POLSKA - TAM GDZIE STWORZONO
SUPERKOMPUTER
POLSKI SUPERKOMPUTER
K-202
CZYLI O TYM, JAK TO KOMUNIŚCI ZNISZCZYLI CZŁOWIEKA,
KTÓRY MÓGŁ UCZYNIĆ Z POLSKI ŚWIATOWĄ POTĘGĘ INFORMATYCZNĄ
Jest rok 1971. Na międzynarodowej wystawie sprzętu komputerowego w londyńskiej Olimpii stoją obok siebie komputery z Anglii i Stanów Zjednoczonych. Najlepsze sprzęty, wyprodukowane przez firmy tych krajów, najlepsze ówczesne komputerowe "cacuszka". Pisząc najlepsze, gdyż właśnie takie mają tam jedynie 64 kB pamięci. Obok nich stoi maszyna polskiego wynalazcy-inżyniera-informatyka Jacka Karpińskiego. Jego minikomputer (zaprojektowany w 1969 r.), K-202 jest w tym gronie wyjątkiem. Ma bowiem aż 8 MB pamięci, ponad milion operacji zmiennoprzecinkowych na sekundę, pamięć ferrytowa zastępuje pamięć w układach scalonych. Komputer Karpińskiego jest dodatkowo wielkości małej walizki, w porównaniu z kolosami z innych krajów (podobny do niego stworzą dopiero Amerykanie w ... dziesięć lat później - 1981 r. Będzie to model IBM 5150).
Wszyscy (w tym inżynierowie z firm amerykańskich i brytyjskich), podchodzą do stoiska Karpińskiego, pytają się go jak tego dokonał? On odpowiada z szelmowskim uśmiechem: "Sami się domyślcie". Jednak po intensywnym myśleniu, po dwóch dniach ci sami (inżynierowie z amerykańskich firm CDC i DEC), zjawiają się ponownie, prosząc by zdradził swą tajemnicę. Karpiński zgadza się,, jednocześnie nie zważając na wcześniejszym opatentowaniu swego wynalazku. Wyjaśnia więc im że cała tajemnica tkwi w stronicowaniu pamięci.
W tym samym roku, I sekretarz PZPR - Edward Gierek, na Międzynarodowych Targach Poznańskich, obiecuje Karpińskiemu i Zakładowi Minikomputerów w którym pracuje, swą pomoc i wsparcie. Produkcja rusza w kolejnym (1972) roku. Powstaje pierwszych 30 sztuk, z czego połowa zostaje od razu sprzedana za granicę, a reszta jest zainstalowana w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, Ministerstwie Spraw Zagranicznych, Marynarce Wojennej, Krajowej Dyspozycji Mocy, oraz na uniwersytetach i w politechnikach. Kilka sztuk trafiło także do biur projektowych (planowano w nie także zaopatrzyć statki Marynarki Handlowej).
Sytuacja wydaje się wyśmienita, tym bardziej że w 1972 r. przyjechał do Polski, konstruktor sowieckiego komputera RIAD - Ławronow, który był zachwycony minikomputerem Karpińskiego. Gdy tylko ujrzał projekt polskiego inżyniera, nie mógł uwierzyć że taka mała rzecz, mieści w sobie tyle pamięci i funkcji (komputer Ławrowa zajmował całą ścianę dużego klimatyzowanego pomieszczenia, gdyż się bardzo szybko zawieszały pod wpływem wysokiej temperatury, a jego pamięć nie przekraczała 700 kB). Ławronow był bardzo ciekawy, czy polski komputer wymaga klimatyzacji i czy jest odporny na wstrząsy. Karpiński odpowiedział że: "Można na nim łupać kamienie" i żeby to udowodnić wylał na K-202 szklankę wody - komputer pracował spokojnie dalej. Ławronow był też ciekaw, czy K-202 można przerobić na RIAD-a, na co Karpiński odpowiedział twierdząco, lecz zastrzegł że wówczas (poprzez emulację systemu), z miliona operacji na sekundę pozostanie tylko 300 000, lecz nawet i wówczas będzie znacznie szybszy niż oryginalny RIAD. Ławronow podziękował i wyjechał (wcześniej zapraszając Karpińskiego na seminarium do Moskwy).
Wtedy dopiero zaczyna się problem, gdyż już w 1970 r. Związek Sowiecki wymusił na swych satelitach (w tym również i na Polsce), obowiązek wprowadzenia jednolitego typu komputera dla całego Układu Warszawskiego. Tym komputerem miał być właśnie RIAD (który w poszczególnych krajach, otrzymał jedynie inną numerację - w Polsce był to RIAD 30, w Sowietach RIAD 50, na Węgrzech RIAD 10, a w NRD RIAD 20). Ale nie tylko Sowieci maczali palce w upadku polskiego minikomputera, oraz ... jego autora. Drugą (a może nawet ważniejszą), wpływową siłą byli nasi lokalni aparatczycy partyjni z Biura Politycznego a nawet osobistego otoczenia Edwarda Gierka. Wszyscy oni dążyli do upadku owego projektu, gdyż nie mieli nad nim odpowiedniej kontroli - to po pierwsze. A po drugie - obawiali się że jeśli produkcja ruszy pełną parą i ów model wejdzie do powszechnego (określenie "powszechny" nie dotyczyło bynajmniej obywateli lecz zbrojeniówki, ministerstw i fabryk), użytku, to projekty komputerów, produkowane dotąd przez największe zakłady w kraju, staną się bezużyteczne. Ludzie ci stracą pracę. Co wówczas władza pocznie? Należało więc czym prędzej zniszczyć nie tylko projekt K-202, lecz i ... samego autora tego komputera.
I właśnie tak postępowano, będące już w fazie produkcji 200 kolejnych maszyn zostaje zniszczonych, projekty kolejnych 3000 również podzielają ich los (a należy pamiętać, że koszt produkcji komputera K-202 wynosił wówczas 1 800 $, zaś jakiegokolwiek innego polskiego komputera zaczynał się od 30 000 $). Zakład Minikomputerów zostaje zamknięty, a Jacek Karpiński traci pracę i otrzymuje jednocześnie "wilczy bilet", z zakazem podejmowania pracy w branży elektronicznej i informatycznej. Ci z członków partii, którzy jednak mimo wszystko pragną pomóc Karpińskiemu, w dokończeniu jego dzieła - zostają ... dyscyplinarnie zwalniani z pracy i wyrzucani z partii, pod byle pretekstem.
Jacek Karpiński zostaje doprowadzony do bankructwa, od 1978 r. hoduje on świnie i kury w małym (wynajmowanym) gospodarstwie pod Olsztynem. W 1980 r. zarzucono mu kradzież kur z okolicy, podczas gdy to jemu właśnie ktoś kradł kury. Prasa komunistyczna niszczy jednak tego człowieka dogłębnie i konsekwentnie. Potem porzuca Polskę i wyjeżdża do Szwajcarii. Tam podejmuje pracę w polskiej firmie produkującej magnetowidy (stara się namówić swego szefa do przejścia z technologii analogowej na cyfrową - bezskutecznie). W 1990 r. po upadku komuny powraca do Polski. Zostaje doradcą ds. informatyki u boku Balcerowicza a potem Olechowskiego, jednak nie widząc siebie w tej roli (twierdzi że jest "zbyt głupi" na tych panów, co zapewne jest stwierdzeniem ironicznym), rezygnuje. Umiera 21 lutego 2010 r. we Wrocławiu jako bankrut.
Tak oto komuna (i notabene jej kontynuacja - III RP), doprowadziły do zniszczenia tego człowieka i jego projektu, który mógł uczynić z Polski centrum informatyczne Europy (a może i świata, jako że projekt Karpińskiego został zrealizowany przez Amerykanów dopiero po dekadzie). Co ciekawe - ci którzy dążyli do zniszczenia Jacka Karpińskiego i "utopienia" jego projektu, wytykali mu także jego AK-owską przeszłość. Jako 14-latek w 1941 r. wstąpił do " Szarych Szeregów" (polska organizacja harcerska, skupiona w ramach Armii Krajowej). Brał udział w Powstaniu Warszawski, gdzie został ranny w kręgosłup, co doprowadziło do paraliżu. Dzięki ogromnemu uporowi i wytężonym ćwiczeniom powrócił do zdrowia (choć bardzo długo chodził o kulach). Był prześladowany za swoją "przeszłość" w stalinowskiej Polsce (nie uwięziono go tylko dlatego, że był inwalidą, lecz stale go inwigilowano i rzucano kłody pod nogi gdy chciał chociażby rozpocząć studia inżynierskie).
Pierwszą po-uniwersytecką pracę, rozpoczął w 1954 r. w laboratorium przemysłu samochodowego na Żeraniu. W drugiej połowie lat 50-tych, skonstruował maszynę do długoterminowych prognoz pogody (AAH), a w 1959 r pierwszy na świecie tranzystorowy analizator równań różniczkowych. Rok później zdobywa nagrodę na międzynarodowym konkursie młodych talentów UNESCO. Dzięki temu otrzymuje propozycję pracy w USA (rozpoczyna w latach 1961-1962 studia na Harwardzie). Pomimo próśb naukowców amerykańskich uczelni, Jacek Karpiński odrzuca tę propozycję - wraca do Polski, dla której chce żyć i tworzyć. Tej samej Polski która doprowadzi go do upadku i ruiny.
Jednak gwoli wyjaśnienia nie była to Polska - to była tylko jej posowiecka kalka, podróba (produkt polskopodobny, tak jak za komuny były produkty czekoladowopodobne). Ale III RP, ta w której nie było ani lustracji, ani dekomunizacji, ta w której wszelka męda pobolszewicka uczy Nas szacunku i tolerancji - ta Polska również wypieła się na Karpińskiego (i wielu jemu podobnych).
Może więc (WRESZCIE) czas zmienić POLSKĘ?!
(Tak jak w 1926 r. odmienił RZECZPOSPOLITĄ - JÓZEF PIŁSUDSKI
a w 1958 r. gen. CHARLES de GAULLE zmienił Francję)
?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz