CZYLI CZTERY HISTORIE
WSPÓŁCZESNYCH KOBIET
KTÓRE STAŁY SIĘ PRAWDZIWYMI
NIEWOLNICAMI
HISTORIA DRUGA
TEHMINA
NIEWOLNICA Z PAKISTANU
Cz. IX
Jednym z ludzi, których Mustafa często spotykał na spotkaniach gabinetu, był generał Ziaul Haq, szef działu kadr wojska. Odznaczał się małomównością i służalczością i wydawało się, że Bhutto nawet go cenił. Wieczorem czwartego lipca 1977 roku czekałyśmy z moją babką w restauracji, gdzie Mustafa miał się z nami spotkać po zebraniu gabinetu. Spóźniał się, a gdy w końcu się zjawił, był bardzo poruszony. Zapytałam, co go trapi.
- Generał Zia nagle wydaje się mieć własne zdanie - odpowiedział z trwogą. - Nie zgodził się z przedstawionymi przez nas planami. Zmiana jego stanowiska oznacza, że manipulują nim jakieś wyższe władze. Ostrzegłem Bhutto, że coś tu jest nie tak.
Tej samej nocy o trzeciej nad ranem wpadł do naszej sypialni Matin. Mustafa natychmiast się obudził i sięgnął po strzelbę, ale Matin dał mu znać ręką, żeby poszedł za nim. Tylko niejasno zdawałam sobie sprawę z tego, co się dzieje i usnęłam z powrotem. Dziesięć minut później obudziło mnie głośne walenie do frontowych drzwi. Zmęczona i senna wyszłam chwiejnym krokiem z sypialni i spotkałam Matina, który powiedział mi w przelocie, żebym wracała. Cofnęłam się, lecz zostawiłam drzwi lekko otwarte i wyglądałam przez szparę. Za chwilę ze zdumieniem ujrzałam maszerujących sztywno korytarzem dwóch umundurowanych mężczyzn. Za nimi podążało, z gotowymi do strzału stenami, pięciu żołnierzy. Jeden z nich zajął pozycję w korytarzu i zauważył, że drzwi do sypialni są uchylone i że pali się tam światło. Szybko się odwrócił i kopnął je prosto w mój wystający brzuch. Skrzywiłam się z bólu. Dziecko w moim brzuchu gwałtownie się poruszyło. Zatrzasnęłam drzwi i usiadłam na łóżku próbując zrozumieć, co się dzieje.
Czy wojsko przyszło aresztować Mustafę? Czy Mustafa znów naraził się Bhutto, czy był to zamach stanu, który rozpoczęło przysłowiowe pukanie o północy do drzwi? Czy to przedstawienie odgrywano teraz w domach w całym kraju? Zegar stojący na nocnym stoliku głośno tykał. Minęło pół godziny. W końcu Mustafa wrócił do sypialni. Był spokojny, ale widziałam, że rozważa w myślach wszystkie możliwości, analizuje i próbuje robić jakieś plany. Powiedział, że wojsko wystąpiło przeciwko Bhutto i że ogłoszono stan wojenny. Kazał mi spakować walizkę.
- Nie zapomnij moich witamin i moich cygar - dodał.
- Czy jesteśmy w niebezpieczeństwie? - zapytałam.
- Nie wiem. Zamach może być krwawy. Przyszli po mnie. Idź lepiej dzisiaj do domu Ghulama Arbiego i Saimy.
Arbi był jego bratem.
- Nie martw się - powiedział, po czym pocałował mnie w czoło i wyszedł.
Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam w ciemności wypełnionego oficerami jeepa. Mustafa wsiadł do niego i pośpiesznie odjechał. W domu Arbiego i Saimy słuchałam uważnie przemawiającego w telewizji generała Zii. Przejął władzę, lecz obiecywał, że w ciągu dziewięćdziesięciu dni odbędą się wybory. Powiedział, że politycy zostali internowani, lecz że wkrótce zostaną uwolnieni.
ZULFIKAR BHUTTO
Przez ponad dwa tygodnie nie wiedziałam, gdzie się znajduje Mustafa. Potem przesłał mi wiadomość, że czuje się dobrze i jest w Abbottabad, na północ od stolicy. Na trzy dni przed datą mojego porodu Mustafa wraz z innymi więźniami politycznymi przeniesiony został w inne miejsce, do jednego z rządowych domów w Murree, górskim kurorcie odległym o sześćdziesiąt mil od Islamabadu, gdzie mieszkałam w internacie. Pozwolono mi go tam odwiedzić. Martwiłam się o swojego biednego, cierpiącego męża, więc zrobiłam ogromne zakupy i przyniosłam ze sobą dużo jedzenia. Gdy zobaczyłam jednak, w jakich warunkach żyli tam Mustafa i inni internowani, doznałam szoku, zwykły człowiek mógłby im tylko pozazdrościć. Więźniowie zamawiali to, co chcieli zjeść, a posiłki serwowali im kelnerzy w liberiach. Politycy, którzy zaledwie kilka tygodni temu decydowali o losie naszego narodu, grali teraz całymi dniami w karty i tylko dochodzące z zewnątrz odgłosy maszerujących butów zakłócały ten iluzoryczny spokój. Przeniosłam się na pewien czas do Murree, gdzie dnie spędzałam z Mustafą, a noce w domu jego przyjaciela, Taj ul-Mulka. Nawet w więzieniu, jakim był dom premiera w Murree, Mustafa trzymał fason. Codziennie przywożono do niego furgonetką jego uwięzionych doradców i razem omawiali oni przy kolacji aktualną sytuację.
Bhutto był wściekły na Zię i nawet w takiej sytuacji zachowywał się wyniośle. Oskarżał generałów o pogwałcenie konstytucji: artykuł 6 mówił, że interwencja wojskowa i stan wojenny są nielegalne. Otwarcie obrażał generałów i oskarżał ich o zdradę. Przysięgał, że odpowiedzą za to. Mustafa i inni ostrzegali go przed takimi oświadczeniami, lecz Bhutto ich nie słuchał. Uparcie powoływał się na prawo, ignorując fakt, że siła była po stronie generałów. Czasami łagodniał i mówił o przyszłości, o tym, jakie ważne będzie dla niego następne pięć lat, kiedy to będzie musiał umocnić swoją pozycję i wprowadzić reformy, które rozpoczął i które zapewnią mu poczesne miejsce w historii. Uważał, że generałowie przeszkodzili mu w jego dziele, człowieka, który miał zmienić losy kraju, wyłączyli z jego przyszłości. Wierzył, że Zia dlatego tak dobrze traktował jego i innych więźniów z Partii Ludowej, że wciąż ich potrzebował. Rozmowy te były na pewno nagrywane. Gdy generałowie je przesłuchiwali, bez wątpienia musiało w nich narastać przeświadczenie, że muszą pozbyć się Bhutto. Czułam, że nadchodzi czas porodu. Odwiedziłam więc w Murree pewną lekarkę, która zaskoczyła mnie wiadomością, że w szpitalu miejskim nie ma odpowiednich warunków, bym mogła tam urodzić dziecko. Nie miałam innego wyboru, jak tylko wrócić do Islamabadu i czekać na rozpoczęcie bóli porodowych.
Po trzech dniach zjawiła się tam wielka czarna limuzyna z wojskowymi tablicami rejestracyjnymi i, ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, wysiadł z niej uśmiechnięty Mustafa. Zia wydał mu specjalne pozwolenie na odwiedzenie ciężarnej żony. Mustafa spędził ze mną noc i następnego dnia rano odjechał samochodem dyktatora z powrotem. Obudziło to podejrzenia Bhutto oraz uwięzionych kolegów Mustafy, którzy sądzili, że Mustafa ubił za ich plecami interes. Generałowie podsycali te podejrzenia, trzymając Mustafę przez następne kilka dni w Rawalpindi. Mustafa zapewniał o swojej niewinności, ale i tak w oczach swoich przyjaciół stał się podejrzany. Dwa dni później Zia wypuścił Bhutto i wszystkich innych przywódców politycznych na wolność. Bhutto wrócił helikopterem do Islamabadu, a Mustafa powrócił do nas. Kilka dni później, dwudziestego dziewiątego lipca 1977 roku, urodziłam naszą córkę, Naseebę. Naseeba spała z nami w łóżku. Mustafa kazał Ayeshy zrobić dla niej półkolisty podgłówek z wypalanej gliny, żeby podtrzymywał w czasie snu głowę dziecka. Powiedział, że był to taki średniowieczny zwyczaj i dziecko miało mieć dzięki niemu piękny, płaski kształt głowy. Gdy zobaczyłam, jak to urządzenie nabiera kształtu, byłam wstrząśnięta. W końcu pułapka była gotowa i umieszczono w niej maleńką główkę Naseeby. Było jej w tym dziwacznym urządzeniu bardzo niewygodnie, twarz miała cały czas zwróconą na sufit, nie mogła nią w ogóle ruszać i płakała całą noc. Była sina z podniecenia. Bałam się, że się udusi i rozpaczliwie pragnęłam ułożyć ją na brzuszku, lecz Mustafa mi na to nie pozwolił. Jej wrzaski denerwowały go i kazał mi ją uspokajać, ale nie pozwolił mi wyjąć jej główki z trzymadła. Byłam naprawdę przerażona.
Służący opowiadali mi, jak Mustafa zachowywał się w stosunku do córki Sherry, Anny. Kiedy biedne dziecko płakało, gdy on chciał spać, wkładał ją pod łóżko! Mustafa niejednokrotnie starał się tłumić wrzaski dziecka zakrywając mu usta ręką albo kawałkiem materiału. Robił to z taką zaciekłością, że aż trzęsłam się ze strachu, że je udusi. Moja śliczna córeczka, zamiast być źródłem mojej radości, stała się powodem nowego, pełnego strachu napięcia. Musiałam teraz chronić nas obie. Przyjście na świat dziecka poprawiło humor mojej matce. Przyleciała do nas na jakiś czas z Londynu, żeby je zobaczyć. Ponieważ nie aprobowała mojego związku, chciałam ukryć przed nią, jak brutalnie byłam traktowana. Wiedziałam, że matka zaaprobuje moje małżeństwo tylko wtedy, jeśli okaże się ono szczęśliwe. Któregoś dnia została zaproszona na damską kolację i chciała, żebym razem z dwutygodniową Naseebą jej towarzyszyła. Mustafa, nie chcąc, ażeby moja matka ujrzała jego prawdziwą naturę, wyraził, acz niechętnie, na to zgodę. Był jednak zdenerwowany i zawiadomił mnie, że ostatni raz zgadza się na coś takiego i żebym następnym razem załatwiła to sama, bez wciągania go. Była to forma tortury, Mustafa żałował mnie z powodu mojej matki, lecz jednocześnie wytrącał mi z ręki broń w postaci prawdy. Miałam sama wymyślić takie kłamstwo, które pozwoliłoby mi wrócić do domu przed godziną policyjną. Przez większą część wieczoru spoglądałam nerwowo na zegarek, lecz, jak to zwykle w Pakistanie, o dziesiątej trzydzieści kolacji jeszcze nawet nie podano! Ledwie zaczęłyśmy jeść, gdy zawołano mnie do telefonu.
- Jeśli nie będzie cię w domu za pięć minut, to cię urządzę! - grzmiał w słuchawce głos Mustafy.
Wróciłam do stołu przerażona. Wielokrotnie dawałam matce znać, że muszę wracać, lecz ona, pogrążona w rozmowie, nie zauważała moich gestów. Wróciłyśmy w końcu do domu około północy. Matka, wciąż nieświadoma stanu, w jakim się znajdowałam, udała się do swojej sypialni, a ja, tuląc do piersi Naseebę i modląc się do Boga o pomoc i zmiłowanie, podążyłam do swojej. Chciałam szybko znaleźć się przy nim i jednocześnie się bałam. Mustafa stał w ciemności i czekał na mnie. Gdy weszłam, wyrwał mi z rąk dziecko, rzucił je na łóżko i uderzył mnie tak mocno, że upadłam. Stłumiłam krzyk, żeby nie mogła go usłyszeć w sąsiednim pokoju matka. Pozwoliłam sobie tylko na stłumiony szept:
- Matka usłyszy.
- Idziemy na górę - rozkazał groźnie.
Naseeba płakała. Wzięłam ją na ręce i szybko pobiegłam schodami na górę do innego pokoju, który miał być salą tortur, za mną podążał Mustafa. Wiedziałam, co mnie czeka, ale martwiłam się przede wszystkim o to, żeby matka nie dowiedziała się prawdy o moim małżeństwie. Mustafa zamknął za sobą drzwi. Wyrwał mi z ramion Naseebę i rzucił ją na łóżko. Przy akompaniamencie ciągłego krzyku przerażonego dziecka podarł na mnie na strzępy sari i bestialsko mnie pobił, unikając ciosów w twarz. Następnego rana spotkałam się z matką udając, że nic się nie stało. Uczyłam się ukrywać swoje uczucia i siniaki przed światem.
Bhutto stwierdził, że decyzję musi podjąć naród. Przybył na lotnisko w Lahore, gdzie widział go Mustafa oraz wiwatujący na jego cześć tłum. Pod koniec jego urzędowania jako premiera rządu ludzie zmęczeni byli jego obietnicami, lecz teraz, gdy przegrał, gotowi byli zapomnieć mu błędy. Bhutto promieniał radością. Kawalkada samochodów posuwała się w kierunku domu, w którym miał się zatrzymać Bhutto, w ślimaczym tempie. Gdy premier znalazł się w środku, tłum, próbując się do niego zbliżyć, stracił nad sobą panowanie i tak silnie napierał na bramę domu, że ją zwalił. Podnieceni ludzie, znalazłszy się na dziedzińcu, wybijali okna, wspinali się na mury budynku, deptali trawniki i wdrapywali się na drzewa i słupy. Wszyscy chcieli na niego spojrzeć, chcieli jeszcze raz usłyszeć jego pełen podniecenia głos. Bhutto wyszedł na balkon, oznajmił, że czuje się "wielki jak Himalaje" i zaczął przemawiać:
- Generał Zia popełnił zdradę - oznajmił. - Pogwałcił konstytucję. Lud pakistański nie będzie oszczędzać zdrajcy. Wojsko nie ma prawa obalać siłą przedstawicieli narodu ani legalnie wybranego premiera.
Słuchający zareagowali burzliwymi oklaskami, nie zdając sobie w swoim entuzjazmie sprawy, że podpisywali tym samym na Bhutto wyrok śmierci. Następnie Bhutto udał się do Islamabadu. Gdy byli sami, Mustafa ostrzegał go, że musi zmienić trochę linię postępowania, bo generałowie się go pozbędą, lecz Bhutto nie chciał słuchać tych rad. Czuł, że prowadzona przez niego konfrontacyjna polityka wyprowadzi generałów z równowagi i naród stanie po jego stronie, broniąc swojego przywódcy. Zapomniał, że czołgi i karabiny miały więcej do powiedzenia niż nastroje ludu.
Mustafa poinformował Bhutto, że generałowie chcą się z nim spotkać i Bhutto zgodził się na to spotkanie, uważając, że pozwoli ono Mustafie ocenić sposób ich rozumowania. Podczas rozmowy Mustafy z Zią oraz jego dwoma kolegami wojskowi wychwalali Mustafę i oświadczyli, że potrzebują takich ludzi jak on. W stosunku do Bhutto okazywali wrogość zapowiadając, że nie będą dłużej tolerowali jego arogancji. Generałowie oświadczyli, że nie będą się sprzeciwiać, jeśli Bhutto zechce udać się na wygnanie, pod warunkiem wszakże, że obieca, iż nigdy więcej nie będzie się zajmować polityką. Mustafa pomyślał, że to tak jakby poprosić człowieka, żeby zechciał obywać się bez tlenu. Mustafa opowiedział o tym Bhutto i próbował przekonać swojego przywódcę, by ten wyjechał z kraju. Prosił go też, żeby on sam także mógł to zrobić po to, by "przeżyć, żeby walczyć". Bhutto zgodził się na to ostatnie i utorował mu drogę. Zaprosił do siebie ambasadora Zjednoczonych Emiratów Arabskich i poznał go z Mustafą. Ambasador napisał list do szejka Zayed Bin Nayana, władcy Abu Zabi, w którym przedstawiał Mustafę jako "swojego brata" i prosił szejka, żeby ten zapewnił mu wszelką możliwą pomoc. Bhutto oświadczył, że jeśli o niego chodzi, to rozumie powagę sytuacji, ale że nie ma innego wyboru, niż zostać i walczyć. Wkrótce po tym spotkaniu Bhutto znów został aresztowany pod zarzutem morderstwa, a na jego głównych popleczników urządzono polowanie na czarownice.
Mustafa wzywany był jeszcze kilkakrotnie przez różnych generałów na potajemne spotkania i w końcu którejś nocy powiadomił mnie, że musimy natychmiast, jeszcze przed świtem wyjechać do Anglii, bez Naseeby. Powiedział, że zabieranie jej ze sobą spowoduje zbyt wiele niewygód i niebezpieczeństw. Nie wiedziałam, jakiego rodzaju porozumienie zawarł Mustafa z generałami. Pachniało mi to zdradą, ale nie śmiałam mówić na głos o swoich podejrzeniach. Mustafa to wyczuwał i zrobił mi wykład, w którym pouczał mnie, że w polityce kompromisy są konieczne. Wsiedliśmy do samolotu, który wylatywał z Islamabadu o szóstej trzydzieści rano. Gdy oczekiwaliśmy na pozwolenie odlotu, widziałam na czole Mustafy krople potu. Skronie mu pulsowały, a na twarzy malował się strach. Oboje wiedzieliśmy, że generałowie są kapryśni. W końcu samolot wolno zaczął kołować na pas startowy. Silniki zaczęły pracować na pełnych obrotach i maszyna zwiększyła szybkość. Gdy wzbiła się w powietrze, na twarzy Mustafa pojawiła się ulga, poczuł, że uniknął szubienicy. Nie mieliśmy ustalonych planów. Wiedzieliśmy tylko, że najpierw zatrzymamy się w Mekce, żeby odbyć umrą, a potem udamy się do Londynu. Mieliśmy przy sobie tylko pięćdziesiąt tysięcy rupii, które po wymianie na brytyjskie funty warte będą grosze. Nagle poczułam się samotna, straciłam obydwoje moich dzieci. Spojrzałam w okno i zobaczyłam, że nasz kraj znika mi z oczu.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz