Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 18 lutego 2016

JEZUS CHRYSTUS - KIM NAPRAWDĘ BYŁ "SYN BOŻY" I JAKIE JEST JEGO PRZESŁANIE? Cz. I

"ON ZAŚ SPAŁ W TYLE ŁODZI 

NA WEZGŁOWIU. 

ZBUDZILI GO I POWIEDZIELI DO NIEGO:

NAUCZYCIELU, 

NIC CIĘ TO NIE OBCHODZI, ŻE GINIEMY?"

 

(Ew. Św. Marka 4:38)




STABILIZACJA!

Cóż to jest? Cóż to znaczy? Pożądają jej wszyscy bez mała ludzie na Ziemi, a już w szczególności płeć piękna zawsze pragnie i dąży do stabilizacji (co oczywiście jest zrozumiałe, biorąc pod uwagę silne, macierzyńskie uczucie zapewnienia bezpieczeństwa swojemu potomstwu), ale zadajmy sobie pytanie - czego my właściwie pożądamy i czy to, czego pragniemy, jest do zrealizowania na "tym świecie"? Czy człowiek może uzyskać stabilizację i takie bezpieczeństwo, które pozwoli mu spokojnie "przeżyć życie", oraz przekazać je w darze swym potomkom? Nie łudźmy się Kochani, nie ma stabilizacji w naszym świecie (tym w którym żyjemy, czyli w tym materialistycznym piekle, które nas otacza) i nigdy jej nie będzie. Owszem, dążymy do stabilizacji i bezpieczeństwa, przez całe życie jej pragniemy, a jednak gdy już nawet wydaje nam się, że prawie, że już jest ono tuż tuż, że jeszcze tylko mały, maleńki wysiłek i się uda, nagle okazuje się jak nierzeczywiste były te nasze przypuszczenia i jak nietrwałe poczucie owej stabilizacji. Dlaczego? 

Dlatego, że nasze życie podlega innym planom i nakazom. Jesteśmy po to, byśmy potrafili docenić właśnie ów brak stabilizacji, który objawia się ciągłym pożegnaniom w naszym życiu. Zastanówmy się, ile to razy się żegnamy w ciągu życia. Najpierw, gdy jesteśmy małymi dziećmi, przywiązujemy się do ulubionych zabawek, potem do ulubionych zwierzaków, następnie do kolegów, jakich spotykamy w piaskownicy, lub w przedszkolu. To jest nasz świat, nasza mała życiowa stabilizacja, która jak wierzymy (a już szczególnie gdy jesteśmy dziećmi, ta wiara jest tym bardziej spotęgowana), trwać będzie w nieskończoność (a przynajmniej na tyle długo, aż sami zechcemy ją zmienić). Tymczasem okazuje się że najlepszy kolega z piaskownicy, musi nagle wyjechać z rodzicami z miasta, inny idzie do innego przedszkola, zmieniają się realia, następuje czas pożegnań ze światem naszej małej stabilizacji, która tak bezceremonialnie weszła w nasze życie i wywróciła je do góry nogami. 

Ale, ale - przecież my już mamy nową stabilizację, jaką tworzy świat szkoły, potem studiów, tam również spotykamy niesamowitych ludzi, z którymi częstokroć wiążemy dalekosiężne plany na przyszłość. Ludzie, z którymi czuliśmy się dobrze, z którymi tworzyliśmy naszą małą stabilizację, po skończeniu studiów idą własną drogą, która najprawdopodobniej już nigdy nie połączy się z naszą. Koniec, kolejne pożegnanie i kolejna ułuda stabilizacji i bezpieczeństwa. A potem to już leci, dom, praca, rodzina i kolejne pożegnania i kolejna ułuda życiowej stabilności. Aż wreszcie przychodzi czas, że budząc się rano uświadamiamy sobie, że nasz świat praktycznie już nie istnieje, że ludzie których znaliśmy, kochaliśmy, nasze dzieci, wnuki, prawnuki - oni wszyscy idą własnymi drogami, idą budować swoją prywatną małą stabilizację. I zadajemy sobie pytanie - po co my właściwie żyjemy, któż o nas jeszcze pamięta, o nas już staruszkach, stojących nad grobem. Nasze dzieci, owszem, od czasu do czasu przyjadą, zajrzą, przywiozą wnuki, na tym z reguły koniec. A wnuki, a prawnuki, a wnuki naszych prawnuków - dla nich te wszystkie nasze codzienne boje o zapewnienie życiowej stabilizacji, będą zupełnie wyświechtanymi anegdotami o jakichś dawnych przodkach, z których zapamiętają jedynie jakieś nasze spektakularne kompromitacje (jeśli w ogóle cokolwiek będziemy ich obchodzili).

Nie oszukujmy się, czy nas obchodzą przeżycia przodków sprzed kilku pokoleń? Przecież nawet częstokroć nie znamy ich imion, a co dopiero opowieści o ich historii i losach. A nawet jeśli takie opowieści przetrwałyby, to ... jakie to ma dla nas znaczenie, my żyjemy tu i teraz i w pocie czoła tworzymy własne małe stabilizacje. A właściwie dlaczego ja o tym piszę, miast przejść bezpośrednio do tematu, jaki założyłem, czyli do opowiedzenia historii Jezusa Chrystusa (czy to się komu podoba czy nie, czy ktoś nie lubi tego tematu, czy wręcz przeciwnie i czy umniejsza on znaczenie innych moich tematów - przyznam się szczerze - mało mnie to obchodzi. Dlatego też informacje na temat Jezusa Chrystusa, zaprezentuję z sesji channelingowych, które posiadam. Właściwie powinienem umieścić je w temacie o "Historii Życia, Wszechświata...", w którym prezentuję wiadomości zebrane w formie przekazów channelingowych od obcych istot - to co posiadam jest przekazem Plejadian i Andromedan - przynajmniej oni tak twierdzą. Postanowiłem jednak zaprezentować je w oddzielnym temacie).

Piszę o stabilizacji, ponieważ jest ona nieodłącznym elementem naszego życia, oraz nauk Jezusa z Nazaretu, którego niesamowitą historię opiszę niżej. We wstępie tego tematu, przytoczyłem fragment ewangelii według Św. Marka (4:38), który odnosi się właśnie do Jezusa Chrystusa i kwestii tak ważnej dla każdego żyjącego człowieka stabilizacji i potrzebie bezpieczeństwa (w tym oczywiście panicznego strachu przed śmiercią). Gdy apostołowie wraz z Jezusem płynęli łodzią, zerwał się okrutny sztorm i łódź zaczęła niemiłosiernie kołysać się na falach, które zalewały jej pokład. Przerażeni uczniowie, zbudzili wiec swego Mistrza i prosili Go by poradził im co mają czynić, aby uratować życie (czytaj utrzymać stabilizację w której żyją): "Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi że giniemy?" Jezus miał wówczas wstać, wyciągnąć ręce i ... uspokoić wzburzone fale, po czym zwrócił się do zdumionych uczniów: "Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?"

 Kochani, zauważcie że to wszystko co mamy i co z takim mozołem tworzymy w przeciągu całego naszego życia, z czym się identyfikujemy, co kochamy (np. ludzie czują przywiązanie a niekiedy wręcz miłość, do materialnych przedmiotów, takich jak najnowszy model Astona Martina, czy też ulubiona kolekcja złotych monet, znaczków i czego tam jeszcze człowiek nie wymyśli), to wszystko możemy w jednej chwili, w ułamku sekundy bezpowrotnie utracić! Koniec - finito! No właśnie, koniec, ale czy na pewno. Ludzie, gdybyście wiedzieli ile razy w przeciągu waszego istnienia (a raczej waszych istnień, choć stosować będę określenie rzeczywistości w liczbie pojedynczej), traciliście, to, do czego się przywiązaliście, to co sprawiało Wam radość i co pokochaliście (np. niepowtarzalny smak lodów truskawkowo-śmietankowych), inaczej podchodzilibyście do kwestii stabilizacji. 

Stabilizacja bowiem nie polega na bezrozumnym zagubieniu się w materializmie, które wcześniej czy później utracimy, lecz na poszukiwaniu we wszystkim bożego piękna i uświadomieniu sobie, że posiadając ogromną Moc, jesteśmy w stanie rozerwać kajdany naszego materialistycznego, piekielnego więzienia i uwolnić się od naszych wewnętrznych strachów. Bardzo pomocna bywa w tym wiara, jednak i ona rozumiana jest trochę na opak. Wiara bowiem, polega na jasnym i pewnym uświadomieniu sobie kim jesteśmy i jaka jest nasza moc, co potrafimy uczynić i do czego zmierzamy. Wiara, jest także uświadomieniem sobie i zaakceptowaniem faktu, iż jesteśmy tylko i aż częścią większej całości, dzięki której wszystko to co widzimy (i czego nie widzimy, lub czego nawet sobie nie wyobrażamy), istnieje i trwa. 




Wyzwolenie się z okowów strachu i beznadziei - czyli z naszego materialistycznego, ziemskiego piekła - jest właśnie ową stabilizacją, która trwa pomimo upływu lat i kolejnych istnień (zresztą czas też jest formą naszego zniewolenia, tak naprawdę nie istnieje - nie ma przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, to co widzimy i nazywamy upływem czasu, jest jedynie początkiem kolejnej drogi, która to składa się z ogromnej ilości pomniejszych pożegnań poszczególnych etapów naszego życia - takich naszych małych stabilizacji - i konsekwentnym dążeniem do jednego celu - wyzwolenia z okowów materializmu i powrotu do Domu. Czas jest jedynie etapem na tej drodze, uświadamia nam cel naszej drogi i pokazuje nietrwałość klatki, w której żyjemy. I tak przez kolejne "pokolenia pokoleń", do czasu uświadomienia sobie celu naszej drogi. 



OTO NASZA PRAWDZIWA STABILIZACJA  
JAKŻE RÓŻNA OD UŁUDY, 
JAKĄ DAJE NAM NASZE MATERIALISTYCZNE, PIEKIELNE WIĘZIENIE




CDN.

1 komentarz:

  1. Z tymi prawnukami, wnukami gdy my już pod ziemią ;) Często mam takie spojrzenie gdy jest 1 listopada. Ludzie ciągle przychodzą na te nagrobki. Ale prawda jest taka, że my pamiętamy tylko do dziadków, czasami do pradziadków osoby z naszej rodziny. Dalsze pokolenie, które pamiętają nasi rodzice i nasi dziadkowie już nie znamy i ich nie odwiedzamy.

    Mnie to właśnie zastanawia. Przeznaczamy czas na te rzeczy, na przychodzenie na nagrobki, a ci ludzie gdy przyjdzie kolejne pokolenie będzie pod ziemia zapomniane. Ja się pytam zawsze w ten dzień: "Po co to?"

    Wyjaśniałeś mi, że rozwinąłem się w poprzednim życiu duchowo i teraz materialne życie powinienem. Ale ja przez to życie, które doświadczyłem właśnie, doszedłem do wniosku, (czytając też Buddę)że to przywiązanie jest problemem. Widzę, a raczej dostrzegłem, że to wszystko przemija, odchodzi. Nic nie zatrzymamy dla siebie. Ludzi tym bardziej.

    Chcemy by to ludzie byli naszym szczęściem, pragniemy by byli dla nas tylko ,jakby na wyłączność. Stąd też zazdrość się rodzi. Gdy dana osoba chce żyć swoim życiem a my chcemy by pozostała dl NAS.

    OdpowiedzUsuń