać na Niemcy, a kolosalne przemieszczenia wojsk
radzieckich w kierunku niemieckich granic, to tylko przygotowania do ćwiczeń. Tenże 14 czerwca 1941 roku, to dzień żałoby narodowej na ziemiach
Litwy, Łotwy, Estonii, Zachodniej Białorusi, Zachodniej Ukrainy, Mołdawii. Tego dnia,
według starannie opracowanego i przygotowanego planu, setki tysięcy mieszkańców rejonów,
w których wyładowywały się radzieckie dywizje, korpusy i armie, przemocą wtłoczono do
bydlęcych wagonów i wysłano tam, skąd wielu już nigdy nie wróciło. I oto pytanie: czy ci ludzie - to ofiary Wielkiej Ojczyźnianej? Jeśli
tak, to znaczy, że Wielka Ojczyźniana zaczęła się nie 22 czerwca, ale wcześniej. A jeżeli
wysiedlenie ludzi, obywateli Związku Radzieckiego z rejonów nadgranicznych nie miało
nic wspólnego z Wielką Ojczyźnianą, to wygląda to jeszcze gorzej. Okazuje się, że w
czasie pokoju, nie spodziewając się napaści wroga, nasza ukochana ojczyzna tak po prostu,
w ramach ćwiczeń, załadowała setki tysięcy swoich obywateli do bydlęcych wagonów, skazując
ich na pewną śmierć na Syberii i Dalekiej Północy. To dopiero ojczyzna!
Wielkiej Wojny Ojczyźnianej nigdy nie było. Ta nazwa nie ma sensu.
Jedno z dwojga: albo należy uznać, że Związek Radziecki walczył w niej sam, bez przeciwników
i sojuszników, albo trzeba wszystkich uczestników wojny, poczynając od Hitlera, uważać
za uczestników tak zwanej Wielkiej Ojczyźnianej. I jedno, i drugie przeczy elementarnej logice. Dlaczego więc czerwona
propaganda wymyśliła taką dziwną nazwę? Dlaczego mówimy o Wielkiej Ojczyźnianej, skoro
bez rękoczynów nie sposób ustalić, kto był jej uczestnikiem, a kto nie? Skoro nie można
określić, kiedy się zaczęła i kiedy się zakończy? Oto, dlaczego. Związek Radziecki był uczestnikiem drugiej wojny światowej już od
pierwszego dnia. A nawet wcześniej: od momentu podpisania moskiewskiego paktu o podziale
Polski. Ale staramy się o tym zapomnieć.
Pół Polski dla Hitlera. Krzyczymy: to agresja, to druga wojna światowa! Pół Polski dla Stalina. O tym mówimy z rozbrajającą szczerością:
to nie jest druga wojna światowa. To wyzwolicielski marsz Armii Czerwonej. Hitler w Norwegii. To druga wojna światowa. Stalin w Finlandii. To zapewnienie bezpieczeństwa miastu Lenina. Hitler w Holandii, we Francji. To druga wojna światowa. Stalin w Estonii, na Łotwie i Litwie. To nie wojna. To przywrócenie
władzy radzieckiej. Wielka Wojna Ojczyźniana została wymyślona przez ideologów po to,
by zachować w historii narodu nasze ofiary, nasze cierpienia, ale całkowicie usunąć
ze świadomości ludzi wszystko, co tę tragedię poprzedziło. Między wrześniem 1939 roku
a czerwcem 1941 w zmowie z Hitlerem Armia Czerwona-wyzwolicielka - dokonała agresji
przeciw sześciu krajom europejskim i zagarnęła terytoria zamieszkiwane przez 23 miliony
ludności.
Armia Czerwona popełniała zbrodnie na cudzej ziemi, ale my tego nie
uważamy za wojnę. To się nie liczy. Ale kiedy napadnięto na nas, od tej chwili zaczyna
się odliczanie naszego udziału w wojnie. Tak zwana Wielka Ojczyźniana została wymyślona po to, żeby sztucznie
wydzielić drugą, całkowicie dla nas nieoczekiwaną obronną fazę wojny, z jej wspólnej
historii. Wymyślono to po to, by brud, krew i plwocinę radziecko-nazistowskich
marszów przez Europę i wspólnych parad wojskowych usunąć poza kadr. Wymyślono to po to, żeby pozostawić w kadrze naszą szlachetność,
nasze cierpienia, nasze ofiary, ale wyrzucić zeń hańbę i podłość zmowy z Hitlerem i
wspólne zniszczenie Europy. Związek Radziecki przystąpił do drugiej wojny światowej jako agresor
i okupant, i zakończył ją jako agresor i okupant. Zapędziwszy pół Europy za druty kolczaste,
komuniści bez żenady nazwali to obozem postępu. Wojnę prowadzili nie w celu uwolnienia
narodów Europy od brunatnej zarazy, ale w celu zniewolenia tych narodów. Alternatywa
była następująca: Europa - to jeden obóz koncentracyjny pod czerwonym sztandarem Hitlera,
albo Europa - to jeden obóz koncentracyjny pod czerwonym sztandarem Stalina.
Wielką Ojczyźnianą wymyślono po to, żeby raz na zawsze, po wieki
wieków usprawiedliwić okupację Europy. Po to, żeby ukryć cel wojny: Związek Radziecki
rwał się do panowania nad światem. Owo panowanie chciano sobie zapewnić cudzymi rękami.
Hitler miał zmiażdżyć Europę, a Stalin nieoczekiwanym uderzeniem wyzwolić ją spod władzy
Hitlera. Po to szkolono niemieckich czołgistów i lotników w Związku Radzieckim.
Po to Stalin doprowadził Hitlera do władzy. Po to Stalin dzielił Polskę. Po to zaopatrywał niemieckie czołgi i samoloty w paliwo, kiedy te
miażdżyły Francję, Belgię, Holandię, Grecję, Jugosławię. Stalin zaopatrywał Hitlera ...
i ostrzył topór, aby znienacka ugodzić Hitlera w plecy. Hitler zburzył plan Stalina. I wszystko runęło. Wielką Ojczyźnianą
wymyślono po to, żeby ukryć tę klęskę.
Niektórzy nawet nie zauważyli, że Związek Radziecki przegrał drugą
wojnę światową. Nie był przystosowany do życia w pokoju. Jak złośliwy nowotwór, mógł
tylko rozprzestrzeniać się na całą planetę i zniszczyć normalne życie, albo sromotnie
obumrzeć. Stalin nie zdołał zagarnąć świata i to oznaczało koniec Związku Radzieckiego.
Żyć w pokoju z normalnymi krajami Związek Radziecki nie potrafił. Dlatego stale szykował
się do nowej ofensywy, do trzeciej wojny światowej. Rzucił na jej przygotowanie wszystkie
siły - i padł pod ciężarem własnych wydatków na zbrojenia. Ale od tamtych czasów wszystko się zmieniło. Prawda? Zmieniło się, owszem. Ale nie na lepsze. Rosja nie zapamiętała lekcji historii. Lekcje nie wyszły jej na korzyść.
Oto przykład. Konwencja haska z 1907 zabrania zagarniać w charakterze reparacji bogactwa
kulturalne. Stalin podpisał tę konwencję w roku 1942 ... i obrabował Europę. Wiedział
jednak, że popełnia przestępstwo, toteż skarby, zrabowane przez jego marszałków uznano
za bezpowrotnie utracone w czasie działań wojennych.
Ostatnio Duma Państwowa i Trybunał Konstytucyjny Rosji oznajmiły,
że zagrabione bogactwa, poczynając od złota Troi, są własnością Rosji. Ogłoszono, że państwa-agresorzy, które rozpętały drugą wojnę światową
(pisaną, jak przyjęto u komunistów, małą literą), nie mogą rościć sobie praw do zwrotu
dóbr kultury. Wśród krajów-agresorów, które rozpętały drugą wojnę światową, wymieniono
między innymi Bułgarię i Finlandię. A niewinną ofiarą agresji był i pozostaje miłujący
pokój, niewinny, neutralny Związek Radziecki. Nie chcę wyciągać żadnych wniosków. Nie chcę narzucać swoich poglądów.
Zadaję tylko pytanie:
JAK MOŻNA WZMOCNIĆ KULTURALNY POTENCJAŁ ROSJI ZA POMOCĄ ZŁOTA TROI,
UKRADZIONEGO W CZASIE WOJNY, KTÓRĄ SAMI ROZPĘTALIŚMY?"
PRZEMÓWIENIE WIKTORA SUWOROWA
(byłego oficera GRU a od 1978 r. dysydenta politycznego, zamieszkującego w Wielkiej Brytanii)
Z OKAZJI ROCZNICY
SOWIECKIEJ INWAZJI NA POLSKĘ
To prawda, że od chwili wybuchu polsko-niemieckiego konfliktu politycznego o Gdańsk i Pomorze w marcu 1939 r. polska opinia publiczna traktowała Sowietów dość ... życzliwie. Zarówno dziennikarze, politycy, oficerowie jak i ogromne rzesze obywateli Rzeczypospolitej, jakoś dziwnie w tych pierwszych miesiącach potęgowania się konfliktu, nie brało pod uwagę jakiegokolwiek wystąpienia Sowietów po stronie Niemiec. Na pytanie czy jeśli dojdzie do wojny z Niemcami, to Sowieci nie zaatakują nas od wschodu, najczęściej padały tak bardzo wyalienowane ze zdrowego rozsądku (oraz pozbawione elementarnej logiki) odpowiedzi, jak: "Rosja jest wielka i żadnych dodatkowych terenów nie potrzebuje" i co najgorsze, takie głupoty powtarzali najczęściej ludzie wykształceni, profesorowie uniwersyteccy, dziennikarze a nawet ... oficerowie. Co w takim rozumowaniu razi najbardziej, to to, że większa część z wygłaszających takie "opinie" osób, to byli ludzie, którzy wcześniej albo doświadczyli przemocy ze strony Rosji carskiej (wywózki na Syberię, prześladowania powstańcze itd.), albo też uczestniczyli w wojnie z Sowietami w latach 1919-1920 i doskonale poznali charakter i działalność tamtejszych na wpółdzikich, krwawych hord.
Co prawda z każdym kolejnym miesiącem przed wrześniem 1939 r. częściowo te opinie (szczególnie w armii), zaczęły się zmieniać, o czym może świadczyć chociażby odpowiedź marszałka Polski Edwarda Rydza-Śmigłego z czerwca 1939 r. na pytanie gen. Sosnkowskiego "Czy jest pewien postawy Rosji Sowieckiej?", marszałek odpowiedział: "Istnieje możliwość zbrojnego wystąpienia Sowietów przeciwko Polsce, jednak tylko w końcowym okresie wojny i jedynie wtedy, gdyby pod wpływem niepomyślnego dla nas obrotu spraw rząd rosyjski doszedł do przekonania, że Polacy kampanię bezapelacyjnie przegrali". Zaś 10 sierpnia dyrektor departamentu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych - Witold Żyborski, na skargę przedstawiciela mniejszości niemieckiej w Polsce - senatora Hasbacha, odpowiedział iż nie będzie się rozpatrywać przypadków indywidualnych Niemców: "kiedy Rzesza dąży do czwartego rozbioru Polski", jednocześnie pokazując na mapie tereny, które Niemcy mieliby ochotę okupować, a całą resztę byłyby skłonne oddać Rosji. Zaś już w drugiej połowie sierpnia 1939 r. polski wywiad w Niemczech zdobył plany "Niemieckiego podziału Polski na spółkę z Rosją", dostarczone Warszawie przez polskiego konsula w Lipsku - Feliksa Chiczewskiego (ponoć gdy plany te poznał minister spraw zagranicznych - Józef Beck, miał stwierdzić: "Toż to jest nowy rozbiór Polski").
Czy w takiej sytuacji można mówić o zdziwieniu i zaskoczeniu agresją sowiecką z 17 września 1939 r.? Nie! nie można. Informacji o niepokojących ruchach Armii Czerwonej nad polską granicą wschodnią było dość dużo, a już po wybuchu wojny, 5 września 1939 r. kapitan Jerzy Niezbrzycki, szef polskiego wywiadu wojskowego (Referat "Wschód" Oddziału II Sztabu Głównego Wojska Polskiego), poinformował marszałka Rydza-Śmigłego o ruchach Armii Czerwonej na linii Stalina, oraz o możliwościach wojny na dwa fronty. 6 września, na naradzie w sztabie Naczelnego Wodza, kapitan Niezbrzycki stwierdził iż złamanie przez Sowietów polsko-sowieckiego paktu o nieagresji z 1932 r. "jest pewne" i że nastąpi "lada moment". Stwierdził że sowiecki atak nastąpi ok. 8-10 września i dodał że obecnie Stalin jeszcze czeka, gdyż sonduje stanowisko Francji. Dodał również że jeśli Francuzi uderzyliby na froncie zachodnim z pełną mocą przed 10 września, atak sowiecki zostanie przesunięty w czasie. Niezbrzycki nie wierzył jednak w taką możliwość i postulował wdrożenie planu wyprowadzania Wojska Polskiego z kraju, by przez Węgry i Rumunię dotrzeć do Francji i "w oparciu o terytoria sojuszników, prowadzić dalszą walkę".
Co ciekawe w lutym 1941 r. w Budapeszcie, podczas rozmowy podpułkownika Władysława Lipińskiego z marszałkiem Edwardem Rydzem-Śmigłym, na pytanie tego pierwszego co czuł, gdy opuszczał kraj 18 września 1939 r. w miejscowości Kuty, marszałek odpowiedział: "Widzisz, ja nie czułem nic szczególnego. O tym, że najpewniej będziemy zmuszeni przez działania wojenne do opuszczenia kraju, że będziemy wraz z wojskiem przekraczali którąś granicę, wiedziałem co najmniej od czerwca. Poinformowałem o tej ewentualności najważniejszych ludzi w rządzie". To oświadczenie (i inne dowody, których część tutaj przedstawiłem), obalają w niwecz późniejszy komunistyczny mit, powielany w Polsce Ludowej, że oto oficerowie zdradzili armię i zostawili ją na pastwę losu, uciekając z kraju i zabierając ze sobą zagrabione przez siebie skarby. Otóż plany opuszczenia kraju zarówno przez rząd, jak i przez naczelne dowództwo, jak i przez Wojsko Polskie - były częścią planu operacyjnego Wojska Polskiego, na wypadek właśnie ... agresji sowieckiej. Zdawano sobie bowiem doskonale sprawę, że wojna na dwa fronty w ogóle nie wchodzi w rachubę, jest niemożliwa ze względu na potencjał agresorów. Należało więc ratować to, co można było uratować, by utrzymać niepodzielność zarówno polityczną jak i militarną państwa polskiego w świecie, nawet w przypadku zajęcia całego terytorium Polski przez Wehrmacht i Armię Czerwoną.
A należy pamiętać że udało się ocalić naprawdę dużo. Przede wszystkim bezpiecznie wyprowadzono praktycznie całą flotę wojenną do portów brytyjskich (Plan Operacyjny - "Peking"), na Bałtyku pozostały jedynie nieliczne okręty Polskiej Marynarki Wojennej, takie jak okręt podwodny "Orzeł", okręt podwodny "Wilk", okręt podwodny "Sęp", okręt podwodny "Ryś" i okręt podwodny "Żbik", poza tym niszczyciel "Wicher", stawiacz min "Gryf". Z czego już podczas działań wojennych, udało się dodatkowo wyprowadzić z Bałtyku ... wszystkie okręty podwodne (Niemcy zatopili jedynie okręty "Gryf" i "Wicher"). Cała flota wojenna (po bardzo niebezpiecznej przeprawie przez zaminowane cieśniny duńskie), znalazła się więc w Wielkiej Brytanii. Udało się wyprowadzić również dużą część armii (żołnierze i oficerowie co prawda byli potem internowani w różnych krajach, ale wcześniej czy później wielu z nich znalazło się wreszcie we Francji a po jej klęsce w Wielkiej Brytanii). A co równie ważne, udało się wywieść cały skarb Rzeczypospolitej (w tym oczywiście złoto).
Były też i plany ofensywne (plany uderzenia na Wrocław w pierwszych dniach wojny, w ramach przygotowywanych wcześniej planów). Jak choćby gra operacyjno-wojenna, urządzona w kwietniu 1939 r. przez pułkownika Stefana Roweckiego "Grota", która miała przebiegać następująco: "Osłona nasza na Prusy Wschodnie, główne uderzenie najpierw na Śląsk, na Wrocław i Głogów, a potem drugie, kolejne w czasie, na Szczecin, dla rozszerzenia korytarza pomorskiego i likwidacji w końcu Prus Wschodnich". Podobnie gen. Józef Rómmel (dowódca Armii Łódź), miał ponoć namawiać Naczelnego Wodza do uderzenia na Wrocław, aby "powtórzyć Psie Pole" (bitwa na Psim Polu pod Wrocławiem rozegrała się w roku 1109 i zakończyła klęską cesarskich wojsk niemieckich w ich ataku na Polskę), a 2 września Rómmel składa meldunek że jego siły mogą przekroczyć granicę i kierować się na Wrocław (nie otrzymał jednak wówczas takiego zezwolenia ze sztabu Naczelnego Wodza).
Natomiast na odcinku północnym, na Pomorzu, gen. Roman Abraham (dowódca Wielkopolskiej Brygady Kawalerii), 2 września wydaje rozkaz "o wyzwoleniu Słowian" i rusza na Wschowę. Dalej, gen. Dąb-Biernacki - dowódca Armii "Prusy" oficjalnie stwierdza że celem jest marsz na Wrocław i nie były to wcale mrzonki nie do zrealizowania. Wystarczy chociażby stwierdzić, że niemiecki wywiad ... kompletnie przeoczył potężną Armię "Poznań", która przez pierwsze dni nie była kompletnie atakowana. Gdyby wykonano atak na Śląsk z Wielkopolski, nagle by się okazało że Polacy znaleźli się na tyłach dwóch najsilniejszych armii niemieckich - 8-mej i 10-tej, zamykając je w śmiertelnych kleszczach (Armia "Łódź", Armia "Prusy" i Armia "Poznań" uderzająca na niemieckie tyły, doszłoby do całkowitej rozwałki Niemców na Śląsku, przy czym wiele tamtejszych lotnisk musieliby Niemcy pospiesznie ewakuować). Poza tym społeczeństwo polskie było nastawione niezwykle bojowo, o czym świadczy chociażby zgłaszanie się ochotników do ... akcji samobójczych (głównie na niemieckie okręty wojenne), nim jeszcze Japończykom plany pilotów-samobójców kamikadze przyszły w ogóle do głowy.
Wracając jednak do Sowietów i ich agresji z 17 września, to należy też dodać, że o ruchach wojsk Armii Czerwonej nad polską granicą wschodnią, polski wywiad wiedział bardzo dobrze i to z różnych źródeł, jak choćby ... od Japończyków. W czerwcu 1939 r. bowiem wywiad japoński (który notabene został zbudowany od podstaw przez Polaków, a oficerowie japońscy przyjeżdżali do Warszawy na szkolenia), złamał 4 cyfrowy kod sowieckiej straży granicznej oraz 3 cyfrowy kod sił powietrznych (zaś po zmianie sowieckich szyfrów, zostały one ponownie złamane przez wywiad estoński (estońscy i szwedzcy oficerowie wywiadu również szkolili się w Polsce), tak więc polski wywiad znał dokładnie sowieckie ruch i plany operacyjne i nie ma mowy o żadnym zaskoczeniu, wszystko było tak jak miało być. Klęska Wrześniowa nie miała być wcale klęska, tylko czasowym odwrotem (w przypadku realności sowieckiego ataku), lub zwartą obroną (po 3 września udało się wyprowadzić do centrum kraju prawie ... 900 tys. żołnierzy, czyli siła wciąż była niebagatelna i biorąc pod uwagę naturalne przeszkody (rzeki, góry), oraz skumulowanie tych armii w jeden zbity "kokon", przy wyhamowaniu impetu niemieckiego blitzkriegu i przejściu do działań wojny pozycyjnej, można było tak walczyć miesiącami, aż do ostatecznego uderzenia armii francusko-brytyjskiej na froncie zachodnim. Niestety, nie polskie dowództwo nie przewidziało jednego - nie przewidziano że ... Francuzom zupełnie odechce się walczyć nie tylko w obronie Polski, Europy ale nawet w obronie swojej własnej niepodległości i prawa do życia. Francuzi wybrali hańbę i prostytuowanie się i tego nie jest w stanie zmazać nawet działalność tzw.: "Wolnych Francuzów" de Gaulle (która to organizacja początkowo była wręcz kanapowa i zupełnie nie reprezentatywna dla francuskiego narodu). No cóż, zawsze powtarzałem że wielkość Francji skończyła się wraz z upadkiem Cesarza Napoleona, od tej chwili znaczna część francuskiej historii to są dzieje kurewstwa i wszelkiego lewactwa które niszczy ten kraj.
"CO SIĘ STANIE JEŚLI WŁOCHY
BĘDĄ WALCZYĆ Z FRANCJĄ?
"WŁOCHY PRZEJDĄ NA STRONĘ WROGA,
A FRANCJA W TYM ZAMIESZANIU
ZDĄŻY SKAPITULOWAĆ"
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz