NA NADCHODZĄCĄ,
TRUDNĄ PRZYSZŁOŚĆ
Ta seria miała początkowo się składać jedynie z dwóch części (ale już teraz wiem że będzie dłuższa), pierwsza miała dotyczyć mężczyzn, druga kobiet. Jeśli ktoś zapyta dlaczego zacząłem od trochę niewłaściwej strony (gdyż jak wiadomo panie mają pierwszeństwo), odpowiem iż jestem ogólnie rzecz biorąc zaniepokojony wartościami jakie reprezentują sobą młodzi mężczyźni w Europie i USA (czyli w tzw.: kulturze zachodniej). W Polsce, Europie Środkowej i Wschodniej te negatywne tendencje, które zaraz omówię, są wybitnie marginalne. A o cóż chodzi? Otóż drodzy panowie - niewieściejemy! Faceci (głównie w Europie Zachodniej i USA), zamieniają się w ... baby. W większości przypadków jeszcze nie fizycznie (choć pokażę przykłady również i takich zmian), ale mentalnie i psychicznie. Zauważmy, pozycja mężczyzny, gdziekolwiek byśmy się nie obrócili, jest albo wyśmiewana (nieudacznik, frajer ... impotent!?), albo też demonizowana (jacy to faceci są źli, ile cierpienia powodują, poprawcie mnie jeśli się mylę, ale wydaje mi się że dobrze pamiętam, że to właśnie Hillary Clinton kilka lat temu stwierdziła że największą ofiarą wojen toczonych przez mężczyzn są kobiety. Pamiętam że - chyba na Twitterze - ktoś pod tym zdaniem umieścił zdjęcie, na którym na ziemi leżało mnóstwo ciał żołnierzy - samych mężczyzn i ani jednej kobiety). Zauważcie że praktycznie wszędzie (oczywiście nie jest to permanentne, bowiem nawet "Architekci Nowego Wspaniałego Świata" - czyli można ich nazwać "Alchemikami", nie są wszechmocni i nie na wszystko mają wpływ), pozycja mężczyzny, jako głowy rodziny, dawcy stabilizacji i bezpieczeństwa (dla kobiety i dzieci), jest wszędzie niszczona i wyśmiewana.
Facet jest dużym dzieckiem, którego należy "wychowywać", którego należy "uczyć" i którego należy ... "karać" jeśli popełni jakiś błąd. A w ogóle to do czego dzisiejszej (wyzwolonej) kobiecie potrzebny jest mężczyzna? Przecież to albo duże dziecko i ciągły problem, albo totalny fajtłapa, albo też impotent i frajer, który ma zarabiać pieniądze i nie interesować się co w tym czasie porabia jego żonka. Naturalne męskie instynkty (asertywność, wojowniczość, dążenie do bycia lepszym od innych), są tłumione najczęściej już na poziomie szkoły podstawowej. Natomiast jednocześnie kobietom próbuje się wmówić że one mogą dziś się w dużej mierze obyć bez mężczyzny, że są samowystarczalne (szybki, przygodny seks, in vitro itd.). Ostatnio w programie Elizy Michalik w Superstacji (bodajże nazywa się "Gilotyna", gdzie prowadzi ona ten program z takim pajacykiem o nazwisku Teler, gdzie co odcinek opowiadają oni bajki jaki to PiS jest straszny, jak łamie demokrację i niszczy państwo prawa i w ogóle zamordyzm i ciemnota się szerzy że aż strach z domu wyjść - swoją drogą lubię oglądać ten program, bo pozwala mi on uświadomić sobie - gdy tylko o tym zapomnę, lub gdy rząd jakimiś głupkowatymi działaniami znów daje paliwo opozycji i takim hejterom - dlaczego tak naprawdę warto wspierać ten rząd - ten Nasz Polski Rząd, z całymi jego błędami i zaniechaniami - to jest wreszcie Nasz Rząd, który dba o Polaków, jakkolwiek by na to nie patrzeć, tak właśnie jest), otóż w ostatnim programie Elizy Michalik, usłyszałem z jej ust określenie "toksyczne związki" na zobrazowanie modelu zwykłej (tradycyjnej - choć nie przepadam za tym określeniem) rodziny.
No, jeżeli rodzina, gdzie mężczyzna zarabia i opiekuje się domem, a kobieta (może, ale już nie musi pracować, bowiem ma oparcie w swoim mężczyźnie), opiekuje się dziećmi i dba o ciepło domowego ogniska, jest dla tej (no niestety, w moich oczach i biorąc pod uwagę niektóre brednie, które tam wygaduje) pseudo-dziennikarki "toksycznym związkiem", to ja się pytam co nim nie jest? Samotność kobiety? Świadomość że może ona sobie wyskoczyć na "szybki numerek" do klubu, zajść w ciążę (gdzie nie będzie nawet wiedziała kto jest ojcem - to jest dla mnie zupełne kuriozum), albo dokonać zapłodnienia in vitro, a następnie (dla hecy - a co?) przeprowadzić aborcję? Jakiś czas temu (w odniesieniu do problemu muzułmańskiego zalewu na Europę), stwierdziłem na jednym z portali, iż uważam wszelkie "litowanie się" nad biednymi uchodźcami, z Koranem pod pachą i najnowszym ajfonem w ręku, za przejaw albo typowo samobójczego, albo też typowo kobiecego myślenia (choć jedno wcale nie musi wykluczać drugiego). Oczywiście nie miałem na myśli wszystkich kobiet, bowiem nie ma takiej możliwości aby wszyscy ludzie określonej płci, rasy czy narodowości myśleli lub działali podobnie, a jednak coś w tym jest, że kobiety tak bardzo pragną przyjmować tych wszystkich nachodźców z opuchniętymi jądrami (za to stwierdzenie też mi się dostało - od pań oczywiście). Zacząłem się zastanawiać (zresztą nie od dzisiaj), a ponieważ uwielbiam dedukcję i logiczne analizowanie wniosków (których niekiedy na pierwszy rzut oka nie widać), czy owa "miłość do uchodźców" z Bliskiego Wschodu nie jest ukrytą formą seksualnego spełnienia?
Ponieważ swą myśl wyraziłem na owym portalu (nie będę wymieniał jego nazwy), w sposób otwarty (zawsze wolę grę w "otwarte karty" niż jakieś tam podchody i zawoalowania), uznały mnie one (co ciekawe - same panie), za - cytuję: "seksistę, rasistę i ksenofoba". Boże, jak ja uwielbiam te zwroty! Nie dlatego żebym się z nimi utożsamiał, ale dlatego że nadchodzące czasy wręcz wymuszą na męskiej populacji ów rasizm (który od dawien dawna był naturalnym odruchem obronnym. Podam przykład, gdy w XIX wieku na południu USA bogaty plantator biczował swego czarnego niewolnika, czynił to właśnie dlatego że jest czarny, co powodowało że czarnoskórzy niewolnicy, gdy się buntowali zabijali swych białych panów, tez właśnie dlatego że byli biali - był to w ich przypadku odruch obronny. A dziś, gdy grupka czarnoskórych wyrostków torturowała niepełnosprawnego białego chłopaka w jednym z amerykańskich miast, czynił to właśnie dlatego że był biały. Ale, w oficjalnie dominującym przekazie mainstreamowych mediów, nie wolno w żadnym wypadku stwierdzić że byli oni czarnymi rasistami - gdyż ten termin zarezerwowany jest TYLKO dla białych, najczęściej heteroseksualnych mężczyzn. A przecież wszyscy ludzie są na dobrą sprawę rasistami, wszyscy widzą różnice, wynikające zarówno z koloru skóry, jak i z płci, tylko że jedni o tym nie mówią, próbując temu zaprzeczyć i sami się cenzurują aby nie otrzymać łatki rasisty lub seksisty - a innych się do tego zmusza na najróżniejsze sposoby. Nie chcę tego tematu dłużej ciągnąć, bo zamierzam się skupić na problemie męskości jako takim, ale zastanówcie się proszę - Wy wszyscy, którzy tak się boicie łatki rasisty - jak to się stało, że biała rasa zawsze, w każdych okresach historycznych, była rasą dominującą nad wszystkimi - nawet tymi, które wydawałoby się stały cywilizacyjnie wyżej - jak chińska i japońska rasa żółta, czy potężne i bogate czarnoskóre królestwa afrykańskie, a nawet - tak, tak, cywilizacja islamska, która w pierwszych wiekach swego rozwoju - totalnie dominowała kulturowo i cywilizacyjnie nad resztą Europy. Dlaczego więc, mimo wszystko to biała rasa okazuje się zawsze zwycięska w tych starciach. Ja znam odpowiedź, ale proszę Was, sami się nad tym zastanówcie).
Innymi słowy, naturalne odruchy obronne (tak, to są naturalne odruchy), są dziś powszechnie tępione, a mężczyzna jest dziś sprowadzany do roli jakiejś maskotki dla kobiety, lub dawcy nasienia - i tyle. Problem jednak polega na tym, że jeśli osłabia się mężczyzn w danej populacji (na przykład - w danym narodzie), to kto najbardziej na tym cierpi? No kto może cierpieć, przede wszystkim kobiety (przykład - ubiegłoroczne wydarzenia w Kolonii i tłumy muzułmańskich szuszfoli, obmacujących i gwałcących niemieckie kobiety, przy biernej ... BIERNEJ postawie niemieckich mężczyzn. A dlaczego niemieccy mężczyźni wówczas nie zareagowali i nie stanęli w obronie własnych kobiet? A choćby dlatego, że niemieckie społeczeństwo, cały niemiecki naród przechodzi już od dziesięcioleci totalne pranie mózgów - notabene nazistowska przeszłość też tutaj zrobiła swoje, zresztą Niemcy mnie totalnie zadziwiają (może kiedyś zrobię oddzielny post, na temat mojej tzw.: "niemieckiej ojczyzny", mojego rodowego niemieckiego Heimatu, jeśli mogę to tak nazwać), zawsze wpadają ze skrajności w skrajność - albo mordercza ideologia, przewidująca zniszczenie wszystkich, wrogich Niemcom ras i narodów - albo ... totalny pacyfizm, ideologia gender i multi-kulti oraz flüchtlinge willkommen. Nie potrafią znaleźć rozsądnego złotego środka pomiędzy tymi skrajnościami - taki dziwny naród). Jeśli mężczyzna nie potrafi stanąć w obronie własnej kobiety, to kim on się staje? Kim on staje się w jej oczach?
Od razu pragnę być tutaj dobrze zrozumiany, ponieważ na początku napisałem że aktywny udział i wsparcie, jakie imigranci otrzymują (w ogromnej większości od kobiet), bierze się z chęci ich seksualnego spełnienia. Oczywiście, ale tutaj wkracza Freud, bowiem w ogromnej większości te myśli (np. o orientalnych książąt, przybywających na białych koniach), oscylują wokół pragnień i fantazji erotycznych, są czymś w rodzaju łagodnych stymulacji o orientalnym zabarwieniu. Jeśli jednak przychodzi co do czego (a muzułmanie mają swoje techniki zbiorowego molestowania kobiet), jest to dla kobiety nie tylko mało przyjemne (bo w tamtej kulturze na dobrą sprawę kobieta jest jedynie dodatkiem do mężczyzny i jej potrzeby, w tym erotyczne nie mają żadnego znaczenia), ale staje się również bolesne (np. gwałt - jest przecież nie tylko formą fizycznej, lecz również psychicznej traumy). Jeśli mężczyzna nie potrafi w takiej sytuacji stanąć w obronie kobiety, to do kogo ona ma się zwrócić z prośbą o pomoc? A mężczyźni nie pomagają, bo albo zostali psychicznie wykastrowani przez media, władze i obowiązującą cenzurę w postaci politycznej poprawności, albo też obawiają się zarzutów rasisty i ksenofoba. Raz jeszcze więc zadam to samo pytanie - kto najbardziej ucierpi na osłabianiu pozycji mężczyzny w społeczeństwie?
I tutaj chciałbym przejść na nasze, polskie podwórko. Mianowicie bardzo podobna sytuacja wydarzyła się niedawno w Ełku (małym zaledwie 60-tysięcznym mieście). Doszło tam do morderstwa, którego dopuścił się Tunezyjczyk (swoją drogą zauważcie że ostatnio za większość zamachów w Europie odpowiadają Tunezyjczycy - w Berlinie, gdzie polski kierowca poświęcił życie ratując ludzi na bożonarodzeniowym jarmarku, w Nicei, gdzie ciężarówką Tunezyjczyk rozjeżdżał sobie ludzi zgromadzonych na promenadzie i teraz w Ełku - ciekawe prawda?). Zamordowany został młody chłopak, 21-letni Daniel, który co prawda nie był świętoszkiem, ale to co go spotkało było niewspółmierne do jego winy. Owszem, chłopak zabrał z kebabu (w którym pracował ów Tunezyjczyk i nie tylko on), dwie butelki Coca-Coli bez zapłaty, ale jakim prawem został on za to zamordowany. Przecież z owego kebabu wyskoczyli za nim czterej imigranci (2 Algierczyków, Tunezyjczyk i Marokańczyk), i odebrali od niego te skradzione butelki, a mimo to go zabili (Tunezyjczyk fachowo zadał mu dwa ciosy nożem, jeden w serce, a drugi zdaje się w żołądek). Przecież mogli go przytrzymać i wezwać policję, chłopak zostałby ukarany, ale nie, w nich odezwała się ich plemienna kultura, nakazująca odpłacać za karę śmiercią. I co było dalej? Ano owi imigranci wrócili (jakby nigdy nic) do swego kebabu, po czym byli zdziwieni gdy zabrała ich policja (trzech z nich, którzy nie brali udziału w zabójstwie już zostało zwolnionych, Tunezyjczykowi grozi dożywocie). Ale nie koniec na tym, szybko bowiem na miejscy zabójstwa zaczął się zbierać tłum mieszkańców miasta (nie po to aby malować kredkami jakieś anty-przemocowe hasła, kwiatki czy słoneczka lub śpiewać "Imagine" Lennona, jak mieszkańcy krajów zachodnich), którzy ... zdemolowali dwa kebaby, należące do jednego z owych muzułmanów, a nawet próbowano podpalić dom, który wynajmował ów właściciel.
Nie piszę tego, aby pochwalić tych ludzi, ponieważ uważam że ani niszczyć, ani podpalać ani kraść ani tym bardziej zabijać nikt nie powinien i nie może. Ale chodzi mi o zupełnie odmienną reakcję jaka poszła w świat - zobaczcie jak zareagowali Polacy. Zabiliśmy jednego z nich, a wkrótce całe miasto prawie by nas zlinczowało. Nie ma co z nimi zadzierać, bo odpowiedzą tym samym, jedźmy do Niemiec i Francji, tam (jeśli nie trafi się jakiś Polak za kierownica, który nam to uniemożliwi), możemy do woli rozjeżdżać wszystkich tirami, strzelać przed dyskontami lub dokonywać ataków na kluby i obcinać ludziom genitalia, piersi i wyłupywać oczy (jak stało się w klubie Bataclan w Paryżu). Przekaz więc jest bardzo jasny - tamci się bronią, nie ma sensu więc ich atakować (zresztą po tych wydarzeniach nie tylko w Ełku doszło do "anty-islamskich zachowań" - że się tak wyrażę. Również we Wrocławiu wybito szybę w jednym z miejscowych kebabów, a w Ozorkowie jakiś bogu ducha winny muzułmanin wyłapał oklep). A należy podkreślić że u nas, w Polsce społeczność muzułmańska (mam na myśli napływowych muzułmanów z Bliskiego Wschodu), jest niewielka i nie może się nawet w 1/4 równać z tym co jest we Francji, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Norwegii czy w Niemczech. Ale zauważcie, ja w żadnym razie nie pochwalam tych praktyk (odwetowych), ale nie ma na nich innej rady, ponieważ oni nie myślą jak normalni Europejczycy. Oni myślą w sposób plemienny, to znaczy jeśli ucierpiał jeden z naszych, to my go pomścimy. A ponieważ mieszkańcy Ełku odpowiedzieli takim samym zachowaniem (jedynym jaki trafia do tych ludzi i jaki w ogóle rozumieją i szanują), to zobaczycie, że większość z nich (już i tak uciekają z Polski jak tylko mogą, gdy tylko się tutaj dostaną), będzie omijać nasz kraj szerokim łukiem. Polacy się bronią, Niemcy i Francuzi pozwalają zaś nawet gwałcić własne kobiety, poza tym płacą pieniądze i nie trzeba nic robić. Kto temu winien? Upadek pozycji mężczyzny w kulturze tych krajów.
W KOLEJNEJ CZĘŚCI ZAPREZENTUJĘ NAJBARDZIEJ SKRAJNE PRZYPADKU UPADKU POZYCJI MĘŻCZYZNY W KRAJACH tzw.: ZACHODU
CDN.
Kwestie podziału na płcie.
OdpowiedzUsuńDla kogoś kto ma silne utożsamienie się z płcią i ze swoim ciałem owszem. Ten wpis będzie miał na znaczeniu i ci będą go odbierać i pisać w taki sposób, jaki piszesz.
Widać jestem wewnątrz hermafrobytą, bo ani utożsamiam się z tą płcią męską jaką teraz jestem, ani żeńską. Choć obie są u mnie wymieszane.
To zagadnienie, mojego odbioru rzeczywistości oraz tego jak ludzie "grają" w te płcie, jest z mojego punktu widzenia "zabawny" :D Zawsze miałem problem z dogadaniem się w pełni i z jedną i z drugą płcią oraz znalezieniem sobie miejsca i u jednej płci i u drugiej. Także mam nadal problem bycia takim, jaką mam płeć teraz i przypisaną do tego ciała rolą. I w żadnym wypadku to pranie mózgu mediów i ideologii tej tutaj na zachodzie. To raczej wewnętrzne od dziecka odczucie i bycie. Wręcz bycia "nikim". Ani człowiekiem, ani płcią.
Dla wielu, którzy to przeczytają, sposób litowania jest naturalny, jednak to wynika tylko z mocnego zakorzenia się ich świadomości w tym świecie. Dla mnie akurat bycie tutaj, gdzie jest tyle "polaryzacji", podziału i ról, zachowań przypisanych do tych podziałów jest męczące i sprawia mi kłopot. Gubię się w tym wszystkim.
Nigdy takim facetem będę, jakim opisujesz tutaj. Wręcz przestało mi zależeć na związkach męsko-damskich, skoro muszę być taki. Dla mnie to jest śmieszne i w pewien sposób żałosne. Choć dla większości jest to naturalne. Po prostu wiem, że ten podział jest sztucznie stworzony, ku jakiemuś celowi. I dobrze wiesz jakiemu, opisując to na początku bloga. Celowi "GRY".
Zgodzę się, że ruchy imigracyjne i ideologia wyprały mózgi w zachodnich społeczeństwach. Wręcz jest to celowe i z pełną premedytacją robione. Jednak następny etap ewolucji u nas będzie raczej polegał zanikowi skrajnego podziału płci. On będzie, ale mniej prymitywny jaki teraz jeszcze dominuje. Wręcz zachowanie naszych polskich mężczyzn, tych skrajnych, jest dla mnie... obrzydliwy. Wręcz równie podobny co do tej dziczy. Obie płcie maja problem z równowagą przeciwnej energii u siebie. Kobiety nie mają rozwiniętej męskiej energii, a mężczyźni żeńskiej.
Ja cię rozumiem Soyokaze. Ale mam nieodparte wrażenie że to jak piszesz i komentujesz rzeczywistość, wynika z faktu, że jesteś osobą nazbyt "uświadomioną" (jeżeli mogę się tak wyrazić?). Chodzi mi o to, że Ty wiesz to, o czym pojęcia (zielonego pojęcia) nie mają miliony żyjących tu na Ziemi osób, i to (niestety) sprawia ... ból.
UsuńTo jest właśnie ten problem zbytniego uświadomienia się (co do swej prawdziwej tożsamości), przy jednoczesnej świadomości braku możliwości zmiany tego stanu rzeczy. Piszę to dość pokrętnie, ale sądzę że wiesz o co mi chodzi? Mam na myśli to, że jeśli jesteś człowiekiem uświadomionym (przyznam się szczerze że chwilami odczuwam podobnie jak i ty i też sądzę że "duchowo" mogę posiadać żeńskie cechy, jeśli w ogóle można to tak interpretować), to świadomość nieświadomości innych i jednocześnie własnej niemocy aby zmienić pewne materialne uwarunkowania wokół siebie - powodują ból. Najczęściej emocjonalny (choć nie tylko).
Mimo to jesteśmy Tu i Teraz, na tym Łez Padole i powinniśmy (przynajmniej spróbować) odgrywać przypisane nam role. Tak mi się wydaje - może się mylę, nikt, prócz Boga nie jest przecież nieomylny.
Pozdrawiam.