Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 18 maja 2025

AMERICAN STORY - Cz. IX

DZIEJE
STANÓW ZJEDNOCZONYCH AMERYKI
OPOWIEDZIANE PRZEZ PRYZMAT
KOLEJNYCH POKOLEŃ AMERYKANÓW





 Postanowiłem reaktywować tę już nieco zapomnianą serię tematyczną o początkach Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Zamierzam ją poprowadzić (oczywiście przy dobrych wiatrach) aż do czasów obecnej prezydentury Donalda Trumpa. Na razie opowiedziałem o powstaniu kolonii Jamestown w roku 1607 i założeniu Wirginii, oraz o przybyciu purytańskich kolonistów z Anglii na statku o nazwie "Mayflower" i założeniu kolonii Plymouth w roku 1620. Teraz skupimy się jeszcze na Jamestown a następnie przeniesiemy się do Nowej Anglii, do Bostonu, który powstał jako jedna z kilku innych kolonii angielskich w rejonie Plymouth



JAMESTOWN 
(Jak wyglądało tam życie 400 lat temu)
Cz. I




 Jamestown, to była pierwsza angielska kolonia w Nowym Świecie (a konkretnie na ziemiach dzisiejszych Stanów Zjednoczonych, bo głównie tego właśnie dotyczy ta seria). Założona 13 mają 1607 r. przez 120 mężczyzn (nie było tam ani jednej kobiety) przybyłych na trzech statkach noszących nazwy: Constant, Godspeed i Discovery, w ramach akcji zasiedlania Nowego Świata przez założoną w roku 1606 przez kilku angielskich dżentelmenów (którym król Jakub I przyznał prawo osiedlania się i kolonizacji na całym obszarze Ameryki leżącym między 34 a 41 stopniem szerokości geograficznej północnej) Kompanię Londyńską. Jakub I jak i większość polityków i przedsiębiorców Królestwa Anglii, zdawała sobie sprawę z postępującej już wówczas hiszpańskiej kolonizacji dzisiejszej Ameryki Łacińskiej, jak również atlantyckich i karaibskich obszarów ziem współczesnych Stanów Zjednoczonych; jak również kolonizacji francuskiej w Ameryce północnej (Acadia, Quebec). Obawiano się więc że Anglia zostanie daleko w tyle za tymi dwoma państwami, a już przecież do kolonialnej eksploracji Ameryki szykowały się i inne kraje europejskie (jak choćby Holandia, czy nawet Szwecja). Po niezwykle owocnym zakończeniu podróży morskiej George'a Weymoutha do ziem Nowej Anglii w 1604, uznano że nadszedł czas aby ponownie rozpocząć zakładanie stałych kolonii w Ameryce (już wcześniej próbowano założyć tam kolonie jeszcze za czasów królowej Elżbiety I, ale los wszystkich angielskich kolonii był dramatyczny, ludność umierała z głodu w ciągu kilku kolejnych miesięcy, gdyż koloniści nastawiali się głównie na poszukiwanie złota, a nie na przetrwanie i gdy tylko kończyły się zapasy przywiezione z Anglii, zaczynał się głód i śmierć - pisałem o tym w poprzednich częściach tej serii). W kwietniu 1606 r. założono więc dwie kompanie, wspomniana wyżej przeze mnie Kompania Londyńska, oraz Kompania Plymouth (która miała zakładać kolonie między 38 a 45 stopniem szerokości geograficznej północnej). Każda z tych kompanii miała kontrolować obszar 50 mil na północ i na południe od pierwotnej osady, oraz 100 mil w głąb morza i 100 mil w głąb lądu. Kolonie te otrzymały królewski przywilej wydobywania złota, srebra i miedzi w Nowym Świecie (król miał otrzymać 1/5 wszystkich tych surowców), a także powołania rady złożonej z 13 przedstawicieli. Przez siedem lat od założenia Kolonii miał nie być pobierane żadne cła importowe, a także kolonistom przyznawano wszystkie prawa i przywileje poddanych króla Anglii. Oczywiście był również punkt w owym przywileju królewskim, w którym zobowiązywano się do nawracania miejscowych pogan na chrześcijaństwo.




Trzy (wymienione wyżej) okręty (wypożyczone przez Kompanię Londyńską od angielskiej Kompanii Moskiewskiej, jako że jedyny okręt tej kompanii "Richard" pod dowództwem Henry'ego Challonsa, został w sierpniu 1606 r przejęty przez flotę hiszpańską u wybrzeży Florydy, a sam Challons przewieziony do Sewilli) pod dowództwem się Christophera Newporta wypłynęły, podążając trasą na Wyspy Kanaryjskie i Indie Zachodnie. U wybrzeży dzisiejszej Wirginii okręty te dostały się w środek burzy, która zagnała je do zatoki Chesapeake. W maju 1607 r. płynąc rzeką Jakuba (nazwaną tak na cześć ich króla), koloniści osiedlili się nie na wyspie (jak początkowo zakładano), lecz na stałym lądzie, na bagiennym półwyspie (co odradzano nawet w instrukcji, którą koloniści mieli przy sobie). 13 maja 1607 r. pierwsi koloniści (którym udało się przeżyć podróż, gdyż 16 spośród 120 zmarło w jej trakcie) postawili stopę na amerykańskiej ziemi. Najpierw odprawiono nabożeństwo dziękczynne, a uczyniono to pod kawałkiem płótna żaglowego. Następnie przystąpiono do budowy osady, którą nazwano (również na cześć króla) Jamestown. Dookoła były nieprzepastne lasy nieznanego kraju, zbudowano więc najpierw drewnianą palisadę otaczającą osadę (na wypadek ataku "dzikusów") i kościół (jako jeden z pierwszych, a prawdopodobnie pierwszy budynek w Jamestown). Oczywiście pierwsze budynki w osadzie były drewniane (jako że tego budulca było pod dostatkiem) i dopiero z biegiem lat pojawiać zaczęły się pierwsze domy budowane z cegły. Otworzono też zapieczętowane instrukcje w których były zapisane nazwiska pierwszych członków 13-osobowej rady, pełniącej funkcję władzy wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej, której to przewodniczył prezes. W ciągu miesiąca od założenia kolonii, wybudowano już trójkątny fort otaczający osadę, kościół, magazyn oraz kilka szeregowych domów. W tym czasie Christopher Newport żeglował dalej wzdłuż rzeki Jakuba, aż do dzisiejszego Richmond. Podejmowano też eksploracje lądowe (głównie związane z poszukiwaniem złota, srebra i miedzi) w których m.in. uczestniczył John Smith. Podczas jednej z takich eskapad zasnął on zmęczony pod drzewem, a gdy się obudził, zobaczył nad sobą kilka indiańskich kobiet, które mu się przyglądały. W swych pamiętnikach zanotował że były prawie nagie i zaczęły się do niego przymilać pytając (oczywiście w swoim języku który on potem - dzięki Pocahontas - poznał) "czy mnie chcesz?", "czy mnie kochasz?" Odrzucił ich amory (dziwne, skoro w osadzie nie było kobiet. Może te opowieści były po prostu wytworami jego erotycznych fantazji?). Innym znowu razem Smith wpadł w zasadzkę i został przyprowadzony do wodza miejscowych Indian plemienia Powhatan - Wahunsunakoka (Anglicy nazywali go po prostu Powhatanem od nazwy plemienia). Miał zostać stracony (poprzez rozłupanie mu czaszki maczugą). Ale wówczas wstawiła się za Smithem Pocahontas, córka Wahunsunakoka, ratując mu życie.




Obszar na którym założono kolonię jamestown, Hiszpanie nazywali krajem Axacan, a nieopodal mieściła się hiszpańska misja jezuicka, założona w 1570 r. Badając wybrzeże rzeki Jakuba, spodziewali się koloniści znaleźć drogę do Chin, a być może nawet do Indii, gdyż wówczas sądzono w Europie że ten obszar Ameryki może prowadzić właśnie do Chin. Oczywiście nie znaleziono ani drogi do Chin, ani do Indii, ani też złota czy srebra - tak wyczekiwanego przez kolonistów. Znaleziono zaś nieprzepastne lasy i wrogich Indian, którzy już w czerwcu 1607 r. dokonali pierwszego ataku na osadę. Co prawda została ona odparta, ale koloniści musieli teraz mieć się na baczności i nie mogli sobie pozwolić na tak częste wypady poza osadę, jak wcześniej. W lipcu Christopher Newport wypłynął do Anglii, zabierając ze sobą kilka bezwartościowych skał (w których - jak sądził - znajdowało się złoto). Po jego wyjeździe koloniści zaczęli coraz bardziej cierpieć głód, gdyż zapasy żywności malały (a nikt nic nie uprawiał, wypady zaś poza osadę były coraz rzadsze, ze względu na częste ataki Indian Powhatan). Pojawiła się też malaria, na którą zapadło kilkudziesięciu kolonistów. Coraz więcej ludzi umierało czy to z głodu, czy to z powodu chorób, gdyż racje żywnościowe były ciągle zmniejszane - co bardzo nie podobało się kolonistom. Najgorsza była zima 1607-1608 r. która pochłonęła kolejne ofiary. Rządzący kolonią pierwszy przewodniczący rady - Edward Maria Winkfield, został usunięty ze stanowiska przy wyraźnym niezadowoleniu mieszkańców osady (dochodziło do częstych kłótni między nim, a wymienionym wyżej kapitanem Johnem Smithem). Przewodniczącym rady wybrano teraz Smitha, jako że udało mu się (dzięki zapewne znajomościom z Pocahontas), uzyskać od Indian nieco jedzenia, przez co  osada mogła przetrwać zimę. Ale gdy w styczniu 1608 r. z Anglii przypłynął Newport, w Jamestown zostało już tylko 40 kolonistów. Sytuacja była dramatyczna, osada (podobnie jak wcześniejsze angielskie kolonie w Ameryce) skazana była na wymarcie, a nie minął nawet rok od założenia Jamestown. 




Ci, którzy przybyli z Newportem do osady, nie wnosili tak naprawdę niczego dobrego do życia mieszkańców, oni bowiem również Nie potrafili ani nic hodować, ani też nic wytwarzać, a przybyli głównie z myślą o zdobyciu złota (zupełnie tak jak pierwsi koloniści). Tymczasem w Londynie akcjonariusze Kompanii Londyńskiej zaczęli namawiać kolejnych śmiałków do wypłynięcia do Ameryki. Słysząc od Newporta o trudnym położeniu kolonistów i obawiając się że osada może podzielić los chociażby tej z Roanoke (o której pisałem w poprzednich części tej serii), postanowili oni zatrudnić ludzi, którzy mieli pojęcie nie tylko o sadzeniu warzyw (co było podstawą przetrwania), ale również posiadali fach rzemieślniczy. Skontaktowali się więc z Michałem Łowickim polskim szlachcicem z Gdańska zajmującym się handlem i mieszkającym w Londynie. Zaproponowano mu ściągnięcie do Jamestown fachowców rzemieślników, oferując bliżej nieznane pieniądze za ich ściągnięcie. Łowicki - mając dobre kontakty w Gdańsku - popłynął tam i udało mu się przekonać do podróży za ocean kilku pracujących w stoczni gdańskiej fachowców. Ludzie ci potrafili wytwarzać smołę, zajmować się obróbką drewna i wypalać węgiel drzewny, tak potrzebny do produkcji zarówno mydła jak i szkła. Byli to w większości młodzi ludzie którym przedstawiono wizję wspaniałej przygody w odległym kraju, co spowodowało że podpisali wybitnie niekorzystną dla nich umowę, zobligującą ich do pracy w kolonii praktycznie tylko za wyżywienie i  zamieszkanie. Nie mogli też się zbuntować przez co najmniej 10 lat, nie mogli też zerwać tej umowy. Dziś znamy nazwiska owych Polaków, którzy w październiku 1608 r. na pokładzie angielskiego statku "Mary and Margaret" przypłynęli do kolonii Jamestown, a byli to: Stanisław Sadowski, Zbigniew Stefański, Jan Bogdan i Jur Mata. Towarzyszył im również Michał Łowicki. Po przybyciu do kolonii szybko pobudowali sobie domy, zbudowali piece do wyrobu szkła (zakładając pierwszą w Jamestown manufakturę szkła i w ogóle pierwszy zakład produkcyjny). Wkrótce też odkryli źródło pitnej wody, ale te wszystkie sukcesy nie przekładały się w żaden sposób na ich pozycję społeczną w osadzie. Ze względu na wybitnie niekorzystną umowę jaką podpisali z Kompanią Londyńską, a także ze względu na fakt że nie byli Anglikami i mówili w obcym języku, byli traktowani jako ludzie drugiej kategorii.




Jedynie rządzące wówczas kolonią John Smith miał z Polakami nieco lepsze kontakty, a to ze względu na fakt, że po pierwsze nieco rozumiał język polski, a po drugie poznał Polaków, gby kilka lat wcześniej służył w armii habsburskiej walcząc z Turkami na Węgrzech. Jako młody chłopak (urodził się w 1580 r.) w jednym z pojedynków pokonał trzech tureckich żołnierzy, za co przez księcia siedmiogrodu Zygmunta Batorego został wyniesiony do szlachectwa (Smith urodził się bowiem w Willoughby w rodzinie kupieckiej) i otrzymał herb trzech tureckich głów. Potem jednak w jednym ze starć dostał się do tureckiej niewoli i został sprzedany jako niewolnik tureckiemu paszy i w żelaznej obroży na szyi musiał wykonywać ciężkie prace na roli. Zdołał jednak stamtąd uciec i tułając się przez Bułgarię, Wołoszczyznę i Mołdawię, dotarł na ziemie Rzeczpospolitej. Tam poznał Polaków, a szczególnie polskich rzemieślników i potem wypowiadał się o nich zawsze w samych superlatywach. Jednak w Jamestown (pomimo sympatii Smitha) Polacy mieli gorszą pozycję niż Anglicy. Przekładało się to również na ich zachowanie względem angielskich kolonistów, którym bardzo niechętnie (a często w ogóle) nie udzielali wytworów swojej pracy. Ponieważ oprócz pracy jako rzemieślnicy, polscy koloniści w Jamestown założyli własny ogródek, gdzie hodowali pomidory, marchew, sałatę i kilka innych warzyw. Dzięki temu, gdy Anglicy umierali z głodu, Polacy mieli co jeść (chociaż Smith polecił im podzielić się częścią tych płodów, aczkolwiek czynili to bardzo niechętnie i rzadko). John Smith miał dla Polaków jeszcze jedną sympatię, gdy podczas ataku Indian Powhatan ocalili mu życie. Nie mogę liczyć jednak na wsparcie Polaków, zmusił angielskich kolonistów aby łowili ryby, zbierali ostrygi, a jednemu nawet polecił aby udał się do Indian i żył tam z nimi jak jeden z nich, dzięki czemu od czasu do czasu dostawał od nich coś do jedzenia dla kolonistów z osady. W lipcu 1609 r do Jamestown przybył z Anglii statek z zaopatrzeniem pod dowództwem Samuela Argalla. Oprócz żywności i wody pitnej przywiózł on również wiadomość o cofnięciu karty z 1606 r. i powołaniu nowej. Przywilej królewski Kompanii Londyńskiej z roku 1609 mówił, że koloniści otrzymują na własność ziemię 200 mil na północ i na południe od osady, a także stronę morza i w stronę lądu. Otrzymał także prawo zasiedlenia wysp 100 mil od wybrzeża. Rząd stanowiła również 13-osobowa rada, która  otrzymywała przywilej powoływania własnych urzędników. Akcjonariuszami nowej Kompanii Londyńskiej było 56 cechów Londynu i 659 osób prywatnych, wśród których znalazło się 21 parów, 96 szlachciców, 53 kapitanów i 11 robotników.

Gdy wiosną 1609 r John Smith przypadkowo zranił się bardzo poważnie, musiał niestety opuścić kolonię i wrócić do Anglii na statku kapitana Christophera Newporta, który w czerwcu 1609 r. wypłynął z Anglii w drogę powrotną wraz z nowym gubernatorem się Thomasem Gatesem i ok. 500 nowych kolonistów. Po dwumiesięcznej podróży przez ocean, w sierpniu 1609 r. okręty dotarły do Jamestown, a na pokładzie pozostało zaledwie 400 kolonistów (reszta zmarła w trakcie ciężkiej podróży). Dotarło tam tylko część okrętów, ale główny, ten na którym płynął nowy gubernator - osiadł na mieliźnie na Bermudach i aż do maja 1610 r. Thomas Gates nie przybył do Jamestown. Gdy zaś już mu się to udało, zastał kolonię ponownie w tragicznym położeniu. Wielu z nowych kolonistów nabawiło się już w Ameryce kolejnych chorób (głównie malarii), a poza tym jak zwykle głód, głód i jeszcze raz... śmierć. Nowych grobów w kolonii przybywało szybciej, niż nowych kolonistów. Paradoksalnie o ile społeczność angielska topniała, o tyle społeczność polska w Jamestown... rosła. Widząc jednak opłakany stan kolonistów angielskich, gubernator Gates zdecydował się zawrócić do Anglii, ale gdy tylko wyruszył w dół rzeki Jakuba, napotkał statek z informacją że oto płynie z Anglii Thomas West, baron De La Warr (Delaware) z zaopatrzeniem i 150 nowymi kolonistami. Czas jaki De La Warr spędził w Jamestown (sierpień 1610 - marzec 1611) był okresem, w którym realnie to on rządził kolonią, a nie Gates. W tym czasie doszło też do kilku hiszpańskich podjazdów, co wywołało wśród angielskich osadników przerażenie. Pierwszą próbę zdobycia osady Jamestown podjęli Hiszpanie jeszcze w 1609 r. gdy w lipcu tego roku kapitan Ecija - dowódca fortu w St. Augustine (założonego na Florydzie w 1565 r.) wpłynął do zatoki Chesapeake. Uznał on jednak wówczas że fort jest zbyt dobrze umocniony aby zdołał go zdobyć jeden okręt i odpłynął. Ecija zobowiązał jednak lokalne plemiona indiańskie aby nieustannie szpiegowały i atakowały angielskich kolonistów z Jamestown. To samo polecił Indianom gubernator hiszpańskiej Florydy - Ybarra. Atak Indian zimą 1610 r. był jednym z największych szturmów indiańskich na osadę i choć zakończył się odparciem czerwonoskórych, to jednak zginęło wówczas wielu kolonistów. Latem 1611 r. kilka hiszpańskich okrętów znów pojawiło się w w zatoce Chesapeake. Doszło do niewielkich starć, ale poza schwytaniem kilku ludzi (po jednej i drugiej stronie) niczym więcej ten atak się nie zakończył. Hiszpański ambasador w Londynie Zúñiga, w listach do króla Filipa III radził mu przedsięwziąć większą wyprawę zbrojną i zdobyć Jamestown, likwidując tę "angielską zadrę" w kraju Axacan. Filip jednak nie chciał tego uczynić, jako że liczył na sojusz z Anglią przeciwko Niderlandom.

Tymczasem napływ kolejnych kolonistów (choć śmiertelne żniwo wciąż było wielkie, gdy latem 1611 r. zmarło następnych 150 osób) spowodował, że założono nad zatoką Chesapeake dwa forty: "Karol" i "Henryk", a także zdołano wypędzić lokalnych Indian z ich siedzi w rejonie Kecoughtan. Mimo to powodów do zadowolenia praktycznie nie było żadnych. Wciąż na nowo pojawiały się te same problemy, które praktycznie wcale (lub w niewielkim jedynie zakresie) nie były rozwiązywane. Latem upał i niemiłosierne roje moskitów, zimą piętrzące się zwały śniegu przez które trzeba było się przebijać i trzaskający mróz, który zabrał nie jedno życie. Z powodu tych trudności baron De La Warr w marcu 1611 r. odpłynął do Anglii pozostawiając kolonię Jamestown w rękach sir Thomasa Gates'a, a szczególnie mianowanego przez siebie zastępcę sir Thomasa Dale'a (który realnie rządził kolonią). Dale - żołnierz i oficer, weteran walk w Holandii, natychmiast wprowadził w Jamestown rządy silnej ręki. Wszyscy mężczyźni (kobiet nadal tam nie było - ciekawe jak sobie radzili z tymi sprawami, pewnie polowali na Indianki ☺️) byli zmuszeni do intensywnej pracy dla dobra osady, pracy, która niczym nie różniła się od niewolnictwa, a ci, którzy się buntowali, byli karani z całą surowością (przy czym chłosta należała do najłagodniejszych z kar). Schwytani uciekinierzy byli po prostu paleni żywcem. Ale pomimo tych srogich kar i ciężkiej pracy, istniały też oczywiście rozrywki, którymi hołdowali koloniści. Jednym z najpopularniejszych było łucznictwo, które było zarówno rozrywką, jak i formą walki i obrony i zdobywania pożywienia. Popularne były również gry w kości, szachy oraz karty. Urządzano też zawody sportowe, takie jak zapasy czy boks. Nie mogło oczywiście zabraknąć muzyki a co za tym idzie również tańców koloniści znali przecież angielskie, walijskie, irlandzkie i szkockie ballady, pieśni oraz tańce. Ale w tym wszystkim nie mogło również zabraknąć jednej z największych (choć dopiero rodzących się) przyjemności, a mianowicie palenia tytoniu. Palenie tytoniu w Jamestown rozpoczęło się tak naprawdę w styczniu 1608, gdy do kolonii przybył angielski wytwórca fajek tytoniowych Robert Cotten. W latach 1611-1612 John Rolfe eksperymentował w kolonii z liśćmi tytoniu z Wirginii, Indii Zachodnich i Ameryki Południowej, tworząc nowe liście o słodkim zapachu. Szybko zmonopolizował handel tytoniem w kolonii i dzięki temu stał się pierwszym sprzedawcą papierosów w Nowym Świecie (oczywiście żartuję, Hiszpanie bowiem również palili tytoń i nim handlowali znacznie wcześniej, niż uczynił to Robert Cotten czy John Rolfe).

W roku 1613 wybuchł kolejny konflikt kolonistów z Indianami Powhatan, ale były też i plusy, mimo wszystko kolonia przetrwała już szósty rok (w ogromnej mierze przyczynili się do tego właśnie koloniści z Polski, którzy na razie nadal będą uważani za ludzi drugiej kategorii, chociaż wkrótce się to zmieni). A tymczasem wybuchł kolejny konflikt z Indianami, którego ofiarą padła córka wodza Wahunsunakoka - 17-letnia Pocahontas.



 
CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz