POLSKA BĘDZIE ALBO WIELKA,
ALBO JEJ NIE BĘDZIE W OGÓLE
Trwa właśnie czyszczenie państwa, Instytut Pamięci Narodowej wszedł już do domów prominentnych komunistycznych kanalii (wybaczcie język, ale trudno powściągnąć emocje), "gen." Czesława Kiszczaka i "gen." Wojciecha Jaruzelskiego (swoją drogą nie pojmuję, dlaczego po 1989 r. sądy Niepodległej Polski, nadal nie odebrały im tych stopni wojskowych, degradując do szeregowca, choć i to byłoby zapewne wyróżnieniem, biorąc pod uwagę ogrom zbrodni, jaki na nich ciążył. Nie pojmuję też, dlaczego rotmistrz Witold Pilecki i inni Niezłomni Żołnierze Polski Walczącej - tyle lat nie doczekali się wyróżnień i godności, dlaczego Pileckiego nie awansowano pośmiertnie na generała. Myślę o tym i wciąż staje mi przed oczyma to gówniane państwo, zwane III RP, która jest swoistą kpiną z historii i pośmiewiskiem naszych dziejów. Jeżeli bowiem chroni ona komunistycznych aparatczyków, ubeków i wszelkiej maści po-bolszewickich pomiotów, a nie dba o cześć i honor Żołnierzy, którzy całe swoje życie poświęcili walce o Wolność, Niepodległość, Honor i ludzką Godność, to o czym myt w ogóle mówimy. Jakie tu jest porównanie do czasów II Rzeczypospolitej, gdzie powstańcy styczniowi - z lat 1863-1864, byli niczym bogowie. Ci którzy przeżyli do lat 20-tych i 30-tych XX wieku, mieli pokaźne emerytury państwowe, zniżki na lekarstwa, byli przez młode pokolenie traktowani z niezwykłą estymą. Byli dla tych młodych chłopaków i dziewcząt wzorem, które zaważyło znów na ich życiu, lecz dzięki któremu zapisali wspaniałą kartę podczas II Wojny Światowej).
"NIECHAJ POLSKA ZNA - JAKICH SYNÓW MA"
POWSTAŃCY STYCZNIOWI 1863 r. w
II RZECZPOSPOLITEJ
Teraz dopiero IPN sporządził listę kolejnych 21 osób wysokich funkcjonariuszy partyjnych i państwowych, w czasach komunistycznego zniewolenia, których domy mają zostać (lub już są), przeszukane w poszukiwaniu kolejnych "szaf", pełnych dokumentów tajnych współpracowników komunistycznej służby bezpieczeństwa. Sprawa Lecha Wałęsy i tego że okazał się zwykłym kapusiem o pseudonimie "Bolek", nie jest niczym nowym, ani też odkrywczym. Wiedziano o tym od lat, a oficjalnie zostało to potwierdzone, po wyroku sądu, w którym Krzysztof Wyszkowski, były działacz Wolnych Związków Zawodowych, wygrał ostatecznie proces z Wałęsą (po dziewięciu latach sądowych batalii) i od 8 października 2014 r. można już oficjalnie nazywać Lecha Wałęsę - tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o kryptonimie "Bolek". Ta sprawa była więc znana już od lat (co najmniej od końca lat 80-tych), ale po przeszukaniu prywatnej willi Kiszczaka, okazało się że wreszcie znaleziono niepodważalne dowody tego, o czym wszyscy mówili i większość wiedziała od lat trzydziestu.
Ktoś mówi że godzi to w dobre imię Lecha Wałęsy, jako polskiego symbolu walki z komuną? Oczywiście, ale należy też dodać, ze sam Lech Wałęsa (prosty elektryk, bez większej wiedzy o na tematy polityczne czy geopolityczne), sam uwierzył we własny mit. I to uwierzył do tego stopnia, że wprost miał czelność stwierdzić - "To ja obalyłem komune, ja walczyłem o wolność i demokrację, ja rozwalyłem obóz sowiecki, ja doprowadziłem do wyjścia z Polski Armii Radzieckiej" i tak dalej i tym podobnie. Rozumiem, że z czasem, gdy ma się wokół siebie zwykłych klakierów, którzy jedynie przyklaskują każdej wypowiedzi, czy każdemu głupstwu, które zrobił były prezydent, podkreślając jego niezwykłość - to można (chcąc nie chcąc), wreszcie samemu uwierzyć we własną nieomylność i wielkość. Ale na Boga, toż to nawet Józef Piłsudski - główny autor niepodległości Polski z lat 1918 - 1939, nigdy nie twierdził że to on sam wypędził Rosjan z Polski, że sam odbudował granicę i że sam stworzył Polskę Niepodległą. Zawsze bowiem podkreślał że stało się tak, za sprawą chłopaków, których prowadził, że to właśnie oni byli prawdziwymi Ojcami Założycielami Niepodległości, gdyż to w nich, to "na dnie serc polskich, w załamach duszy, było uczucie głębokiego upokorzenia, jakiś stłumiony bunt, przeciwko bezlitosnemu wdeptywaniu Nas w błoto, coraz to innym butem żołnierskim".
Wałęsa odwrotnie, uznał, że on, zwykły elektryk sam jeden obalił nie tylko system komunistyczny w Polsce, ale w całej Europie i sam doprowadził do rozpadu Związku Sowieckiego. Rozumiem też (choć znam osoby, którzy nawet w tym przypadku nie wybaczają), że system komunistycznej opresji, był tworem przemyślnym. Że ludzie, którzy tam pracowali, to nie byli idioci, półgłówki czy zwykłe "karki" potrafiący jedynie łamać ręce, wyrywać paznokcie, poniżać i bić do nieprzytomności. To byli ludzie (szczególnie od lat 50-tych), którzy skupiali się przede wszystkim na ludzkiej psychice, starali się "przetłumaczyć", będącemu w ich władzy więźniowi, że oni są po jego stronie, że przecież też służą Polsce, że jaki tam na ścianie wisi znak, czy to nie jest orzeł (takie pytanie zadał Inca, czyli Danucie Siedzikównie, wspaniałej 17-letniej dziewczynie, jakiś ubek, który potem kazał ją rozstrzelać, na sześć dni przed jej osiemnastymi urodzinami - 28 sierpnia 1946 r.), i temu podobne. Oczywiście, jeżeli nie udawało się "przekabacić" więźnia w ten sposób, stosowano (prócz bicia), również silniejszą presję psychiczną, np. mówiąc że małżonka też będzie aresztowana, a dzieci trafią do domu dziecka, że w więzieniu codziennie będą ją gwałcić "szczotką od kibla", jak miał się wyrazić do rotmistrza Pileckiego, jego "oficer prowadzący" - Józef Różański, a właściwie Jozef Goldberg (zmienił nazwisko, by brzmiało "bardziej po polsku").
Któż mógłby nie ulec, będąc bity, upokarzany, pozbawiany snu i mając świadomość, że to samo spotkać może najbliższych - żonę, dzieci? Tylko najsilniejsi (pod względem moralnym), ludzie, nie "skurwili" się i nie poszli na współpracę z ubekami. Oczywiście, w czasach Lecha Wałęsy (lata 70-te), nie stosowano już tak barbarzyńskich praktyk, jak wcześniej (to znaczy nadal bito i upokarzano, ale nie w sposób tak masowy, jak miało to miejsce w latach 40-tych czy 50-tych). Bardziej skupiano się na psychologii, mówiono że dany osobnik pójdzie za kratki na długie lata, a jego rodzina zostanie bez środków do życia, co spowoduje że dzieci trafią do domu dziecka, pozbawiano snu i mówiono - podpisz, jeden podpis i wrócisz do domu, do kochającej żony i dzieci, co ci szkodzi? Rozumiem, że wówczas pokusa zakończenia niekończących się przesłuchań i powrotu do domu, była wielka i wiele osób z tego skorzystało. Ja to rozumiem (są jednak i tacy, którzy i tego nie wybaczają), ale jeśli już uległeś i poszedłeś na współpracę, to miej chociaż odwagę w wolnej Polsce przyznać się do tego i powiedzieć - "słuchajcie, takie były czasy i ja miałem wówczas chwilę słabości, uległem i poszedłem na współpracę, ale dziś wstydzę się tego i pragnę rozliczyć z własną przeszłością". Gdyby tak postąpił Wałęsa - byłoby ok. nikt nie miałby do niego pretensji (a przynajmniej ja bym nie miał). Tylko że w przypadku Wałęsy (i wielu jemu podobnych jak sądzę), było to niemożliwe, z prostego powodu.
Dlaczego swoiste "katharsis"Lecha Wałęsy było niemożliwe do zaistnienia? Ano dlatego, że był on świadomym i (co niezwykle ważne), chętnym do współpracy agentem Służby Bezpieczeństwa, przez całe sześć lat (1970 -1976) i pobierał z tego tytułu odpowiednią gratyfikację finansową (a dziś, jak skończonym idiotom, próbuje nam wmówić, że pieniądze te po prostu wygrywał w totolotka. Od tak, potrzeba było na nową pralkę, to Leszek poszedł do kolektury, zakreślił numerki i .... i wygrał. I tak wygrywał w tego totolotka przez ładnych kilka lat, a potem ... potem już nigdy nic nie wygrał - dziwne prawda?). Wałęsa mówi też, że zakończył współpracę z SB ostatecznie w roku 1976 - to też jest nieprawda. Nie on bowiem zakończył z nimi współpracę, tylko ... oni zakończyli współpracę z Wałęsą. Dlaczego? Dlatego że został określony jako informator mało wiarygodny. Po prostu z czasem, zaczął ... wymyślać donosy na kolegów z pracy, po to tylko, aby dalej otrzymywać pieniądze. Uznano go więc za mało wiarygodnego i "uśpiono" na kilka lat. Odnowiono z nim współpracę, podczas strajków sierpniowych w Stoczni Gdańskiej, gdzie okazał się mężem opatrznościowym i późniejszym "obalaczem komuny".
To tyle w temacie "Bolka", w zasadzie nie ma sensu o nim pisać, bo nie ma za bardzo co - wszystko już bowiem wiadomo. Żal tylko, że ludzkie ego potrafi dojść do tak monstrualnych rozmiarów, by sobie przypisać coś, co nigdy nie miało miejsca (oczywiście Wałęsa z czasem próbował "zerwać się ze smyczy" SB - o tym też wiadomo, ale zawsze, gdy resztki zdrowego rozsądku zaczęły brać górę, szybko zostawał jednak sprowadzany do parteru i wiedział że są ludzie, którzy dzięki wiedzy o jego agenturalnej przeszłości, mają nad nim nie tylko przewagę, lecz mogą kontrolować jego kroki, a nawet realnie wpływać na podejmowane przez niego decyzje (np. podczas jego prezydentury w latach 1990 - 1995). Taka wiedza to siła i korzystają z niej nie tylko rodzime postkomunistyczne elity, lecz także (może właśnie przede wszystkim), służby specjalne państw obcych (głównie Rosji i Niemiec). Nie ma więc innej drogi, niż skrupulatna lustracja, przeprowadzona rękami młodych historyków i naukowców, nie "umoczonych" w jakieś agenturalne związki z dawnych lat. Jest potrzebne swoiste "katharsis" ludzi dawnej Solidarności, by wreszcie prawda wyszła na jaw, a to jest nieuchronne - prawda zawsze wyjdzie, nie ważne jak długo będzie trzeba na to czekać - rok, kilka lat, czy kilka dziesięcioleci - prawda zawsze zwycięży i jak mówił Józef Piłsudski:
"POWTARZAM ZAWSZE I BŁAGAM: PRAWDY POD KORCEM NIE CHOWAĆ, BO ONA WYJDZIE, SKORO JEDNO KŁAMSTWO DRUGIEMU ZAPRZECZAĆ MUSI"
A
Polsce gruntowna sanacja państwa, oparta na prawdzie historycznej (tak w
wymiarze wewnętrznym jak i zagranicznym, czyli w demaskowaniu i
wytaczaniu procesów tym wszystkim, którzy świadomie bądź nieświadomie
szkalują Naród Polski, pisząc np. o "polskich obozach zagłady". Gdy się
takie redakcje zmusi do zapłaty wysokich odszkodowań za zniesławienie,
bo spraw tych nie mają po prostu szans wygrać - to wówczas długo się
zastanowią i przemyślą co mówią i co piszą), jest po prostu niezbędna,
jest wymogiem niezbędnym do stworzenia prawdziwie niepodległego i
suwerennego państwa. Tylko w ten sposób Polska na powrót będzie wielka,
gdyż nie ma innej drogi - albo będziemy wielkim mocarstwem, jak przed
wiekami, albo, znów nas nie będzie (jak w czasie rozbiorów). Dziś widać
już wyraźnie, że Europa potrzebuje Polski, gdyż sama nie poradzi sobie z
tym co czeka ją w najbliższych latach (prawdopodobnie też Polska stanie
się nową przystanią, dla uciekinierów z państw zachodnich, którym
odechce się tam żyć, ze względu na terror, przemoc i pro-islamską
propagandę). Polska znów stanie się ostoją i barierą, chroniącą nie
tylko Europę (tej na zachodzie, już prawdopodobnie nie będzie), ale
także całą białą, aryjską rasę i wszystkie inne rasy, które wraz z nami
(i na naszych prawach), pragną żyć z nami w zgodzie na tym padole pod
gwiazdami.
"JESTEM GŁĘBOKO PRZEKONANY, ŻE LEPIEJ JEST NARAZIĆ SIĘ NA NIEBEZPIECZEŃSTWA, KTÓRE BĘDZIEMY MOGLI ZWALCZYĆ, NIŻ UTRZYMYWAĆ W NIESKOŃCZONOŚĆ STAN RZECZY BEZWZGLĘDNIE ZGUBNY"
MARSZAŁEK JÓZEF PIŁSUDSKI
Te ostatnie słowa Józefa Piłsudskiego, kieruję jako kolejny hołd Żołnierzom Niezłomnym (Wyklętym), którzy pomimo jawnie przegranej sprawy, nigdy nie złożyli broni i nie poddali się sowieckim okupantom i ich polskim kukiełkom.
1 MARCA
DZIEŃ ŻOŁNIERZY NIEZŁOMNYCH (WYKLĘTYCH)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz