DZIŚ TRAFIŁEM DO SZPITALA!
Tak zadecydowała moja Pani, ze względu na bóle, jakie poczułem nad ranem z lewej strony głowy (niewątpliwy efekt przepracowania). W zasadzie cały temat nie jest wart oddzielnego postu, piszę jednak o tym całym wydarzeniu (które coraz częściej zaczyna mnie śmieszyć), tylko i wyłącznie z jednego powodu, który zaraz szanownym czytelnikom ujawnię (jeśli oczywiście kogokolwiek to interesuje, gdyż muszę się przyznać że mnie osobiście prawie w ogóle i jedyną osobą która realnie się o mnie martwi, jest moja kobieta).
Otóż dziś nad ranem (ok. 5.20), obudziłem się z silnym bólem głowy, idącym od lewego ucha do czubka głowy. To oczywiście od razu zaniepokoiło moją Panią i pojechaliśmy do najbliższego szpitala. Tam pobrano mi krew i przeprowadzono całą resztę bzdurnych badań, z których wynikło jedynie to, że ... mam zbyt duże ciśnienie (190:140). Jest to oczywiście efekt przepracowania, gdyż praktycznie cały czas jestem zmuszony przebywać w firmie, lub w rozjazdach (sam się zastanawiam, skąd jeszcze biorę czas na pisanie tego bloga?). Tak więc ciśnienie miałem wprost zaj...e, dostałem leki na jego obniżenie i nawet ... kroplówkę (nie znoszę kłucia, choć ból z tym związanym nie stanowi dla mnie żadnego problemu - gdyż ból jako taki od początku naszych narodzin na tej Ziemi, jest częścią naszego życia i wszędzie nam towarzyszy).
W tym czasie oczywiście czekałem na wynik badania, jednocześnie próbując wyjaśnić mojej Pani, że nawet w przypadku, gdyby się okazało, że musiałbym zostać w szpitalu na dłużej (na dobę, lub na kilka dni), to w ogóle nie wchodzi w rachubę i wracam do siebie - jak mam umrzeć to niech to się nie stanie w szpitalu (od dziecka nie znoszę szpitali). W każdym razie zmierzając do puenty całego tematu - pomimo nieustannego (bzdurnego dla mnie), zainteresowania moją osobą (a raczej stanem zdrowia), dwóch lekarzy (pani i pana doktora), wreszcie doczekałem się wyników swoich badań.
I teraz nie wiem jak po prostu mam to skomentować, gdyż co prawda czułem lekkie osłabienie (i czuję je do teraz - efekty niedospania), to jednak ... wyniki badań, jakie otrzymałem od kolejnego już (trzeciego, zainteresowanego moim stanem zdrowia lekarza), są - no właśnie trudno mi napisać dobre, gdyż to w ogóle nie mieści się w tym kanonie wartości. Są WYŚMIENITE! Nie stwierdzono żadnych negatywnych zmian w mózgu (podejrzewano początkowo krwotok wewnętrzny), obie komory mózgu mają naturalny kształt i nie stwierdzono żadnych (nawet najmniejszych) powikłań, związanych z moim porannym bólem głowy. W ogóle poziom leukocytów w normie, nie ma też najmniejszych przesłanek cukrzycy (co, ze względu na coraz bardziej siedzący tryb mojej pracy - biuro, samochód, dom, było powodem "zmartwień" mojej Kobiety).
No w ogóle mam takie wyniki, że mógłby mi ich zazdrościć nastoletni sportowiec. A co ciekawe, w ogóle się tak nie czuję (pewnie zmęczenie daje znać). Chciałbym jednak na zakończenie tego przynudnego tekstu o sobie samym, zaznaczyć coś bardzo mocno:
WSZYSTKO CZYM JESTEŚMY, CO SKŁADA SIĘ NA NASZE CIAŁO, BIERZE SIĘ ... Z NASZEGO UMYSŁU I TYLKO TAM RODZI SIĘ ZDROWIE BĄDŹ CHOROBA, KTÓRA POTEM NAS TRAPI!
Ja sam nigdy nie myślałem o chorobach, nigdy nie zaprzątałem sobie głowy chociażby faktem, iż mógłbym chorować na cukrzycę (plagę naszych czasów). Wręcz przeciwnie, zawsze WIEDZIAŁEM że jestem zdrowy (choć zaprzestałem już nie tylko biegów czy jazdy na rowerze, ale ostatnio nawet siłowni). Nigdy nie dopuszczałem do siebie myśli o jakiejkolwiek chorobie, a jeśli już, to wyobrażałem sobie właśnie stan swojego zdrowia w samych jasnych (czy nawet najjaśniejszych barwach). Choć nie już młodzieniaszkiem (34 lata), to jednak nie jednego z nich przebiłbym zarówno kondycyjnie, jak i ... zdrowotnie (czego dowodem są właśnie moje wyniki jakie otrzymałem podczas badania, którego nie robiłem od ... ho, ho ... nie przypominam sobie bym kiedykolwiek robił podobne badania).
Podsumowując - to czym jesteśmy, bierze się z siły naszego Umysłu, gdyż ciało jest jedynie formą, którą Umysł do woli kształtuje. Jest to oczywiście związane z potęgą, jaką dysponujemy (my Ludzie, a raczej my Istoty żywe), która stanowi nierozerwalną barierę, łączącą Nas z Innym Światem, z którego pochodzimy. Ten świat, w którym się narodziliśmy, jest jedynie przystankiem (piekielnym przystankiem - sądzę bowiem że Ziemia i prawdopodobnie cały nasz Wszechświat, jest właśnie owym Piekłem, o którym mówi się w Biblii i innych świętych księgach, a dowody na to są aż nazbyt oczywiste, by całkowicie wykluczyć tę hipotezę - wychodziłoby więc na to że choć pochodzimy "z Nieba", a raczej "ze Źródła", miejscem naszego przebywania i kształcenia jest owe ziemskie, materialne Piekło.
Ale jest to opowieść na zupełnie inny temat!
POZDRAWIAM!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz