CZYLI CZTERY HISTORIE
WSPÓŁCZESNYCH KOBIET
KTÓRE STAŁY SIĘ PRAWDZIWYMI
NIEWOLNICAMI
HISTORIA DRUGA
TEHMINA
NIEWOLNICA Z PAKISTANU
Cz. VIII
Byliśmy oboje na polowaniu, gdy Mustafa otrzymał wiadomość, że Sherry urodziła syna. Był poruszony. Natychmiast po powrocie do Lahore odwiedził matkę i dziecko w szpitalu, a potem przywiózł dziecko do domu, żeby zobaczyła je jego matka. Ta dała dziecku do lizania miód. Był to stary zwyczaj, według którego dziecko miało mieć cechy osoby, która odprawiła na nim ten rytuał. Potem babka zbliżyła usta do maleńkich uszek dziecka i trzy razy wypowiedziała azaan: "Allah ho Akbar" ("Allah jest wielki"), a następnie kalima: "La Illaha U Allah Mohammad ur Rasool Allah" ("Nie ma innego Boga poza Allahem, a jego prorokiem jest Mohammad"). W ten sposób chłopiec oddany został pod opiekę islamu. Mustafa zabrał niemowlę z powrotem do szpitala, lecz tej samej nocy zapadło ono na zapalenie płuc i zmarło. Po mieście zaczęły krążyć złośliwe pogłoski, że Mustafa był niezadowolony z narodzin dziecka i sam je zabił. Nie było to prawdą, widziałam, jakie wrażenie zrobiła na nim śmierć chłopca. Poza tym dla Mustafy nie miało znaczenia, że rodziły mu się dzieci pozamałżeńskie lub z nie chcianych już małżeństw. Mustafa był ojcem dzieci rozsianych po całym kraju i wcale nie uważał, że ma w stosunku do nich jakiekolwiek zobowiązania. W jego przekonaniu dziecko jest ofiarą własnego losu, Mustafa nie miał więc żadnego powodu, żeby się go pozbywać. Raz jeszcze reputacja Mustafy przerastała go, ludzie chcieli wierzyć w to, co najgorsze. Dotyczyło to szczególnie rodziny Sherry, której niechęć spowodowała w końcu rozpad ich małżeństwa. Mustafa wręczył Sherry dokumenty rozwodowe. Trzykrotnie wypowiedział słowo talak i wszystko było skończone.
Pozwoliliśmy Sherry i jej matce zabrać z domu wszystko, co chciały. Jej biżuteria była warta majątek, obejmowała około osiemdziesięciu zestawów, które podarowano jej, gdy wychodziła za mąż za gubernatora Pendżabu: szach Iranu dał jej w prezencie wspaniały komplet turkusów, od króla Arabii Saudyjskiej dostała zegarki i klejnoty, Bhutto podarował jej złoto i drogie kamienie. Sherry spakowała to wszystko i wyprowadziła się. Po zniknięciu Sherry zajęłam się przemeblowywaniem domu, który cały należał teraz do mnie. Pozbyłam się grubych aksamitnych zasłon i zaczęłam urządzać wnętrze w stylu amerykańskim. Podwyższone sufity ozdobiłam skomplikowanymi wzorami malowanymi farbami roślinnymi w tradycyjnych kolorach okolic Multanu, skąd pochodził Mustafa, ostry pomarańczowy, niebieski i biały doskonale pasowały do jasnego umeblowania. Zajęłam się szkoleniem służby, uczyłam ich, że na brzegu szklanki z coca-colą należy nasadzić plasterek cytryny, a herbatę podaje się w srebrnej zastawie, z trójkątnie złożoną serwetką pomiędzy filiżanką a spodeczkiem. W domu zapanował porządek, wyraźnie widać było wpływ mojej matki. Mustafa stwierdził, że chciałabym, by moi służący byli na poziomie urzędników państwowych.
- Biedne, niepiśmienne chłopaki, nie są dla ciebie wystarczająco dobrzy! - śmiał się, gdy pochylali przede mną swoje nie myte głowy, a ja robiłam im wykład na temat czystości.
Czułam, że przyszedł moment, bym włączyła w swoje życie Tanyę. Mustafa, choć niechętnie, wyraził zgodę, żebym zadzwoniła do Karaczi do Aneesa i poprosiła go o przysłanie do mnie naszej córki, tak jak mi to obiecał. Gdy nakręcałam numer, Mustafa stał obok wyraźnie podenerwowany, przypominało mu to, że byłam kiedyś związana z innym mężczyzną. Rozmowa była krótka i nieprzyjemna. Anees słyszał plotki o rzekomym dzieciobójstwie Mustafy i oświadczył, że nie pozwoli, żeby jego córka zamieszkała z takim złym człowiekiem. Nie pozwoli zatem, abym i ja stykała się z Tanyą i, mówiąc to, odłożył słuchawkę. Zrozpaczona szukałam pociechy u Mustafy.
- Nie chce mi jej dać! - zaczęłam głośno płakać.
Jednak kiedy ujrzałam wyraz twarzy Mustafy, przestałam płakać. Jego oczy mówiły wyraźnie: okazałem ci tę ogromną łaskę i pozwoliłem zadzwonić do twojego byłego męża, ale teraz koniec z tym. Ja jestem dla ciebie najważniejszą osobą, a nie Tanya. Tej nocy nie spałam. Wiedziałam, że następnego ranka Tanya miała iść po raz pierwszy do szkoły i myśl, że nie będzie jej tego dnia towarzyszyć matka, nie dawała mi spokoju. Kto ubierze moje dziecko? Kto przygotuje jej śniadanie? - rozpaczałam. Mustafa zbudził się rano i zobaczył mnie płaczącą.
- Jeśli tak bardzo kochasz swoją córkę, dlaczego za mnie wyszłaś? - zapytał. - Powinnaś była zdawać sobie sprawę z konsekwencji swego kroku. Nie możesz rujnować mi życia płacząc za Tanyą. Płacz nic nie pomoże. Nie chcę więcej widzieć cię płaczącej. Nigdy. Słyszysz mnie? Nigdy!
Spojrzałam mu w twarz i przestałam płakać: malowały się na niej, połączone w przerażającą całość, złość, zawziętość i groźba. Wkrótce potem odkryłam, że jestem w ciąży.
Mustafa nalegał, żebym zaczynała dzień od zjedzenia parathas z masłem oraz jajek, a po zjedzeniu tego wszystkiego wypiła szklankę świeżego mleka od krowy. Wieczorem miałam pić jeszcze jedną szklankę tego tłustego płynu, który zawsze powodował u mnie mdłości. Mustafa twierdził, że taka dieta jest zdrowa dla nie narodzonego dziecka. Byłam przejedzona, bardzo utyłam i nie czułam się dobrze. Zaczęłam podejrzewać, że zmuszał mnie do takiego odżywiania po to, bym stała się gruba i nieatrakcyjna dla innych mężczyzn. Zadanie dostarczania mi rano i wieczorem mleka oraz dopilnowania, żebym je wypiła do końca, powierzone zostało dai Ayeshy. Któregoś wieczoru Mustafa wszedł do sypialni i zapytał mnie, czy wypiłam mleko. Odrzekłam, że nie. Natychmiast wezwał dai, pytając:
- Dlaczego nie wypiła mleka?
Dai próbowała nieśmiało wyjaśniać że ja nie poprosiłam o nie, a ona zapomniała mi je przynieść. Wtedy Mustafa kopnął ją w plecy tak, że przeleciała przez pokój i wypadła przez otwarte drzwi na zewnątrz. To, co do tej pory tylko niejasno przeczuwałam, ukazało mi się teraz w pełnym świetle. Znalazłam się w klasycznej pułapce, w jaką wpada pakistańska kobieta. Jej celem jest małżeństwo, a jeśli już ten cel osiągnie, skazana zostaje na życie w uległości. Nie miałam żadnych praw ani możliwości, aby temu zaradzić, byłam ubezwłasnowolniona.
Na początku 1977 roku, po upływie mniej więcej pół roku od naszego ślubu, Bhutto ogłosił wybory. Partia Ludowa miała się w nich zmierzyć z koalicją złożoną z dziewięciu partii opozycyjnych, która przyjęła nazwę
Pakistański Sojusz Narodowy. Wyjechaliśmy z Mustafą na miesięczne "wakacje" do Londynu, aby mój mąż mógł uniknąć konfrontacji politycznej
ze swoim byłym przyjacielem. Partia Ludowa wygrała wybory ze znaczną
przewagą, lecz opozycja nie zaakceptowała wyników, twierdząc, że
poplecznicy Bhutto sfałszowali wybory. Rozjuszone tłumy wyległy na
ulice. Fale strajków i zamieszek wyniszczały gospodarkę kraju. Pakistan
znalazł się na krawędzi samounicestwienia. Opozycja potrzebowała
jakiegoś spektakularnego zwycięstwa i poszukiwała do osiągnięcia tego
celu silnego sprzymierzeńca. Niezależna polityka zagraniczna Bhutto oraz
ogłoszenie przez niego kontrowersyjnego programu nuklearnego
spowodowały nerwowość Stanów Zjednoczonych, Ameryka obawiała się, że tak
zwana "islamska bomba" trafi w jakiś sposób do krajów takich, jak Libia
i Syria, nie wspominając o organizacjach terrorystycznych. Krążyły pogłoski, że opozycja wspierana jest finansowo przez Stany Zjednoczone. Opozycja wiedziała, że z boku stoją i czekają na rozwój wydarzeń pakistańscy przywódcy wojskowi, którzy obawiali się, że plan nuklearny spowoduje masowe cięcia w siłach konwencjonalnych armii, co podkopałoby ich osobistą władzę. Wydarzenia następowały jedne po drugich. Strajki i demonstracje tak się nasiliły, że Bhutto zmuszony był uciec się w trzech dużych miastach do pomocy wojska. Gdy wróciliśmy z Mustafą z Londynu, Bhutto walczył o polityczne przetrwanie. Premier wiedział, że musi uzyskać poparcie Pendżabu i że jedynym człowiekiem, który może mu w tym pomóc, jest Mustafa. Zapomniał więc o dumie, zaprosił Mustafę do Islamabadu i zaproponował mu, żeby ponownie wstąpił do Partii Ludowej.
Mustafa rozważał ofertę negocjując jednocześnie warunki swego powrotu. Sytuacja była trudna i w Mustafie narastało napięcie, które musiało znaleźć ujście. W końcu z niepohamowaną furią wybuchnął. Nie mógł wyładować się na arenie politycznej, więc jego ofiarami stali się ci, którzy byli najbliżsi. Pierwszy incydent nastąpił podczas ramadanu. Służący spóźnił się pięć minut z podaniem posiłku, serwowanego w czasie świętego miesiąca na zakończenie każdego dnia, o zachodzie słońca. Gdy w końcu go podał, Mustafa zgłodniały wybuchnął gniewem. W obecności swojej matki, która z nami mieszkała, pobił biednego człowieka, tak że ten prawie stracił przytomność. Następnie z powrotem usiadł do stołu i rozkazał:
- Jedzcie.
Jego matka zaczęła jeść, lecz ja jednak wybąknęłam nieśmiało, że straciłam apetyt. Mustafa zwrócił wtedy na mnie nienawistne spojrzenie i obrzucił mnie stekiem ordynarnych wyzwisk. Pośpiesznie zabrałam się do jedzenia. W ciągu następnych kilku godzin w Mustafie coraz bardziej narastał gniew. Gdy wróciliśmy do naszego pokoju, czułam, jak nadchodzi burza. Przebrałam się w garderobie wkładając na siebie swoje nieszczęsne przebranie z krowim ogonem, które było obszerne i służyło mi jako koszula nocna w okresie ciąży.
Kiedy szłam w kierunku łóżka, Mustafa stanął mi na drodze nie pozwalając przejść. Promień światła przedostającego się z garderoby oświetlał jego twarz. Po plecach przebiegł mi dreszcz. Kazał mi usiąść na brzegu łóżka. Zrobiłam to, a on usiadł obok mnie i zaczął wypytywać o moje małżeństwo z Aneesem: Jak się poznaliśmy? Gdzie? Odpowiedziałam na te proste pytania, lecz następne były już bardziej osobiste i żenujące, chciał znać wszystkie szczegóły naszej nocy poślubnej. Ton jego głosu stawał się coraz to ostrzejszy, a oddech bardziej nierówny. Poczerwieniały mu oczy i skóra na twarzy stała się ze złości napięta. Z każdą odpowiedzią moje serce biło szybciej.
- Czy nie możemy dać temu spokój, Mustafo? - poprosiłam łagodnie. - To już się skończyło. Czy musimy o tym teraz rozmawiać?
- Zadałem ci pytanie - odparł krótko. - Odpowiedz mi.
Byłam bardzo przestraszona i zaczęłam się jąkać.
- Ukrywasz coś przede mną - oskarżył mnie. - Coś w tym musi być.
- Nic nie ukrywam. Powiedziałam ci wszystko już wcześniej. Uważam, że nie powinniśmy o tym teraz rozmawiać. Denerwuje cię to.
- Jak ci się wydaje, że kim ty, do diabła, jesteś? Zadałem ci pytanie. Odpowiedz mi!
Złapał mnie za nadgarstek i zaczął wykręcać rękę, zmuszając do padnięcia na kolana. Z ust wyrwał mi się jęk, ale postanowiłam być cicho, żeby nie usłyszała niczego służba ani jego matka. Zwolnił uścisk, więc podniosłam się dysząc ciężko i pocierałam obolałe ramię. Kazał mi znów usiąść na łóżku i zaczął kontynuować przesłuchanie.
- Kiedy kochałaś się z Aneesem, jak się zachowywałaś? - spytał.
- Miałam zaledwie osiemnaście lat. Nie interesowało mnie to - odpowiedziałam płaczliwym głosem.
- Łżesz! - wrzasnął.
Czułam, że mięśnie ma napięte i słyszałam, jak jego oddech staje się coraz cięższy. Mimo ciemności wydawało mi się, że widzę, jak oczy wychodzą mu z orbit i dłonie ma zaciśnięte w pięści.
- Skoro nie interesował cię seks z Aneesem, to jak doszło do tego, że urodziła się Tanya? - zapytał mnie z zamierzoną złośliwością.
Odpowiedź, niezależnie jakiej bym udzieliła, świadczyłaby przeciwko mnie, ale i tak nie dał mi żadnej szansy. Usiadł okrakiem na moim brzuchu i bił mnie raz po raz otwartą dłonią w twarz, z prawa i z lewa. Odgłosy uderzeń wydawały się tak głośne, że musiały przedostać się na zewnątrz. Usilnie starałam się tłumić krzyk, gdy ciągnąc mnie za włosy szarpał moją głową to w jedną, to w drugą stronę. Nagle zeskoczył ze mnie szybko jak błyskawica, pochwycił jedną ręką mój długi warkocz i ściągnął mnie z łóżka na podłogę. Czułam, że coś mokrego płynie mi po nogach, lecz nie miałam czasu zdać sobie sprawy, że to mój pęcherz tak zareagował na paniczny strach, który mnie ogarnął. Rzucił mną o ścianę, potem podniósł i rzucił mną o drugą, powtarzał to kilka razy. Nie wiedziałam już, co się dzieje. Huczało mi w uszach. Strasznie bolały mnie oczy. Coś we mnie pękało. Coś nabrzmiewało. Potem ból stał się straszny, myślałam, że umieram. Nie wiedziałam, jak długo mnie bił. Mogło to trwać minuty albo godziny, a może całą wieczność. Potem, zupełnie nagle, wszystko ustało. Jego wściekłość została zaspokojona.
- Boże, proszę! Muszę iść... muszę... do łazienki - zaczęłam go błagać.
Pozwolił mi chwiejnym krokiem odejść.
Pochyliłam się nad umywalką i usilnie starałam złapać oddech. Wolno podniosłam oczy i spojrzałam w lustro, lecz gdy zobaczyłam swoje odbicie, znów się przestraszyłam. Przebiegł mnie dreszcz. Zaczęłam dzwonić zębami. Cała się trzęsłam. Rozplótł mi się warkocz i moje długie włosy były zmierzwione i pozlepiane jak u czarownicy. Prawa strona mojego nosa połączyła się w całość z opuchniętym policzkiem. Usta miałam wysunięte groteskowo do przodu jakby w wyrazie nadąsania. Dookoła zapadniętych oczu miałam ogromne purpurowe sińce, jedno oko okropnie mnie bolało i miało przekrwione białko. Czułam przeszywający ból ucha. Lewą stronę głowy miałam oblepioną krwią i, gdy jej dotknęłam, w ręce zostały mi kępki włosów. Wytarłam usta i poczułam smak krwi. Nagle przeraziłam się, że przebywam w łazience zbyt długo. Wstrząśnięta, wycieńczona i bliska utraty przytomności powlokłam się więc z powrotem do sypialni. Czułam potworny ból pleców. Mustafa siedział na łóżku z opuszczoną głową, obejmując rękami skronie. Spojrzał na mnie, był rozbity, z mściwej, dzikiej bestii przemienił się w potulne i przestraszone małe dziecko. Upadł mi do stóp i zaczął płakać.
- Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! - zawodził. - Co ja ci zrobiłem?
Błagał mnie o wybaczenie. Mówił, że musiał w niego wstąpić diabeł. Nie chciał zrobić mi krzywdy. Nie mógł zrozumieć, dlaczego coś takiego zrobił, możliwe, że nie mógł znieść zazdrości z powodu innego mężczyzny w moim życiu, ponieważ jego miłość do mnie jest dla niego najważniejsza. Nie mógł nad sobą zapanować, nie mógł znieść myśli, że jego żona była z innym mężczyzną, nawet jeśli był to jej poprzedni mąż.
Oparł czoło o moje stopy i obmywał je łzami, a ja ze zdumieniem uświadomiłam sobie, że odczuwałam dla tego człowieka litość. Próbowałam mu przebaczyć, lecz ból nie pozwalał mi zapomnieć. Całą noc skręcałam się, a Mustafa nie spał, starając się jak mógł ulżyć mi w cierpieniu. Obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę, że potrzebowałam pomocy lekarskiej i Mustafa bardzo się denerwował, że będzie musiał się o nią postarać. Widać było, że zostałam napadnięta i brutalnie pobita, ale błagał mnie, żebym dla zachowania pozorów wytrzymała ból. Był to dla niego fatalny moment, ponieważ miał jechać do Islamabadu, żeby spotkać się z Bhutto, i martwił się, że służba albo jego matka zauważą, jak bardzo ucierpiałam i zaczną na ten temat plotkować.
- Jeśli to się rozejdzie, nie dadzą naszemu małżeństwu szansy - ostrzegł mnie. - Twoja pozycja stanie się taka sama jak innych moich żon. Nie chcę, by cię upokarzano. Nie chcę, żeby ktokolwiek mówił, że śmiałem, czy też musiałem podnieść na ciebie rękę. Chcę, żeby cię szanowano. Jeśli jednak ludzie dowiedzą się, że ja tego nie robię, dlaczego oni mieliby to robić?
Była to bardzo smutna argumentacja. Moje upokorzenie stawało się mniejsze, jeśli nikt inny o nim nie wiedział. Myśl, że stanie się to publiczną tajemnicą, śmiertelnie mnie przerażała. Kuliłam się ze strachu myśląc o utracie godności. Wierzyłam, że najważniejsze są pozory. To była sprawa osobista pomiędzy mną a moim mężem i załatwimy ją między sobą. Nie chciałam, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział, a w szczególności nie chciałam, by dowiedziała się o tym moja matka.
- Zostanę w swoim pokoju, dopóki nie wrócisz - obiecałam. - Powiedz wszystkim, że jadę z tobą.
Mustafa poczuł wyraźną ulgę. Dai Ayesha miała mi przemycać do pokoju jedzenie i kłaść na twarz okłady, żeby zeszła mi opuchlizna. Mustafa pojechał do Islamabadu, gdzie Bhutto mianował go swoim specjalnym asystentem i głównym doradcą politycznym w randze ministra, i natychmiast wysłał do Pendżabu, ażeby załagodził istniejące tam napięcie. Na ogromnym publicznym zgromadzeniu w Rawalpindi, w nieodłącznej czapce Mao na głowie i podniesioną w geście błogosławieństwa, niczym imam, otwartą dłonią, Mustafa ostrzegał roznamiętnione tłumy, że opozycja powinna uświadomić sobie, iż Bhutto i Partia Ludowa wykazywali dotąd powściągliwość.
- Jeśli zostaniemy do tego zmuszeni, zastosujemy odwet - zapewniał. - Na zniewagi odpowiemy zniewagami. Jeśli chcą naszej krwi, my także rzucimy im się do gardeł.
Mustafa jeszcze raz ich pobłogosławił tą samą dłonią, którą masakrował moją twarz. Tłum ryczał wyrażając mu swoje poparcie. Lew Pendżabu powrócił! Tymczasem ja siedziałam cicho cztery dni w swojej sypialni udając, że mnie nie ma. Utwierdziłam się w tym czasie jeszcze bardziej w przekonaniu, że ujawnienie faktu pobicia mnie przez męża ustawi mnie w pozycji Sherry. Zbyt wielu ludzi czekało na mój błąd, żeby szydzić z mojego poniżenia. Moje małżeństwo straciłoby wiarygodność, a matka upewniłaby się, że jestem nikim. Mustafa miał rację mówiąc: "Jeśli ja cię nie szanuję, dlaczego mieliby to robić inni?" Te wszystkie obawy powodowały, że wydarzenie to w moich oczach blakło i pragnęłam je jak najszybciej wymazać z pamięci.
Upłynęły ponad dwa tygodnie, nim zdecydowaliśmy, że mogę wybrać się z wizytą do lekarza. Moja twarz przypominała już w przybliżeniu mój dawny wizerunek. Odwiedziłam laryngologa, psychoterapeutę oraz okulistę. Okulista oznajmił mi, że pęknięte naczynie w oku będzie mi przysparzało kłopotów do końca życia. Jeszcze obecnie, gdy zmęczą mi się oczy, pojawia się na nich drobna czerwona siateczka. Gorsze jeszcze były szkody w mojej psychice. Teraz, ilekroć Mustafa wchodził do domu, trzęsłam się ze strachu. To, co mówił, było rozkazem, a ja winna mu byłam bezwzględne posłuszeństwo. Moja miłość do tego człowieka zmieniła się w strach, wiedziałam, że cokolwiek powiem czy zrobię, może spowodować jego gniew. Czasami wystarczyło nawet moje ponure spojrzenie, żeby wpadł we wściekłość.
- O kim myślisz? O kochanku Aneesie?! - krzyczał.
Podejrzewał mnie, ponieważ zdradziłam swojego męża, moja przeszłość wydała na mnie wyrok. Stale mruczałam pod nosem modlitwy: żeby był spokojny, żeby był dla mnie lepszy, żeby mnie kochał. Nie byłam w stanie myśleć o niczym innym, wszystko było nieważne. Któregoś dnia Mustafa powiedział mi, że nie wolno mi czytać gazet. Podporządkowałam się temu bez najmniejszego protestu. Od tego czasu, ilekroć zastał mnie w pokoju, w którym znajdowały się gazety, czułam się przyłapana i modliłam się, żeby nie pomyślał, że próbowałam je czytać.
Moje modlitwy nie zostawały jednak zwykle wysłuchane. Jeśli wszedł do pokoju i zobaczył gazetę, pytał:
- Czytałaś gazetę?
- Nie - odpowiadałam wzruszając ramionami.
Niezmiennie wpadał w złość.
- Nie kłam! - krzyczał.
Więcej nie mówił, reszty dokonywały pięści. Nie było dnia, żeby Mustafa mnie z jakiegoś powodu nie uderzył: a to spóźnił się posiłek, a to nie włączono ciepłej wody, a to ubrania nie zostały uprasowane... Ciarki mnie przechodziły na samą myśl o tym, że stałam się taka sama jak wzgardzona ostatecznie Sherry. Największą moją tragedią było to, że podobnie jak ona zaprzestałam jakichkolwiek prób powstrzymania jego napadów złości, starałam się jedynie, jak mogłam, nie prowokować go. Jeśli ośmieliłam się, nawet nieśmiało, zaprotestować, bił mnie jeszcze mocniej. W końcu zrozumiałam problem Sherry, stałam się w tym momencie taka jak ona. W dalszym ciągu pretekstem do bicia mnie było moje pierwsze małżeństwo, mój rozwód i powtórne małżeństwo świadczyły o tym, że byłam zdolna do cudzołóstwa. Spowodowało to kompletny zamęt w moich seksualnych reakcjach. Obawiałam się, że najlżejsza reakcja z mojej strony na jego awanse umocni w nim przekonanie, że jestem dziwką. Stare feudalne wierzenie głosi, że kobieta jest narzędziem służącym mężczyźnie do zaspokajania jego potrzeb seksualnych i jeśli kobieta okaże kiedykolwiek, że miała satysfakcję, staje się potencjalną cudzołożnicą, której nie można ufać. Mustafa nie zdawał sobie nawet sprawy, że zniszczył moją zmysłowość. Oczekiwał reakcji i jednocześnie nie zezwalał na nią, te różne jego oczekiwania pozostawały ze sobą w sprzeczności. Byłam jak pilot automatyczny, reagowałam na tyle, na ile to miało dla niego znaczenie, lecz nie próbując odczuwać czegokolwiek samej. Jeśli był zadowolony, była szansa, że będzie miał lepszy humor.
Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, jak ciężkie jest życie prostytutki. Mogłam rozwijać się tylko w tym kierunku, jaki on wybrał. Niezależne myślenie było przestępstwem podlegającym karze. Wiele rzeczy, które mi wpajał, przeczyło temu, co ja uważałam za słuszne, ale nie było mowy o tym, żebym odważyła wdać się z nim w jakąkolwiek logiczną dyskusję. Wartości, przez niego uznawane, wywodziły się ze średniowiecza i stanowiły mieszaninę przesądów, uprzedzeń i mądrości starych babek. Na wysokiej pozycji na tej liście znajdowała się rola żony. Zgodnie z feudalną tradycją, punktem honoru żony jest zaspokajać zachcianki męża. Kobieta jest jak ziemia należąca do mężczyzny
- Tak mówi Koran - stwierdził.
Było to odkrywcze porównanie. Feudał kocha swoją ziemię na tyle tylko, na ile może ją wykorzystać. Ziemia to władza i prestiż. Ogradza ją więc i chroni. Jeśli stanie się nieużytkiem, przestaje się nią zajmować. Ja inaczej interpretowałam słowa Koranu. Moim zdaniem o ziemię należy dbać i uprawiać ją, bo tylko wtedy będzie dawać obfite plony. Inaczej stanie się nieużytkiem. Ale, oczywiście, musiałam bez sprzeciwu akceptować interpretację Mustafy. A przecież mój mąż nie był zupełnie zacofany. Żył we współczesnym świecie i wyznawał filozofię eklektyczną. Trzymał mnie jak w klasztorze i wszystkiego mi zakazywał, ale traktował mnie jednocześnie jak swoją towarzyszkę. Dyskutował ze mną na tematy polityczne i oczekiwał ode mnie zainteresowania tym, co robił. Byłam jak ściana, w którą on rzucał pomysłami, i oczekiwał ode mnie, że będę je odbijać wprost na niego, a nie na boki.
Pozwalał mi także pić wino, ale tylko w jego obecności i tylko wtedy, gdy on tego chciał. Właściwie to nalegał, żebym piła.
- Odprężysz się - mówił - jesteś zbyt spięta w łóżku.
Niezależnie jednak, ile wypiłam, nigdy nie pozwoliłam sobie zapomnieć, z kim jestem. Odkryłam, że ludzki umysł w sytuacji zagrożenia jest w stanie kontrolować działanie alkoholu. Mój proces myślowy załamał się. Bałam się myśleć, ponieważ miałam irracjonalne przekonanie, że on zna moje myśli. Często podsycał we mnie ten mój strach:
- Wiem, że myślisz, Tehmino - mówił - wierz mi. Nie ośmielaj się myśleć o czymś, o czym zabroniłem ci myśleć.
Mój mózg był wyprany, wygotowany i powieszony, żeby się suszył. Obawiałam się spać, bo mogło przyśnić mi się coś, co mogło go zdenerwować! Wciąż słyszałam słowa matki, będące jej interpretacją Koranu: "Jeśli powiem któremuś z moich dzieci, żeby skoczyło z dachu, ma to bez wahania ani protestu zrobić". Dostrzegane przeze mnie objawy schizofrenii w jego zachowaniu i mój ambiwalentny do niego stosunek pozwalały mi przetrwać. Jeśli znajdował się w dobrym nastroju, był czuły i kochający. Karmił mnie własnymi rękami. Marzył wraz ze mną. Obiecywał być dobrym mężem? Czepiałam się rozpaczliwie tych oznak jego dobrej woli, moim jedynym celem było utrzymać go w tym nastroju.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz